Artykuły

Chwała bohaterom. Ale nie takim oczywistym

"Dwa teatry" Jerzego Szaniawskiego w reż. Marka Mokrowieckiego w Teatrze Dramatycznym w Płocku. Pisze Milena Orłowska w Gazecie Wyborczej - Płock.

Marek Mokrowiecki, dyrektor Teatru Dramatycznego i reżyser jego najnowszej inscenizacji, czyli "Dwóch teatrów" Jerzego Szaniawskiego, zapowiadał, że zrobi sztukę o teatrze. Ale trochę oszukiwał...

...zrobił bowiem sztukę o ludzkiej duszy. O uczuciach. I o bohaterach, którzy nam o ich istnieniu przypominają.

Przed premierą chwaliłam dyrektora za wybór tytułu - doceniałam odwagę, z jaką wziął na warsztat nieco zapomnianą sztukę nieco zapomnianego Jerzego Szaniawskiego, zresztą patrona płockiego teatru.

"Dwa teatry" ostatni raz wystawiano w Polsce ponad 30 lat temu! W głębi duszy jednak trochę się bałam - czy to nie będzie zbyt przestarzałe? Co współczesnemu widzowi może powiedzieć tekst oniryczny, powstały zaraz po wojnie, który wyszedł spod pióra autora ganionego często za poetyzowanie, oderwanie od rzeczywistości, bujanie w obłokach autora? W dodatku autotematyczny, bo mówiący o teatrze?

Po niedzielnej premierze strach minął jak ręką odjął. Powiem wprost (nie w stylu Szaniawskiego) - każdemu, z ręką na sercu, polecam to przedstawienie. Jest po prostu piękne, wzruszające i mądre.

"Dwa teatry" opowiadają o dyrektorze teatru Małe Zwierciadło (w tej roli wzruszający Krzysztof Bień). Dyrektor ów ma ściśle określoną wizję swej sceny - wystawia rzeczy świetne, ale w stylu, który określilibyśmy dziś "krótko i na temat".

Część niedzielnego przedstawienia była właśnie próbką produkcji made by Małe Zwierciadło. Taki teatr w teatrze. Były to dwie jednoaktówki, zwięzłe, przepełnione znaczeniami. Życiowe. W pierwszej dom niespełnionego adwokata, dziś leśnika, odwiedza jego dawna miłość. Czoła stawia jej Matka - teściowa marzycielskiego leśniczego (w tej roli Hanna Zientara-Mokrowiecka, po prostu wspaniała). Broni szczęścia córki i przepędza, jak to określa, "lafiryndę z miasta". W drugiej syn stareńkiego i zdziecinniałego ojca staje przed tragicznym dylematem - może uratować się z powodzi, ale musi zostawić na śmierć swego tatę. Wybiera życie. Obie sceny, gdy wychodziły spod ręki Szaniawskiego, były dramaturgicznym majstersztykiem, a w realizacji płockiego teatru lśnią pełnym blaskiem. Dość powiedzieć, że publiczność przerywała przedstawienie brawami.

No więc ten właśnie dyrektor tej właśnie sceny o określonym, "życiowym" charakterze, nie decyduje się na wystawienie dwóch sztuk, które przynoszą mu aspirujący dramaturdzy. Jedna mówi o mieście wysadzonym w powietrze, pod którego gruzami ginie młoda dziewczyna, druga to zaledwie szkic, kilka zdań - krucjata dzieci idzie gdzieś z czapkami z polskimi orzełkami, nie wiedzą, że idą na zagładę... "To niesmaczne" - powie o pierwszej, "Tego nie zgra żaden teatr" - mówi o drugiej.

W trzecim akcie okazuje się, że życie było "odważniejsze" niż dyrektor. Miasto wyleciało w powietrze. Dziecięca krucjata poszła na zagładę (pamiętajmy, że "Dwa teatry" powstały zaraz po wojnie). Dyrektor próbuje zacząć od nowa, dostaje nowy lokal, właściwie nieogrzaną i wilgotną ruinę, ale lada moment chce wznowić działalność. Jest jednak stary, stary i zmęczony, siada w fotelu, zasypia... I wtedy widzi (lub, jak powiedziałby ktoś bardziej racjonalny, śni mu się) inny teatr - Teatr Snów. Dyrektor tej sceny (w tej roli Mariusz Pogonowski) wyjawia mu, że właściwie Teatr Snów działał tu od zawsze. "Żywił" się tym, co wystawiało Małe Zwierciadło. To w Teatrze Snów spektakle Zwierciadła miały i wciąż mają swój ciąg dalszy - Matka wypomina pięknej nieznajomej, że jej wspomnienie, jej duch, nawiedza wciąż leśniczówkę i odbiera spokój mieszkańcom. Uratowany z powodzi syn przyznaje, że choć ksiądz go rozgrzeszył, a sąd uniewinnił, gdy zasypia - wciąż słyszy ojca, staruszka rzuconego na pastwę wodnego żywiołu, który woła: "Synu! Synu...".

Małe Zwierciadło jest w płockim przedstawieniu jak maska na twarz, którą nakładamy, gdy wychodzimy co rano z domu. Teatr Snów jest tym, o czym myślimy, co czujemy na moment przed zaśnięciem, sami, odarci z masek. Jest naszą duszą. Oba teatry są nam niezbędne, jak niezbędne są nam ego i id (w przedstawieniu jest kilka nawiązań do teorii Freuda). I - uwaga, teraz piszę o przesłaniu płockiego przedstawienia - oba teatry są ważne! Tak jak sztuki obu teatrów były świetne. Oba bez siebie byłyby niczym. Ważna jest powierzchnia, ale tylko dlatego i tylko wtedy, gdy pod nią czai się głębia. Uczucie. Wrażliwość. Sumienie. Dyrektor Teatru Snów nie potępia dyrektora Małego Zwierciadła, przeciwnie, ma dla niego mnóstwo serca. Stary dyrektor był bowiem jak każdy z nas - wstydliwie zakrywał twarz, gdy płynęły po niej łzy wzruszenia.

A skoro o odwadze mowa - słowo o bohaterach z tytułu tego tekstu. Jak już wspomniałam, w "Dwóch teatrach" sporo jest nawiązań do wojny, choć samo słowo "wojna" (jak to u Szaniawskiego, nic nie jest wprost) nie pada w nim ani razu. Dużo mówi się jednak o dziecięcej krucjacie, "małych bohaterach" ze sztuki niedopuszczonej do realizacji w Małym Zwierciadle, marzycielach, którzy - tu cytat z dyrektora - "porywają się z motyką na słońce". Z pewnością w czasie prapremiery "Dwóch teatrów" tuż po wojnie jasne było, kto szedł w tej krucjacie.

Dekady jednak minęły i pora, by współczesnym widzom powiedzieć coś współczesnego. Kto więc idzie w dziecięcej krucjacie ponad pół wieku po powstaniu? Kto przypomina wam, jak ważne jest marzenie? Serce? Dusza? W przedstawieniu Mokrowieckiego, w finale, jasne staje się, że to aktorzy. I teatr. W końcowej scenie, przy wtórze okrzyków "Chwała bohaterom!", na wielkim ekranie wyświetlane są portrety twórców spektaklu. To dzięki nim "rusza się" nasza dusza.

Nie wierzycie? Powiedzcie więc - kto ostatnio powiedział wam, pokazał, że w waszym życiu ważna jest poezja, tajemnica? Żona przy śniadaniu? Prezenter telewizyjnych wiadomości? Szef na zebraniu? Idę o zakład, że nie. W ostatnią niedzielę powiedzieli to oni. Aktorzy, reżyser, scenograf, autor muzyki. Wypada tylko podziękować.

Jako że przedstawienie jest hołdem dla siły i możliwości teatru - jest w nim, szczególnie w momencie gdy oglądamy jednoaktówki Małego Zwierciadła - sporo teatralnej kuchni. Na naszych oczach scenografie zmieniają się jak w kalejdoskopie, a aktorzy wyczarowują kolejne frapujące opowieści.

Jest także w płockich "Dwóch teatrach" dużo pięknych wizualnie scen, teatralnej elegancji - to już wizytówka Mokrowieckiego. Przysłużyła się temu z pewnością nienachalna, ale świetnie wpasowująca się w klimat scenografia Aleksandry Szempruch i muzyka Krzysztofa Misiaka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji