Artykuły

Chodzę twardo po ziemi

- Mam bardzo zdrowy stosunek do życia, do zawodu, który dzieje się "tu i teraz", do swojego miejsca w społeczeństwie. Wiele rzeczy, kiedyś uznanych za ponadczasowe, ginie i znika wraz z nami. Trzeba mieć tego świadomość - mówi warszawski aktor KRZYSZTOF KOLBERGER.

Teresa Gałczyńska: Pewnie z uwagi na ciepły, ale stanowczy głos wybrano pana do odczytania "Testamentu Jana Pawła II". To było wyróżnienie czy tylko kolejne zadanie aktorskie?

Krzysztof Kolberger: Mam nadzieję, że nie wybrano mnie ze względu na głos czy wygląd. Tego zdarzenia nie traktowałem jako zadania aktorskiego. To było coś więcej: niezwykłe wyróżnienie i zadanie.

Jest pan wierzący?

- Czy w tym przypadku ma to jakiekolwiek znaczenie? Gdybym nie wierzył w zasady, prawdy, ideały, nie wiem, czy chciałbym uprawiać ten zawód. Nie wiem, czy w ogóle warto bez nich żyć? Najlepsze rzeczy, które zrobiłem, powstały wtedy, kiedy w coś wierzyłem, coś zapalało mnie do jakiejś idei. Brzmi to może pompatycznie, ale świadomie używam tego słowa. Mam bardzo zdrowy stosunek do życia, do zawodu, który dzieje się "tu i teraz", do swojego miejsca w społeczeństwie. Wiele rzeczy, kiedyś uznanych za ponadczasowe, ginie i znika wraz z nami. Trzeba mieć tego świadomość. Nie pracuję dla przyszłych pokoleń, dla tych, co za sto lat będą chcieli pogrzebać w encyklopedii i poczytać o mnie. Pracuję teraz i dziś.

Mimo choroby nowotworowej, tuż po operacji, podjął się pan reżyserii spektaklu "Kocham O' Keeffe". Nie wolał pan odpocząć czy poddać się rekonwalescencji?

- Teraz również mógłbym odpocząć, a udzielam pani wywiadu... (śmiech). Nie ukrywam, że wykorzystuję perfidnie każde spotkania z dziennikarzami dla reklamy tego przedstawienia. O reżyserowaniu tej trudnej sztuki zdecydował trochę przypadek. Podczas dość zaawansowanych prac na tekstem, poprawkami w tłumaczeniu, skrótami, zrezygnowała osoba mająca

sztukę reżyserować. Małgosia Zajączkowska natychmiast powiedziała: "Krzysztof, zrób to sam". Zdążyłem się zżyć już z tekstem i może nieskromnie pomyślałem, że przy pomocy Małgosi i kilku zaprzyjaźnionych osób, pracujących nad przedstawieniem, podołam. I rzeczywiście poświęciłem tej sztuce kawał życia.

W warszawskim Kinoteatrze "Bajka" na spektaklu są komplety. Niebawem jedziecie na Broadway, więc naprawdę warto było!

- To prawda. Jedziemy do Jaskini lwa"- miasta, w którym ta sztuka się rozgrywa. Georgia O' Keeffe i jej mąż Alfred Stieglic, prekursor

fotografii artystycznej, mieszkali dużą część życia na Manhattanie. Tam się poznali. To dodatkowy walor. Mam nadzieję, że zobaczą to Amerykanie związani korzeniami z Polską i również się im spodoba.

Jest pan pedantem?

- W jakim sensie?

Dokładny w szczegółach, słowny, punktualny..

- Dzisiaj spóźniłem się na spotkanie z panią, więc z tą punktualnością bywa różnie... Ale na pewno jestem człowiekiem, który lubi pewien porządek w życiu i na scenie. Nie lubię bałaganu - to prawda.

Drażni pana nieporządek w ludzkich duszach?

- O, to już poważny temat. Czasem osoby o nieuporządkowanej psychice czy wręcz pewnych zaburzeniach mogą być dużo ciekawsze od pozornie uładzonych, uporządkowanych.

Poddaje się pan życiu? Temu, co przynosi, dobrego lub złego?

- Przyjmuję życie z pozytywną pogodą. Nie godzeniem się na los, ale pogodą, co nie znaczy, że nie walczę o to, aby było lepiej. Zwalczam ułomności, nieszczęścia, słabości, jeśli stają mi na drodze. Staram się je pokonać, ale jednocześnie przekształcam je raczej w walor, potrzebny, konieczny do mojego zawodu, moich przedsięwzięć, ról.

- Gdy poznał pan diagnozę: nowotwór, pomyślał pan: dlaczego ja?

- Przede wszystkim zastanawiałem się, biorąc pod uwagę stopień zagrożenia w czasie operacji, jak zdążyć z załatwieniem najważniejszych spraw. Chodzi o rzeczy, o których nie myślimy, na które nie zwracamy uwagi w normalnym biegu codzienności. Potem nagle się okazuje, jak wiele spraw jest

nie załatwionych. Urzędowych, papierowych, spadkowych itp., itd. Niekiedy okazuje się, że jest za późno...

Ktoś inny na pana miejscu chciałby oddać się raczej uciechom życia...

- Uciechy do pewnego momentu mogą bawić, ale potem wychodzi na jaw, że chyba nie na tym polega życie. Jestem człowiekiem, który bardzo lubi bawić się, śmiać się, szukać dowcipu, humoru w poszczególnych sytuacjach, również na scenie, jako aktor. Ale życie nie wszystkim układa się różowo. Czasem ludzie przychodzący do teatru chcą zapomnieć, odreagować od codzienności. Prowokować uśmiech - to działanie ułatwiające życie innym. Ale żeby się uśmiechnąć, nie wystarczy tylko podciągnąć wargi. Trzeba spowodować psychiczną zmianę w sobie. To nie sztuka śmiać się, kiedy jest wszystko dobrze. Sztuką jest szukanie uśmiechu, gdy jest nam źle. Potem okazuje się, że z tego złego wynika coś dobrego. Takie podejście powoduje, że łatwiej przeskakiwać przeszkody

Aktorki, z którymi pan gra czy to w "Scenach z życia małżeńskiego", czy w "Kocham 0'Keeffe" podkreślają pana niezwykły spokój i opanowanie. Nigdy się pan nie denerwuje?

- Słyszała pani, żeby facet histeryzował? Nie należę do histeryków, a nerwy trzymam na wodzy. Nauczyłem się tak układać stosunki między ludźmi, żeby moje relacje z nimi owocowały dobrą pracą. Zycie jest tak krótkie, że szkoda mi go na marnowanie każdej chwili. Psucie atmosfery powoduje niepotrzebne napięcia. Oczywiście, nie da się ich całkowicie uniknąć. Pracujemy na własnych emocjach, na napięciach, aby -jak to się mówi - zaiskrzyło. Natomiast prywatne nerwy są tylko stratą czasu, którego nie mamy za wiele. Wiem o tym najlepiej .... Nie ukrywam, że praca, szczególnie przy "0'Keeffe", kiedy byłem tuż po operacji nowotworowej, była dla mnie najlepszą terapią. Umożliwiła mi szybszy powrót do zdrowia.

Ma pan na koncie wiele nagród, wyróżnień, dowodów uznania. Czegoś pan żałuje? Czegoś pan jeszcze nie zrobił? O czym jeszcze pan marzy?

- Dostałem od losu wielką nagrodę. Podarowano mi kolejny okres życia! Dlatego rzuciłem się w wir pracy. Nie boję się rzeczy trudnych, wymagających wysiłku. Świadomość, że są ludzie, którzy chcą się ze mną kontaktować poprzez sztukę, poezję, daje mi siłę. Dzięki możliwościom, jakie daje zawód aktora, mogę przenosić się w inne, lepsze rejony naszego życia i cierpliwie czekać na kolejne propozycje. A cierpliwości mam coraz więcej.

Jest pan romantykiem?

- Nie tylko. Chodzę twardo po ziemi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji