Ewa Berger-Jankowska. Wspomnienie
Kobieta niezwykła, stanowcza i zdecydowana. Fascynowały ją New Age i tajemnice przyrody. Miała dwa życia. W pierwszym była aktorka teatralną i filmową, w drugim - najstarszą wiekiem i stażem rebirtherką rejestrowaną.
Należała do Centralnej Służby Akademii Życia im. prof. Juliana Aleksandrowicza, założonej przez Lucynę Winnicką w 1982 r. przy ul. Gołębiowskiego 5. Prowadziła kursy, seminaria, sesje RB i konsultacje. O swoim życiu zawodowym nic nie mówiła. Pogrzebała je w pamięci w momencie rejestracji na rebirthera.
Kiedyś w klubie Wydziału Architektury przy ul. Koszykowej widziałam, jak kręcą jedną ze scen do filmu "Marysia i Napoleon". Ewa była piękną, rzucającą się w oczy osobą, skupiającą na sobie uwagę otoczenia. W Akademii Życia była prawdziwym guru. Długo nie wiedziałam, że to ta sama osoba. Dla każdego potrzebującego znajdowała czas. Słuchała, dawała rady. Jodze oddechowej oddała się bez reszty.
W czasach niedoboru żywności i kartek na mięso została wegetarianką. Później swoją dietę coraz bardziej ograniczała, na wiosnę regenerowała organizm przez głodówki. Otwarta na wszystkie prądy ekologiczne i prozdrowotne kończyła liczne kursy medycyny naturalnej. Wszystkie techniki wypróbowywała na sobie. W myśl powiedzenia "gdybym sam nie poszedł, kto poszedłby za mną". Znała licznych uzdrowicieli, łamów i mnichów. Miała wielu przyjaciół. Nie każdy umiał dostosować się do jej świata.
Była lojalna. Gdy w Grotnikach pod Łodzią w czasie ogólnopolskiej weryfikacji rebirtherów przyjaciółka nie została zarejestrowana, nie zgadzając się z tym, odmówiła zarejestrowania siebie. Oczytana, otwarta na wszystko, co nowe, jako jedna z pierwszych zapisała się do klubu fitness.
Kochała zwierzęta, kolejne psy brane ze schroniska wyprowadzane na spacer pociągały ją za sobą i przewracały. Łamała sobie to i owo. Nigdy nie oskarżała ich, tylko siebie, że była nieostrożna, zagapiła się lub zaplątała o smycz. W największe mrozy jeździła na działkę dokarmiać ptaki. Spała mało, czasami wcale.
***
Na malutkiej działce przy al. Żwirki i Wigury, kucając, nożyczkami wycinała listki zasłaniające innym roślinom słońce. Nie zrywała owoców, czekała, aż same spadną, dopiero nadgryzione przez osy zjadała.
W piątkowe południe 14 grudnia ub. roku skremowaną mistrzynię pochowano na warszawskim Cmentarzu Południowym w Antoninie pod Piasecznem. Zmarłą pożegnała w imieniu Akademii Życia mistrzyni Reiki Ewa J. Rodzina, przyjaciele, przyjezdni z Łodzi i Kielc długo stali nad grobem. OM.