Artykuły

Recykling

"Kopciuch" w reż. Willa Pomerantza w Narodowym - na scenie Teatru Małego. Pisze Roman Pawłowski w stołecznym wydaniu Gazety Wyborczej.

"Wielu wybitnych dramaturgów poprawia i uzupełnia swoje stare sztuki. Tak uczynił ze swoją Kartoteką Tadeusz Różewicz, tak robi Tadeusz Słobodzianek przy okazji kolejnych wystawień Proroka Ilji. Decyzja Janusza Głowackiego (na zdjęciu), który dla Teatru Narodowego napisał nową wersję Kopciucha, nie jest więc wyjątkiem. Wyjątkowe jest co innego: mało który polski dramat zestarzał się tak jak ta sztuka napisana 25 lat temu.

Historię dziewczyn z poprawczaka, które wystawiają bajkę o Kopciuszku, odczytywano w latach 80. jako metaforę totalitaryzmu. Zakład, w którym panuje terror, donosicielstwo i cenzura kojarzył się z państwem policyjnym, metody zastraszania, które stosuje wobec dziewcząt kierownictwo - z metodami ubeckimi, a postać reżysera, który kręci film o zakładzie - z kłamstwami propagandy. W tytułowym Kopciuchu - dziewczynie, która jako jedyna przeciwstawia się kłamstwu - dostrzegano portret nastoletniego dysydenta.

Trudno się dziwić, że w latach 90. sztuka zeszła z afisza, ponieważ odszedł system, który opisywała. W nowej wersji Głowacki próbował zatrzeć ślady po PRL-u, przesuwając akcent z krytyki reżimu na krytykę mediów żerujących na ludzkiej tragedii. Ale w tym celu trzeba by napisać nowy dramat, tymczasem zmiany są kosmetyczne: autor uaktualnił slang, wprowadził rap, a z postaci zastępcy dyrektora uczynił katolickiego oszołoma, który wiesza krzyże w salach i zmusza wychowanki do śpiewania nabożnych pieśni. Jednocześnie pozostawił sceny, które mówią bezpośrednio o rzeczywistości komunistycznej - jak lekcja śpiewu, podczas której wychowawca cenzuruje piosenkę dziewczyn, skreślając słowa o kratach i tęsknocie za wolnością. Tak jakby od czasu wyjazdu pisarza do Ameryki nic się w Polsce nie zmieniło.

W ten sposób powstała sztuka, która dzieje się w Polsce, czyli nigdzie. Przedstawia świat, który jest połączeniem totalitaryzmu z jakimś nowym państwem wyznaniowym, gdzie terrorem zmusza się ludzi do wyznawania wiary katolickiej. Jest to obraz rażąco jednostronny: źli są wychowawcy i filmowcy, dobre zaś dziewczęta, które są ich ofiarami. Autor podsuwa proste wzruszenia i jeszcze prostsze diagnozy: wszystkiemu winne są media i Kościół.

Na stereotypy sztuki nakłada się sztampowa reżyseria Willego Pomerantza. W poprawczaku panuje reżim jak w Alcatraz, wychowawca (Krzysztof Wakuliński) to nie tylko ukryty pedofil, ale także psychopata, a Reżyser (Artur Żmijewski) od pierwszej sceny pokazuje, jaki z niego zły człowiek i kiepski fachowiec. Jedynym wartościowym wątkiem pozostaje portret nastoletnich złodziejek opętanych marzeniem o lepszym życiu. Obserwacje Głowackiego sprzed 25 lat nie straciły na wartości i może dlatego jedyną żywą postacią w spektaklu jest Kopciuszek. Agnieszka Grochowska zagrała w tej roli wszystkie dziewczyny, które mają w życiu pod górę. Pod pancerzem oschłości ukryła wrażliwość i delikatność. Baśń o księciu z cadillaka, którą opowiada w transie, jest najlepszą sceną wieczoru. To jednak nie wystarcza, aby spektakl stał się wielkim oskarżeniem instytucji społecznych odpowiadających za tragedię takich dziewczyn jak ona. To kropla prawdy w oceanie półprawd".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji