Artykuły

W świecie subkultur

"Kopciuch" w reż. Willa Pomerantza w Narodowym - na scenie Teatru Małego. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

"Kopciuch Janusza Głowackiego (na zdjęciu) to sztuka o manipulacji. Do zakładu poprawczego, w którym młodociane pensjonariuszki inscenizują baśń braci Grimm o Kopciuszku, trafia ekipa filmowa. Reżyser chce nakręcić film, którym mógłby zabłysnąć na zagranicznych festiwalach, dlatego od dziecięcych aktorek wyciąga przed kamerą najintymniejsze zwierzenia. Dziewczyna grająca główną rolę Kopciuszka nie chce spowiadać się z traumatycznych doświadczeń dzieciństwa, co cynicznemu Reżyserowi psuje koncepcję filmu. Oporną wykonawczynię ma do uległości zmusić lawina prowokacji uruchomiona przez psychopatycznego Zastępcę Dyrektora.

Problemy dziewczyn, które popadły w konflikt w prawem, Janusz Głowacki poznał jako scenarzysta paradokumentalnej Psychodramy Marka Piwowskiego nakręconej w 1969 r. Dziesięć lat później powstał Kopciuch, który przez następne trzy lata gościł na scenach polskich. Autor wyjechał na londyńską premierę sztuki w Royal Court Theatre 4 grudnia 1981 r. Odbyła się ona trzy dni po ogłoszeniu stanu wojennego w Polsce, na Kopciucha waliły więc tłumy, skore dopatrywać się w nim metafory zniewolenia polskiego narodu. Sztuka miała też wiele inscenizacji w Stanach Zjednoczonych, Chinach i innych miejscach globu, nie wyłączając - ostatnio - i Rosji. W Polsce Kopciuch nie był wystawiany od 1982 r.

Jej najnowszą wersję w Teatrze Narodowym - nieco zmodyfikowaną przez autora do współczesnych realiów, gdyż język subkultur szybko się starzeje - przygotował amerykański reżyser Will Pomerantz. Jego inscenizacja od początku zjednywała sobie widza wspaniale poprowadzoną sceną rozmowy równie niepoprawnego idealisty, co nieporadnego Dyrektora (Mirosław Konarowski) z makiawelicznym Inspektorem (Henryk Talar). Grupę resocjalizowanych dziewcząt pozyskano głównie z castingu, co nie przeszkodziło im stworzyć zgranego zespołu. Intryga z wolna przerodzi się w prywatną wojnę między Kopciuchem (Agnieszka Grochowska) a resztą: Reżyserem (Artur Żmijewski), demonicznym Zastępcą (Krzysztof Wakuliński) oraz rządzącą poprawczakowym światkiem dziewczyną grającą Księcia (Monika Dryl) i jej akolitkami. To świetnie zagrane role, a przecież nie sposób zapomnieć choćby wyrazistej odtwórczyni roli Ojca (Monika Pikuła), opowiadającej o prawdziwym rodzicu, że nie taki zły: - Zawsze, jak przyszedł jakiś gość, to ojciec nigdy nie pozwolił, żebym siedziała w kącie samotna. Latem chodzili w żyto: - Najpierw ojciec mi to robił, potem wujek... Teraz, w zakładzie, robi z nią to jeszcze Zastępca, w kompanii z... Reżyserem, który w tym celu upodobał sobie Dobrą Wróżkę (Zofia Szulachowska). Przejmujący tekst po raz kolejny ujawnił swą uniwersalność.

Amerykański inscenizator zyskiwał punkty aż do kulminacji. Finał okazał się, niestety, puszczony na żywioł. Odegrany w ekspresowym tempie, ze wzmożoną ekspresją nienaturalnie rozkrzyczanych aktorów, robił bardziej histeryczne niż przejmujące wrażenie. Pogrzebał nadzieje, jakie można było wiązać z tym przedstawieniem. To, co robiło porażające wrażenie, zmuszało do zastanowienia, pozwalało smakować przesłanie tekstu Głowackiego, rozmyło się w nieprzekonującej scenie, z farbą imitującą krew w roli głównej. Blamaż ostatniej sceny nie pozwala Teatrowi Narodowemu wpisać na konto nowego sukcesu".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji