Artykuły

Grzegorz Jarzyna: "Inni ludzie" Doroty Masłowskiej są jak krzyżówka

- Ten tekst osacza i - jak to u Doroty Masłowskiej - jest bezwzględny. Dotyka tego, co w nas głęboko ukryte i bardzo wstydliwe. Zachowujemy się tak, a nie inaczej, ponieważ w środku mamy nieuświadomione, nierozliczone drzazgi - mówi Grzegorz Jarzyną przed premierą "Innych ludzi" w rozmowie z Dorotą Wyżyńską w Gazecie Wyborczej.

Spektakl Grzegorza Jarzyny "Między nami dobrze jest" według sztuki Doroty Masłowskiej napisanej w 2009 roku na zamówienie TR Warszawa stał się prawdziwym teatralnym przebojem. Teraz dyrektor artystyczny TR-u sięga po najnowszą, wydaną w ubiegłym roku książkę autorki "Wojny polsko-ruskiej...".

"Inni ludzie" Doroty Masłowskiej w reżyserii Grzegorza Jarzyny - jedna z najbardziej wyczekiwanych premier teatralnych sezonu - odbędzie się w piątek 15 marca na scenie TR/ATM Studio w Warszawie (ul. Wał Miedzeszyński 384).

Dorota Wyżyńska: Przygotowania do premiery "Innych ludzi" poprzedziły otwarte dla publiczności czytania, m.in. spotkanie we wrześniu zeszłego roku na placu Defilad, podczas którego Masłowską czytali aktorzy i aktorki, mieszkańcy i mieszkanki miasta oraz tzw. celebryci i celebrytki. Nie był to zabieg jedynie promocyjny, prawda?

Grzegorz Jarzyna: Zaczęliśmy od tytułu. Inni ludzie, czyli kto? Od początku miał być to projekt otwarty. Zależało mi na tym, żeby nie rozczytywać rzeczywistości poprzez literaturę, ale przyjrzeć się miastu, w którym mieszkamy. Stąd pomysł na otwarte próby, a później na taki wręcz projekt partycypacyjny, jakim stało się nasze czytanie na placu Defilad.

Każdy mógł wziąć udział w czytaniu?

- Tak. Nie chciałem zawężać się jedynie do projektu artystycznego tworzonego przez grupę teatralną, ale zaprosić na scenę ludzi z różnych środowisk, tych, którzy po prostu mają chęć do nas dołączyć. To było istotą naszego wspólnotowego czytania. Wiele z tych osób, które były wtedy z nami, zaistnieje w przedstawieniu. Pracujemy z 11 aktorami i aktorkami, ale w spektaklu tak naprawdę weźmie udział około 80 osób. Spotkanie na placu zadziałało bardzo energetycznie.

Przypomnijmy, kto był tam wtedy z wami.

- Nie chciałbym wymieniać nazwisk, bo kogoś pominę. To są ci inni ludzie, którzy ciągle są z nami. Nawet jeśli nie znamy ich osobiście, to pojawiają się cały czas na Facebooku, na Instagramie, w gazetach, w telewizji, w sklepie czy metrze.

W tym czasie miałeś już gotową adaptację?

- Właściwie tak. To, co czytaliśmy, ten układ scen, zaistnieje w spektaklu. Adaptacja "Innych ludzi" nie była łatwa. Poemat Doroty to bardzo precyzyjna konstrukcja. Pozornie wydaje się, że to kolaż, w którym można dowolnie układać sceny. A to krzyżówka. Jeśli zabraknie jednego hasła, to jej nie rozwiążesz. Mimo że materiał na scenę był już właściwie przygotowany kilka miesięcy temu, to wciąż na próbach jeszcze go rozczytujemy.

Ale niczego nie dopisujesz?

- Nie, to będzie pierwsze wystawienie tego utworu. Tak samo jak przy "Między nami dobrze jest" i tu nie dopisuję ani jednego słowa. Jednak już sam wybór tekstów, ustawienie scen to duża ingerencja w ten poemat.

Od razu wiedziałeś, że to dobry materiał do teatru?

- Dawno temu umówiliśmy się z Dorotą, że napisze dla mnie musical. Pamiętała o tym. Skończonych "Innych ludzi" przysłała mi w styczniu zeszłego roku, w przeddzień mojego ślubu, a ja, jak Kamil Janik, nie odebrałem przesyłki z poczty. Sięgając po ten poemat, wiedziałem, że rzecz jest napisana z myślą o teatrze.

Czytałem tekst bardzo powoli. Musiałem kilka razy się z nim zmierzyć, bo wszystko było straszne, ponure i prawdziwe. Już sam fakt, że opowiada o Kamilu Janiku, z którym można się utożsamić, który w ogóle nie jest bohaterem, tylko antybohaterem, i ja jako czytelnik mam się nim zająć, przechodzić przez jego denerwujące, budzące we mnie sprzeciw słownictwo, zachowania, ignorancję, złość, nienawiść do ludzi - było bardzo silnym uderzeniem dla mnie. Ale kiedy go zrozumiałem, to Kamil Janik zaczął mnie fascynować.

Ten tekst osacza i - jak to u Doroty - jest bezwzględny. Dotyka tego, co w nas głęboko ukryte i bardzo wstydliwe.

Te traumy u Doroty - i tu, i w "Między nami dobrze jest" - zaczynają się od II wojny światowej, bombardowania Warszawy, od romantycznych czynów, które się gdzieś rozpadły. My ciągle żyjemy tym mitem narodowym, romantycznym, patriotycznym. Zachowujemy się tak, a nie inaczej, ponieważ w środku mamy nieuświadomione, nierozliczone drzazgi.

Opisane przez autorkę społeczeństwo nie przeszło oświecenia. To społeczeństwo, które dotknęło wielkiego czynu romantycznego, patriotycznego. Zostaliśmy na tym etapie. Mocne, realistyczne konstrukcje tego poematu odsyłają do czegoś więcej niż podświadomość bohaterów - do podświadomości naszego społeczeństwa. Jeżeli w "Między nami dobrze jest" mówiliśmy o nas jako o reprezentantach pewnych warstw społecznych, to tu - mam wrażenie - mówimy o fundamentach miasta, o podświadomości miasta.

A jak ty widzisz to miasto? Jak chcesz pokazać Warszawę w spektaklu?

- Filmowaliśmy ją z operatorem Radkiem Ładczukiem i te zdjęcia wykorzystujemy w spektaklu. Warszawa ciągle się buduje, ciągle zmienia. To, co mnie od kilkunastu lat najbardziej fascynuje w tym mieście, to tygiel zmian społecznych i kulturowych. Warszawa jest żywa i nieprzewidywalna.

Masłowska pokazuje rzeczywistość warszawską, ale ten sam opis może dotyczyć innej metropolii w Europie. Trochę jakbym czytał Joyce'a. To podróż po Dublinie AD 2019, po współczesnej Warszawie, po której prowadzi nas Kamil.

Długo szukałeś odtwórcy roli Kamila?

- Sam się pojawił bardzo szybko. Trafiła na niego Ania Axer Fijałkowska, która jest współtwórczynią tego spektaklu i stworzyła wizerunek każdej z postaci. Kamila spotkała nocą na Zbawiksie. Ania zobaczyła chłopaka, który wydał się jej podobny do Kamila. A kiedy zaczęła rozmawiać z Jankiem Zmitem, okazało się, że jest bardzo wrażliwym i bystrym człowiekiem, a do tego początkującym raperem, który marzy o wydaniu płyty. Przysłał potem na maila swoje rapsy, a ja zdecydowałem się z nim spotkać.

Janek traktuje tę teatralną przygodę rozwojowo. Poza tym studiował w Warszawie aktorstwo, ale szkoły nie skończył. Nie chciałbym mówić za niego, ale uważam, że przeszedł przemianę. Pracujemy razem od kwietnia zeszłego roku. Badamy ten tekst, on wiele rzeczy traktuje bardzo osobiście.

Bo ten projekt jest trochę inny od moich dotychczasowych spektakli. Nie siedzimy na próbach i nie wkręcamy się, nie mamy tych oparów artystycznych, metafizycznych dotknięć i ciarek. Tym razem ważniejszy jest dla mnie temat samorozpoznania niż kreacji artystycznej. Co ta postać myśli albo co by chciała pomyśleć? Jakie ma intencje? Szukamy wizerunku tych ludzi. Analizując bohaterów, rozmawialiśmy np. o mapie Warszawy, rozszyfrowywaliśmy, gdzie te postaci mieszkają, jaki mają widok za oknem, kiedy budzą się rano.

I gdzie mieszka Kamil?

- Mieszka na Grochowie, Wiatrak to jego rewir. Wynika to z mapy przystanków tramwaju numer 6 i 9, którymi się porusza.

"Inni ludzie" to pejzaż wykluczających się postaci, które w tym utworze się spotykają. Zależy mi na tym, żeby oddać ducha postinternetowego naszej rzeczywistości, która jest zlepkiem kawałków, sensów, obrazów i wyobrażeń.

Nazywasz "Innych ludzi" poematem.

- Mam parę określeń na "Innych ludzi". Ale tak, dla mnie to poemat. Poemat, który ma sporo zapożyczeń, odniesień - do musicalu, do antyku. Myślę o opowiadaczach, których spotykam podczas dalekich podróży. Dojeżdżasz do odległych plemion i słuchasz ich historii. I taka jest też Masłowska.

A hip-hop? Do współpracy nad spektaklem zaprosiłeś muzyków z wydawnictwa Prosto.

- Nie chciałem niczego stylizować, czyli zamawiać u teatralnego kompozytora muzyki, która udaje polski hip-hop. Uznałem, że za warstwę muzyczną przedstawienia muszą odpowiadać ludzie, którzy siedzą w tym temacie. Że to oni powinni dać tę prawdziwą cząstkę siebie, żeby ścieżka dźwiękowa do spektaklu zabrzmiała tak, jak polski hip-hop brzmi w tym momencie. Zwróciłem się więc z prośbą do Wojtka Sokoła i jego firmy Prosto. To on polecił nam ludzi, z którymi pracujemy - Michała Olszańskiego, Arka Sitarza i Bartka Kruczyńskiego.

Polski hip-hop ostatnio uwodzi mnie, bo jest szczery i oparty... no może nie na prawdzie, ale na braku ściemy. Podoba mi się to zerojedynkowe myślenie.

Ale scenografię do spektaklu przygotowujesz tym razem sam. Widzę, że będzie dość surowa.

- Surowa i minimalna. Mam poczucie, że w kontekście przestrzeni nie można estetyzować tego spektaklu. Zależało mi na scenografii, w której każdy element ma swój funkcjonalny kontekst. Jeżdżąc po Warszawie i ją filmując, w pewnym momencie zmieniłem kadr z poziomego na pionowy. Żeby zobaczyć to miasto nie jak w kinie, ale jak w ekranie smartfona. I żeby mieć w spektaklu taki kadr jak na Insta. Wtedy urodził się pomysł, żeby na scenie ustawić blachy z budowy, które jednocześnie oddają naturę ekranu ze smartfona. W tle rozłożyłem greenboxy, które ideologicznie przedstawiają esencję teraźniejszego czasu. Za ich pomocą wszystko można spreparować, zmontować pożądaną "prawdę" i wpuścić w przestrzeń publiczną.

Taki kadr jak na Insta? Nowe media mają wpływ na to, jak odbieramy teatr? A sam nie jesteś na Instagramie?

- Mam konto na Instagramie, ale nic tam nie wrzuciłem, bo do niczego mi to nie jest potrzebne. Moim wielkim Insta jest scena teatralna i to mi wystarcza. Instagram jest spoko dla tych, których to kręci, a komórka rzeczywiście przyrosła nam do ręki. Za chwilę będzie jeszcze bardziej w nas wmontowana. Już jesteśmy oczipowani, zdzipiesowani, monitorowani, a przede wszystkim uwielbiamy się podglądać.

Wiele osób z mojego pokolenia mówi: uciekajmy, ograniczajmy się, dystansujmy, to nie jest nasz świat. A ja mam poczucie, że to jest ta rzeczywistość i innej nie będzie. To jest ta wielka fala, która napływa, chmura, która nas wciąga. Nie można tego ignorować, tylko trzeba nauczyć się pływać.

Kluczowa w komunikacji międzyludzkiej są empatia i szczerość. I tego tematu chcemy dotknąć w naszej inscenizacji.

***

"Inni ludzie" w TR Warszawa

Tekst - Dorota Masłowska, reżyseria, adaptacja, scenografia - Grzegorz Jarzyna, kostiumy i charakteryzacja - Anna Axer-Fijałkowska, zdjęcia - Radek Ładczuk, muzyka - Piotr Kurek, Krzysztof Kaliski, producent bitów - Michał DJ B Olszański, Bartek Kruczyński, reżyseria dźwięku - Maciej Szymborski, reżyseria świateł - Aleksandr Prowaliński.

Występują: Marcin Czernik, Natalia Kalita, Magdalena Kuta, Rafał Maćkowiak, Maria Maj, Agnieszka Podsiadlik, Aleksandra Popławska, Tomasz Tyndyk, Adam Woronowicz, Yacine Zmit, Agnieszka Żulewska oraz Michał DJ B Olszański.

Premiera: 15 marca, kolejne spektakle: spektakle: 16, 19, 23, 24, 31 marca oraz 25-28 kwietnia 2019 Spektakl grany w TR Warszawa/ATM Studio, ul. Wał Miedzeszyński 384, Warszawa. Bilety: 70 zł (normalny), 30 zł (ulgowy), 30 zł (wejściówka).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji