Artykuły

Oratorium 1956

Chodzą rozdrażnieni, nie odbierają telefonów, dla inspiracji przekopują stosy płyt, czasem śnią im się nowe rytmy i melodie. Twórcy muzyki na 50. rocznicę Poznańskiego Czerwca - Jan A.P. Karczmarek, Jacek Sykulski i Tabb - odsłaniają tajniki swoich warsztatów w Gazecie Wyborczej - Poznań.

JAN A.P. KACZMAREK

Laureat Oskara za muzykę do filmu "Marzyciel". Z okazji obchodów 50. rocznicy Poznańskiego Czerwca na zamówienie prezydenta miasta Poznania napisał "Oratorium 1956", które zostanie wykonane 28 czerwca o godz. 22.30.

Okno otwiera się na krótko

Gorączka, czyli rodzaj twórczego transu, nie trwa zbyt długo: godzinę, kilka godzin. Wtedy mózg produkuje dziwne substancje, pojawia się ekscytacja. Zawsze bardzo się staram, żeby nie dopadła mnie w niestosownym miejscu, żeby nic z niej nie stracić. Siadam więc i piszę. Trzeba napisać jak najwięcej, bezrefleksyjnie, idąc za emocją, nie przejmując się szczegółami. To okno otwiera się na krótko. Dopiero kiedy gorączka opadnie, jest czas na porządkowanie.

Kiedy przez lata pisałem wyłącznie muzykę filmową, sporo z takich przypływów energii twórczej lądowało w szufladzie albo w szkicach. W chaosie tworzenia, który panuje w mojej głowie, fakt, że ktoś czeka na utwór, czyli zamówienie, termin, mają porządkującą siłę. Szalenie mi trudno skończyć utwór, który nie ma wyznaczonej daty ukończenia. Wtedy mogę go bez końca poprawiać. Należę do tych, którzy często poprawiają utwory w trakcie pracy, ale są dźwięki, które napisałem raz i nigdy ich nie zmieniłem. Nie zawsze poprawianie jest dobre. Czasem po poprawkach okazuje się, że pierwsza, w moim pojęciu niedoskonała wersja była najlepsza, bo miała w sobie pewną dozę potrzebnej anarchii.

Muzyka może się przyśnić. Rzadko tak bywa, ale zdarzało się. W śnie lub półśnie, zwłaszcza kiedy dużo pracuję. Budzę się w środku nocy, jakiś motyw ciągle się obija o biedną głowę i trzeba sobie z tym jakoś poradzić.

O inspiracjach do "Oratorium 1956"

W 1956 r. miałem trzy lata, nie mogę odwołać się do żadnych osobistych doświadczeń. Zebrałem więc materiały: dokumenty, relacje świadków. Bardzo duże znaczenie miała opowieść matki Romka Strzałkowskiego: jak szukała Romka, prowadziła śledztwo. Ważna była też relacja o tym, jak delegacja z Cegielskiego jechała do Warszawy na rozmowy z Komitetem Centralnym, jak usiłowano im zamydlić oczy. Wszedłem w tę sytuację z dwóch stron: tej politycznej (kotłującego się konfliktu, negocjacji, ich fiaska i konfrontacji), ale też przez opowieści ludzi.

Oratorium zacząłem pisać od finału. Nagle ogarnęła mnie gorączka wydarzeń z 1956 r. - ich tempo, ekspresja, intensywność. Kiedy gorączka opadła i zobaczyłem, co przede mną leży, przekonałem się, że to jest finał. Z taką intensywnością nie pisze się początku ani środka. Nazwałem go "Jednym tchem", bo to było napisane jednym tchem. Jednocześnie to aluzja do Barańczaka i jego utworu "Jednym tchem".

Temat przybiera kształt dźwięku

Nie myślę, czy ta opowieść, czy ten temat wymaga tak a nie inaczej zbudowanego akordu. To instynkt. Głęboko wierzę, że wszystkie najważniejsze moje pomysły to instynktowna reakcja na skojarzenia, na emocje i na życie, które przynosi tematy. Dopiero potem włącza się inna część mózgu, która porządkuje instynktowne elementy. I to jest akord, melodia, tempo, zespół wykonawców - to, co buduje utwór muzyczny.

Kompozytor i słuchacz

Bardzo ważne jest to, dla kogo piszę, bo dla mnie utwór jest próbą skomunikowania się z ludźmi. Kiedy piszę muzykę do filmu amerykańskiego, wiem że piszę dla globalnej wioski, że ten film będzie pokazywany w miejscach, o których mi się nie śniło. I wtedy wiem, że odbiorcą jest człowiek, który podobnie do mnie myśli i czuje, ale nie lokuję go w żadnym miejscu. Natomiast przy oratorium sytuacja jest zupełnie inna, bo - chcąc nie chcąc - widzę plac Mickiewicza i ludzi, którzy tam przyszli. To jest z jednej strony ograniczające, bo mówimy o dość wąskiej grupie ludzi. Ale i szalenie przyjemne, bo wracam do mojego miasta i piszę utwór, który ma być częścią zbiorowej emocji. Ta świadomość bardzo wpływa na język muzyczny. To bardzo prosty język.

JACEK SYKULSKI [na zdjęciu]

Kompozytor, dyrygent, szef Chóru Akademickiego UAM i Poznańskiego Chóru Chłopięcego. Zamówiona u niego przez prezydenta miasta Poznania "Missa 1956" zabrzmi podczas liturgii w środę o godz. 10 pod Poznańskimi Krzyżami. Tego dnia ukaże się też płyta z nagraniem tego utworu.

Na początku jest

przeważnie zamówienie, nie potrafię pisać do szuflady. Mam szczęście, że pracuję ze swoimi chórami, które mogą wykonywać moją muzykę, mogę ją dopracowywać na bieżąco. Na początku nie ma kartki, nie ma komputera. Zaczynam po prostu chodzić z pomysłami. Rodzina i przyjaciele widzą, że kiedy jestem rozdrażniony, to pewnie komponuję. To jest jak w Chinach - według ich wierzeń dziecko się poczyna rok przed urodzeniem. To jeszcze nie dźwięki, ale próby dojścia do tego, jaki nastrój ma mieć muzyka. Ten "byt intencjonalny" rodzi się tygodniami. Jeszcze nie wiem, jaką to przybierze formę. Czuję tylko ducha.

Missa 1956

Starałem się poczuć ducha Czerwca '56. Urodziłem się przy ul. Mickiewicza, czyli blisko tamtych wydarzeń. Ja ich nie pamiętam, ale rodzice i babcia - bardzo dobrze. Starałem się cofnąć w czasie, żeby wniknąć w tamtą sytuację. Poszedłem śladem emocji. Pojawiło się wtedy współczucie i wizja niepokoju, który na koniec przeradza się w wielki spokój. O utworze zacząłem myśleć pod koniec stycznia, a tak naprawdę pisać - w połowie marca. Zrobiłem szkic, wyciąg fortepianowy. Na jego podstawie zbudowałem partię chóralną, potem orkiestrową, a na końcu partie instrumentów perkusyjnych.

"Missa 1956" będzie wpleciona w świętą liturgię. I to jest trudne. Cały czas jestem pełen drżenia, czy biskupi wytrzymają ośmiominutowe "Agnus Dei" i czy nie zostanę potem ekskomunikowany (śmiech).

Nie męczyć się z nutami

Papier wyszedł u mnie z użytku kilkanaście lat temu. Nie muszę się męczyć z kreskami taktowymi i nutami. Pracuję z komputerem i klawiaturą zsynchronizowaną z programem do komponowania Finale. Z jednej strony to jest świetne, bo pisze się szybko. Z drugiej strony to stępia wyobraźnię. Sposób pracy dawnych kompozytorów można porównać do niewidomego, który inne zmysły ma wyostrzone. A dziś kompozytor ma wszystko na tacy. Piszę głosy w partyturze, potem odtwarzam. Jak to brzmi, słyszę w głowie i bez odtwarzania, ale robię to, bo mam taką możliwość techniczną. Jest w tym niebezpieczeństwo, że można pójść w kompozytorską masówkę.

TABB

Producent raperów Mezo i Owala, którzy napisali tekst do utworu "Czerwiec". Tabb jest autorem podkładu, czyli wszystkich dźwięków, które słychać poza tekstem. "Czerwiec" zabrzmi w czwartek na koncercie "Szacunek dla Poznańskiego Czerwca" na parkingu zakładowym HCP (wejście od godz. 18.45).

Sample czy kreacja

Sample to rzecz dyskusyjna. W końcu polega to na korzystaniu z cudzej pracy. A robi się to tak: bierze się frazę, tnie na kawałki, nakłada efekty, czasem zmienia kolejność - z czegoś znanego powstaje nowa jakość. Czasem raperzy szukają sampli nieogranych, żeby nie można było ich łatwo zidentyfikować. Ja wolę znane, ale tak przerobione, żeby nie można było ich rozpoznać. Ale muszę przyznać, że odchodzę od sampli. Kiedy ich używam, mam kaca, że idę po linii najmniejszego oporu. Znaleźć frazę na winylu i pociąć - to sprawa techniki, a nie kreacji. Dlatego staram się coraz więcej sam komponować i tak zrobiłem w "Czerwcu". Wiem, co to nuty, śpiewałem kiedyś w chórze profesora Stuligrosza, ale nie operuję nimi. Korzystam z notacji w komputerze.

Mysz tłumi pomysły

Kiedy nie mam pomysłu, zagłębiam się w stos płyt - nawet jeśli nie mam zamiaru robić z nich sampli. Mam respekt dla starych nagrań w technice analogowej. Tam nie było mowy o tym, żeby zaśpiewać nieczysto. Nie dało się poprawić montażu na komputerze. Komputer to pułapka. Kiedyś nagrywałem na kiepskiej jakości sprzęcie, myślałem, że to się da poprawić na komputerze, ale zmieniłem zdanie.

W komputerze mam setki syntezatorów, na których mogę kreować dźwięki. Są pokrętła na ekranie, które obsługuję za pomocą myszy. Ale niedawno kupiłem syntezator z klawiaturą jak w fortepianie i z pokrętłami. Próbuję różnych barw, harmonii. Przyjemność i kreatywność jest o wiele większa niż na komputerze, jestem bliżej dźwięku, a droga od pomysłu do realizacji jest krótsza, bez pośrednictwa myszy, która w pewnym sensie tłumi pomysły.

Jak powstawał "Czerwiec"

Najpierw przygotowałem dla Mezo i Owala kilka podkładów w klimacie odpowiadającym wydarzeniom z Czerwca '56. Tak to zwykle się dzieje. Proszą mnie: przygotuj podkłady w takim a takim klimacie. I robię pętle pięcio- albo dziesięciosekundowe. W przypadku Czerwca: bębny, bas, fortepian, jeszcze bez skrzypiec. Wtedy oni piszą tekst pod podkład. Rzadko się zdarza, żeby najpierw powstawał tekst, a podkład potem. O wiele łatwiej rapować pod konkretny rytm. Podkłady były OK, ale nie do końca. Wtedy Mezo przyniósł nagrane przemówienie Jana Nowaka-Jeziorańskiego i oficjeli z tamtych czasów. Dopiero one mnie zainspirowały. Kiedy tylko ich posłuchałem, godzinę później miałem gotowe dźwięki. Szukałem ich przy klawiaturze, testowałem harmonię. Chłopakom pisanie tekstu też poszło szybko. Kiedy dostałem gotowe wokale, ułożyłem je pod pętle, popracowałem nad przejściami między częściami, dograłem przeszkadzajki. W hip-hopie najważniejszy jest przekaz, tekst. Podkład daje klimat, ale nie może zagłuszać przekazu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji