Artykuły

Teatr Polski:

"Matołek z wysp Nieoczeki­wanych", komedja w 6 obrazach Bernarda Shawa: przekład Floriana Sobiszewskiego, reżyseria i inscenizacja Aleksandra Węgierki, kostjumy Zofji Węgierkowej.

Nową sztukę Shawa reklamowano znów jako prapremierę. Jeszcze przed premierą naszego prapradziadka. W rze­czywistości "The Simpleton of Ihe liretpected Isles" był już grany parę ty­godni temu w New Yorku. A więc prapiemjera europejska. Gdyby tę sztukę grali już w Anglji, możnaby od biedy na­zwać to prapremjerą kontynentalną. Gdy­by grali i w Paryżu, byłaby to prapremjera "Mitropy". Jest trochę snobowania się w tych prapremierach. Posłuchajmy o czem pisze nasz prapradziadek w swej praprem­ierze. Shaw pokazuje nam logiczny zwią­zek między udręką klimatu tropikalnego, niedostatecznemi uposażeniami urzędni­ków brytyjskich a basenem przygotowa­nym w oceanie przez faceta nazwiskiem Pra. Ten Pra w tej prapremierze jest uosobieniem mądrości Wschodu. Shaw pokazuje nam, że można urzędnika wyleczyć z pijaństwa przy pomocy zimnej kąpieli, dowodzi nam również, że dzieci powstałe ze skrzyżowania ludzi Wschodu z Euro­pejczykami odznaczać się będą fantastycz­ną urodą ale wyhodowane w zupełnej izo­lacji od miazmatów polityki i realistyki, podlegać będą tvm samym pierwotnym in­stynktom co ich rodzice. Shaw oskarża tedy obecne pokolenia, że wychowane tyl­ko w kulcie piłki nożnej, nie wie jak uży­wać napojów, jak spożywać pokarmy i jak mnożyć swój gatunek. Wobec tak posta­wionego zagadnienia jasne jest, że na wy­spę sprowadza młodego pastora, zupełne­go matołka, wychowanego na diecie azo­towej. Od tego już tylko jeden krok do blokady wyspy, no i oczywiście do sądu ostatecznego. Po scenie łażą anioły ze sketchow kabaretowych, tradycyjnie ubrani ludzie Wschodu w turbanach, słowem, normalna angielska zabawa "week-endowa" z nieodzowną maskaradą. W końcu na scenie prapremiery pozostaje tylko Pra i jego żona Prola. Szkoda, że w prologu nie występuje tylko Prola. Byłaby w tem jaka konstrukcja.

Wszystko razem jest, powiedzmy to otwarcie, bredzeniem czcigodnego starca. Zupełną brednią, pozbawioną nawet pozo­rów sztuki teatralnej. Wielki G. B. S, naj­większy pisarz sceniczny naszych czasów, robi w tej sztuce wrażenie zdziecinniałego starca, który bawi się każdym błahym po­mysłem, traci co chwila wątek, rozsądne uwagi przeplata bełkotem, gromadzi wszy­stkie zagadnienia świata jak kolorowe skrawki papieru, obsypuje nas tem confetti, nudzi i cogorsza, irytuje. Shaw nie chce rozstać się z twórczością dramatycz­ną. Ma jednak natyle krytycyzmu że nie puszcza się na tereny jasno oświetlone. Jak starzejąca sie kokietka, unika światła i ukazuje się w półmroku. W ostatniej sztuce otulił się już nie półmrokiem ale zupełną ciemnością. Wzorem twej rówieś­niczki Pytji, mówi rzeczy mgliste i nieuchwytne. Ale ten brak jasności razi nawet w tytule. "Matołek z wysp nieoczekiwa­nych", to musi być ktoś z tych wysp a nie przypadkowy przybysz. A więc matołkiem nie jest jednak pastor Homminglap ale główny i reprezentatywny tubylec, mr. Pra. A może w tym wypadku poprostu autor jest "Matołek" a sztuka "wsypa nie­oczekiwana"?

Szacunek dla Shawa, jaki zawsze okazywałem, pozwala mi na tak katego­ryczne oddzielenie tej ramoty od jego wiel­kiej i wspaniałej dawnej twórczości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji