Artykuły

Opłakane skutki patriarchatu, czyli Karolina Sofulak i jej "Faust"

W operze przewrotnie tkwi niesamowity radykalny potencjał. Bardzo mnie interesuje to feministyczne podejście do operowych bohaterek, które może świata nie zmieni, ale pozwoli spojrzeć widzom nieco inaczej na pewne sprawy - mówi Sofulak.

- Słyszałam wielokrotnie, że opera jest z założenia gatunkiem mizoginicznym, że jest wręcz instrukcją uprawiania patriarchatu, a ja uważam, że opera pokazuje nam raczej jego opłakane skutki, bo my, widzowie i słuchacze, stajemy zwykle po stronie bohaterek. Dlatego według mnie w operze przewrotnie tkwi niesamowity radykalny potencjał. Bardzo mnie interesuje to feministyczne podejście do operowych bohaterek, które może świata nie zmieni, ale pozwoli spojrzeć widzom nieco inaczej na pewne sprawy" - powiedziała mi niedawno Karolina Sofulak, kiedy spotkaliśmy się w Teatrze Wielkim w Poznaniu, gdzie ta rozwijająca skrzydła młoda reżyserka przygotowuje właśnie "Fausta" Charles'a Gounoda.

Rozwijająca obecnie skrzydła, trzeba dodać, głównie za granicą, a dokładniej po drugiej stronie kanału La Manche, bo to angielska opera przyjęła ją szczególnie ciepło. Sofulak wyreżyserowała tam niedawno - w Opera North w Leeds - "Rycerskość wieśniaczą" Pietra Mascagniego, którą odważnie przeniosła z wiejskiej, słonecznej Sycylii do miejskiej, szaroburej Polski lat 70. Lucia prowadzi więc mięsny z wielkim neonem "Sklep Lucyna", a biedny, zdradzany przez Lolę woźnica Alfio nie zaprzęga osiołka, tylko jeździ "maluchem", do którego podczas prób wchodzili podobno wszyscy pracownicy opery, żeby sobie zrobić zdjęcie. To ryzykowne w tamtejszych warunkach przeniesienie spotkało się z dobrym przyjęciem widowni i brytyjskiej prasy, która zdaje się bardziej zainteresowana twórczością Karoliny Sofulak niż nasza. W ogóle imponuje, jak ta rodowita warszawianka radzi sobie poza krajowym podwórkiem, że wspomnę tu jeszcze choćby wygraną przez nią w zeszłym roku European Opera-Directing Prize, co zaowocuje niebawem kolejną premierą Sofulak na angielskiej ziemi. Tym razem będzie to "Manon Lescaut" Giacoma Pucciniego.

Są takie twórczynie, które wydają się od małego skazane na swój artystyczny los. Należy do nich, mam takie graniczące z pewnością wrażenie, Karolina Sofulak wędrująca od lat młodzieńczych w stronę teatru i muzyki. A gdzie oba te gatunki spotykają się w sposób najbardziej spektakularny? Wiadomo, w operze (chyba że ktoś woli musicale). I dlatego właśnie do opery zapukała po studiach literaturoznawczych Sofulak, która potem kształciła się jeszcze na drugich, utworzonych przez krakowskie uczelnie artystyczne (teatralną, muzyczną i sztuk pięknych) studiach - reżyserii teatru muzycznego i opery. Asystowała jednocześnie kolejnym wybitnym twórcom przybywających do warszawskiej Opery Narodowej: od Davida Aldena zaczynając, przez Keitha Warnera i Mariusza Trelińskiego, na Christopherze Aldenie kończąc, by - w końcu! - dostać szansę na samodzielniejszą pracę w gdańskiej Operze Bałtyckiej, gdzie trzeba było nagle, w ramach zastępstwa, znaleźć kogoś, kto podejmie się doprowadzenia do premiery rozgrzebanej już "Traviaty" Giuseppe Verdiego. Sofulak natychmiast stanęła na posterunku.

Dzisiaj posterunek mieści się w Poznaniu, gdyż to właśnie do wielkopolskiej stolicy zaprosiła reżyserkę Renata Borowska-Juszczyńska, szefowa tamtejszego Teatru Wielkiego. Zaprosiła i zaproponowała od razu wystawienie "Fausta", nie wiedząc zupełnie o tym, że zbytnia fascynacja faustowskim Mefistem była kiedyś przyczyną wyrzucenia Karoliny Sofulak z harcerstwa. W każdym razie decyzja została podjęta i reżyserka ochoczo zabrała się ze swoją międzynarodową ekipą do pracy, rozkminiając operę Gounoda nie tylko pod kątem powszechnego dzisiaj, jak się zdaje, upadku humanistycznych wartości, ale też pod kątem feministycznym (Małgorzata) i genderowym (Siebel), co ceniącym święty spokój poznańskim widzom być może podniesie ciśnienie. Sama reżyserka odpowiada tak: "Wierzę, że teatr jest po to, by mierzyć się z klasyką, reinterpretować ją i poruszać ważne społecznie tematy. Ale nie chcę tego robić agresywnie, antagonizująco czy bluźnierczo. Skupiam się raczej na postaciach, wiążących je relacjach i staram się przede wszystkim snuć emocjonalnie barwną narrację, choć momentami w nieco formalnej konwencji. Chciałabym, by widzowie wciągnięci w taki sposób w wewnętrzne życie postaci spróbowali spojrzeć na te wszystkie sprawy z innej perspektywy. I mogą oczywiście na koniec się ze mną nie zgodzić, ale dlaczego nie mielibyśmy podialogować?". No właśnie, dlaczego nie?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji