Artykuły

Ludożercy Putina

"Ekspedycja" Wiktora Szenderowicza w reż. Wojciecha Adamczyka w Teatrze Telewizji. Pisze Piotr Zaremba w tygodniku Sieci.

"Ekspedycja" Wiktora Szenderowicza w Teatrze Telewizji! Są rzeczy stałe. Rosja jak była wielka, groźna i podmyta rozkładem, tak jest. A zarazem... A zarazem literaturę ma wciąż żywotną, ciekawą, podszytą niepokojem. Często obawą o samą siebie, a może przed samą sobą.

Autor kapitalnych "Aniołów i ludzi" jest otwartym kontestatorem putiniady. A jednak przestrzegam: nie idźcie mechanicznie za zajawkami. To prawda, opowieść o młodym, idealistycznym wysłanniku ONZ, który odwiedza ludożercze Plemię Końca Świata przekonany, że je nie tylko obdaruje, lecz również ucywilizuje, pasuje do relacji między putinowską Rosją a Zachodem. Ale czy tylko?

Nie lubię deszyfrowania wymowy utworów, ale w tym przypadku mnie korci. Dla jednych to będzie o niemożności ucywilizowania barbarzyńców, mielibyśmy więc uderzenie w nadoptymizm lewicy. Dla innych - szyderstwo z uzasadniania złych rzeczy tradycją, więc cios w narodowy konserwatyzm prawicy.

Tym się różni dobra literatura od średniej, że daje się czytać na różne sposoby. Nawet wspak. A możemy się też umówić, że to po prostu przypowiastka o naturze człowieka. Taka mająca długą tradycję, gęsta i mądra, mimo w sumie dość lekkiej formy. Dawno nie widzieliście rozumnej makabreski? To Teatr Telewizji wam ją pokazał.

Po chwilowej zadyszce na początku sezonu ten teatr wraca do formy. I mówi do nas o rzeczach ważnych. Narzekałem na przewagę historii nad współczesnością w widowiskach TVP. No to tu mamy kopniak od współczesności. Rosjanin Szenderowicz powinien zawstydzić nasze dramatopisarstwo.

Wojciech Adamczyk, reżyser "Rancza", umie opowiadać atrakcyjnie. Ta przypowiastka trwa dokładnie tyle, ile powinna. Ma prześmiewczą, umowną dekorację Marceliny Początek-Kunikowskiej i muzykę Pawła Lucewicza koniecznie imitującą bębny. Ma żartobliwe kostiumy Katarzyny Adamczyk i charakteryzację dostrojoną do absurdalnego stylu autora. Który każe ludożercom nawijać językiem nowoczesnych sloganów i paradoksów - nie szukajcie tu prawdopodobieństwa. Zarazem jesteśmy zaskakiwani zwrotami akcji - do samego końca. Równie szybko jak skręca akcja, galopują morały. Kolejne.

Sztuka o ludożercach lekka jak pianka? Tak, właśnie. Nie zawodzi Cezary Żak jako sofistyczny wódz, cyniczny i pozbawiony złudzeń, Marta Lipińska - jako rozkoszna w swojej absurdalności jasnowidząca teściowa wodza, i Martyna Byczkowska jako córka wodza, biologiczna i coraz lepiej wiedząca, czego chce, połączenie naiwności i okrucieństwa. Krzysztof Dracz, jak zawsze bezbłędny, jako mocno ucharakteryzowany szaman Wudu. Zaskakuje student Akademii Ignacy Liss w ujmującej roli młodego Paluszka, tęskniącego niejasno za tym, aby być innym człowiekiem. Żadne nie spycha sztuki ku farsie. Czują, że dystans, umowność to jedyna recepta na nią.

Adrian Zaremba miał najtrudniejsze zadanie. Rola Alberta, świeckiego misjonarza, to rola człowieka dobrego. No a dobrych grać bez sztampy najtrudniej. Z drugiej strony to nasz przewodnik po tym świecie, ktoś, kto nam przekazuje morały. Zaremba także posiadł sztukę bawienia bez szarży. I równocześnie - mimo całej zabawy postacią, jej umownością - sztukę bycia przejmującym. Chapeau bas dla młodego aktora.

Bo ta sztuka, na której śmiałem się na głos, jest przejmująca, smutna, nawet gdy bawimy się jej finałem. Ta zabawa to ostatnia pułapka dramaturga zastawiona na nas. Bo to jest przecież o przyzwoleniu na zło. Czy i my nie przyzwalamy?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji