Artykuły

Z Teatru

TEATR LETNI: Nie porzucaj mnie madame", lekka komedia w trzech aktach Stefana Kiedrzyńskiego. Reżyseria Pawła Owerłły - dekoracje A. Aleksandrowicza.

Rozpocznijmy od tego, co w nowej sztuce Kiedrzyńskiego jest niespornie tęgie: budulec, materiał, z którego miała powstać treść. Bystrem, przenikliwem okiem dojrzał komediopisarz pewien rys obyczajowy, możnaby nawet powiedzieć: pewną rysę obyczajową, jaka w ostatnich czasach zaczyna snuć kobietę, a którą możnaby nazwać g w i a z d o m a n j ą.

Chronologista ma nawet bardzo wyraźną datę powstania tej manji. Datą tą jest rozwój kina.

Gdy tylko okazało się, że t.z.w. fotogeniczność może zastąpić i talent i inteligencję w uzyskaniu rozgłosu i to niebylejakiego, bo rozgłosu światowego, gdy na setkach przykładów stwierdzono, że byle gęś, ale gęś fotogeniczna dochodzi do tego, że obie półkule świata zapełniają swe ilustracje jej podobiznami, a interwiewiści karmią ciekawość czytelników rozmowami z nią na te mat mniej więcej: "czy pani sypia na lewym czy na prawym boku!", gdy nadto okazało się, że taka gwiazda zarabia miljony i wychodzi zamąż niemalże za prawdziwego hrabiego - od tej chwili zakotłowało się w gęsiarniach każdego kraju, każdej szerokości geograficznej. Co trzecia, co czwarta rodzina w osobie swych córek lub w osobie "niezrozumianej" żony ma materiał na przyszłą Mary Pickford, czy Normę Talanadge. Rzecz jasna, że od chwili, gdy jakaś stenotypistka, kasjerka, czy pani buchalterowa poczuje się przyszłą Mary Pickford, nie masz już w cichym dotychczas domu ani jednej minuty spokoju: wszystko się musi dostosować do jej aspiracji i nie pozostaje biednym ojcom lub mężom nic innego, jak tylko modlić się o jedno: aby możliwie jaknajpóźniej pojawił się na horyzoncie jakiś obieżyświat, który fotogenicznej damie da zapewnienie, że on to jej otworzy drogę do karjery.

"Nie porzucaj mnie madame" Kiedrzyńskiego daje przekrój psychologiczny szału, nie ściśle fotogenicznego, lecz manji pokrewnej: kabaretomanji. Poczucia się nie tyle Normą Talmadge, ile np. Hanną Ordonówną. Pomniejszony ilościowo, że się tak wyrazimy cel szalu, ale taka sama jakościowo sympomatyka psychozy. Wymowny obraz obyczajowy, w co się przemienia życie poczciwego prowincjonalnego restauratora, gdy jego żona, poczciwe może w gruncie rzeczy stworzenie, dozna naraz uświadomienia, że przeznaczenie stworzyło ją do wyższych celów. Śmiałemi pociągnięciami kreśli Kiedrzyński, jak pani restauratorowa w jednej sekundzie zaczyna rozumieć, że mąż jej jest nieinteligentny, restauracja - niegodne stanowisko, prowincja - upodlający teren. Jak nawet nieboszczyk jej ojciec, zwyczajny organista, ex post staje się "zapoznanym artystą, aby nawet jej drzewo genealogiczne dorosło intelektualnie do jej przyszłego stanowiska. Sztuka Kiedrzyńskiego chciała pokazać i dalsze perspektywy zjawiska: oto co się dzieje i z tym biednym restauratorem, który przez prawdziwą, chwilami nawet wzruszającą miłość dla swej żony, wykoleja się życiowo, wchodzi w spółkę z filutami, kręcącymi się koło światków kabaretowych, jak i on z ojca-dziada hotelarz, restaurator wpada w to trzęsawisko pseudo-sztuki - i jak z całej tej bandy rzekomych artystów. rzekomych poetów - on jeden "filister" i "groszorób" jest prawdziwą poetyczną duszą, bo jego serce starczy za najpiękniejszą piosenkę o sercu ludzkiem, bo on jeden potrafi uczynić ze swego życia to, co tamci potrafią tylko napisać lub wyśpiewać dla oklasku, lub dla honorarjum.

Czy jednak "Nie rzucaj mnie madame" potrafiła nam w figurach i zdarzeniach oddać bez reszty zamierzoną intencję? Staniemy tutaj wobec poważnych wątpliwości. Tak mi się zdaje, że sztuka ma bodaj jeden akt niepotrzebny (akt drugi), a natomiast brakuje jej wstępnego aktu, w którymbyśmy mogli poznać życie pp. restauratorstwa przed momentem, kiedy pani restauratorowa poczuła się wielką artystką. Tak jak jest, sztuką czuje się na swoim gruncie w akcie pierwszym, gdzie nam pokazano fermenty nerwowo-artystyczne bohaterki i w akcie końcowym, kiedy następuje katastrofa: kiedy wymarzony Amerykanin, mający przed nią otworzyć bramy sławy, okazał się zwyczajnym handlarzem żywym towarem. Już i ten handlarz żywym towarem jest może zanadto silną dawką komedjową. W terapji, jaką autor chce zastosować, wygląda on trochę na pomysł leczenia choroby witrjolejem - ale ważniejsza omyłka tkwi bodaj w akcie drugim, który wtłoczono w sztukę na siłę i który dlatego może musiał uciekać się do sztucznych scen, do niepotrzebnych wstawek o charakterze asekuracyjnym, jak wszystkie te sceny rewjowe, tanga i t. d. Mimowoli powstaje tu uwaga, że sztuka gromi manję kabaretową, ale sama się tą manją... zaraża. Jeszcze teraz, po premjerze: skrócić tekst i przytuszować jaskrawizny, a obie redukcje wyjdą budżetowi artystycznemu na dobre. Bohaterkę sztuki grała z przejęciem i z przekonaniem p. Gorczyńska. Ale bohaterem wieczoru był jednak Fertner w roli jej męża, prowincjonalnego restauratora. Cóż to za nieporównana gra! Nie chciało się wprost wierzyć, że ten, do dziś dnia farsowy tylko komik, potrafi porwać salę w postaci niemal tragicznej. I jaka cudowna moc przejścia bezpośredniego od akcentów komizmu do łez, do bólu, do niepodrabianego cierpienia! Jaka nieprawdopodobna wprost szczerość w jednoczesnym splocie śmieszności i serca. I ile subtelności w dobitnym jednak wy razie każdego momentu uczuciowego! Miał Fertner w swej karjerze role huczniejsze, bar dziej jeszcze może brawurowe, ale, kto wie, czy miał rolę, w którejby zabłysnął równą skalą artyzmu i podobną niespodzianką aktorską.

Pp.: Kurnakowicz, Lenczewski, Hnydziński, Gawlikowski, Jarszewski, Gielniewski, Rapacka, oraz liczny zespół dramatyczny, girlsowy i dramatyczno-girlsowy, złożyli się na barwną całość wykonania, wiedzioną wprawną reżyserską ręką p. Owerłły. Dekoracje estetyczne i udatne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji