Artykuły

Walka płci na dwóch scenach

"Piaskownica/Pierwszy raz" Michała Walczaka w reż. Grzegorza Chrapkiewicza w Teatrze im. Solskiego w Tarnowie. Pisze Beata Stelmach-Kutrzuba w Temi.

Na dwóch scenach Teatru im. L. Solskiego w Tarnowie oglądać można nowy spektakl, będący połączeniem jednoaktówek Michała Walczaka - "Piaskownica" i "Pierwszy raz". Choć za ich inscenizację odpowiada Grzegorz Chrapkiewicz, reżyser nagradzany i utytułowany, choć grze aktorskiej zarzucić nic nie można, a scenograficzne rozwiązania godne są uznania, przedstawienie wypada tylko średnio. W każdym razie zarówno Mała Scena, jak i Underground tarnowskiego teatru widziały już lepsze produkcje. Dodajmy, że jednoaktówki różnią się poziomem tekstu - "Piaskownica" jest bardzo dobrą sztuką, "Pierwszy raz" nieco słabszą.

Pomysł na zajęcie dwóch teatralnych scen w ramach jednego projektu inscenizacyjnego jest oczywiście znakomity, rozwiązanie polegające na symultanicznej grze aktorskich par w różnych przestrzeniach sprawdza się też w praktyce - w przerwie widzowie, zmieniając lokalizację, mają czas na chwilę oddechu

przed ponownym skupieniem uwagi. Mnie wypadło najpierw oglądać "Pierwszy raz" (Mała Scena), później "Piaskownicę" (Undreground). Jaki efekt daje zobaczenie sztuk w innej kolejności - nie wiem. Doświadczyła go druga część publiczności. Podejrzewam jednak, że owa kolejność nie jest bez znaczenia w ogólnym odbiorze.

"Pierwszy raz" to opowieść o tworzeniu wyjątkowej scenerii dla seksualnej inicjacji, doprowadzonym do granic absurdu. On - Karol, i ona - Magda, wymarzyli sobie w najdrobniejszych szczegółach okoliczności swojego pierwszego zbliżenia, sytuację rodem z kolorowych czasopism dla nastolatków i filmowych komedii romantycznych niewysokich lotów. Wciąż odgrywają ten sam scenariusz, dążąc do doskonałości w każdym geście, zachowaniu, dialogu, ale zawsze coś wypada nie tak, coś staje na przeszkodzie, by przejść do erotycznego spełnienia. Główną winowajczynią jest tu zresztą dziewczyna wciąż niezadowolona z efektów starań partnera, rozchwiana emocjonalnie, miotająca się między skrajnymi stanami psychicznymi, aż widz zachodzi w głowę, jak chłopak to wytrzymuje. W konsekwencji dążenie do perfekcji bohaterów i powtarzanie tych samych scen staje się nużące. Rzecz wlecze się i nudzi, gdy on po raz dziesiąty wraca, by odegrać swoją rolę i przeżyć kolejne odrzucenie. W sukurs umęczonym odbiorcom przychodzi zakończenie - zaskakujące fabularne rozwiązanie między snem a jawą, a choć tragikomiczne, groteskowe i nieco jednak niesmaczne, stanowi udany finał całości.

Jak mniemam, tekst ma ilustrować zgubne skutki teatralizacji życia, czerpania wzorców z kultury popularnej,

a także obrazować przedmiotowe traktowanie się nawzajem i niemoc w międzyludzkim porozumieniu, w którym słowo "nowoczesny" odmieniane jest na wiele sposobów, brzmiąc ironicznie. To ważne problemy, ale Michał Walczak zaledwie ich dotknął, nawet nie poruszył, i to chaotycznie, i niekonsekwentnie. Sztuka ta przyniosła mu wprawdzie nagrodę w konkursie Forum Junger Autoren, Heidelberg Stuckemarkt 2006, w moim odczuciu wszak jego debiutancka m "Piaskownica" to jednoaktówka znacznie lepsza.

Przede wszystkim jest to tekst oparty na dowcipnym pomyśle wykorzystania dziecięcej zabawy w piaskownicy jako metafory stosunków interpersonalnych, a szczególnie budowania więzi damsko-męskich. Rzec można, że akcja toczy się tu w planie rzeczywistym i przenośnym jednocześnie. Tytułowa "Piaskownica" to dosłownie miejsce dziecięcych zabaw, również terytorium, którym niechętnie się dzielimy z innymi, wreszcie symbol emocjonalnej niedojrzałości dorosłych, która każe im tkwić w niej nieraz do końca życia. Tak więc za sprawą autora wracamy do krainy dzieciństwa, obserwując zabawę chłopca z bujną wyobraźnią, zafascynowanego postaciami z pop-kultury, wśród których miejsce szczególne zajmuje Batman. Tworzy fantastyczne historie oparte na mało wyrafinowanym kinie akcji i odgrywa je przy użyciu resorówek i plastikowych ludzików. Pojawienie się w piaskownicy małej dziewczynki ze szmacianą lalką przerywa mu fascynujące zajęcie i prowadzi do konfliktu. Ostatecznie Protazek wydziela w piaskownicy miejsce dla Miłki, którego granic nie wolno jej przekraczać. Oboje nieudolnie usiłują nawiązać kontakt, ale zawsze przynajmniej jednemu z nich brak dobrej woli, więc porozumienie okazuje się niemożliwe. "Ich zabawy są różne, a czynione nawzajem złośliwości po dziecinnemu urocze, także pełne komizmu odkrycie przez chłopca odmienności płciowej koleżanki. Ale czas płynie i to, co przystoi dzieciom, a nawet nas w nich rozczula, u dorosłych zaczyna stanowić problem. Naszych bohaterów obserwujemy bowiem na czterech etapach życia - od krótkich spodenek i spódniczki po biznesowe garnitury. Jedno w ich życiu się nie zmienia, nie potrafią okazywać uczuć, brak im szczerości w kontaktach. Mimo że pragną miłości, towarzyszy im strach przed otwarciem się na drugiego człowieka. Infantylnie tkwią w piaskownicy, w której nakreślona w dzieciństwie linia między strefą chłopięcą a dziewczęcą nabiera symbolicznego znaczenia muru nie do przekroczenia.

Obie jednoaktówki oscylują więc wokół problematyki walki płci i trudności w budowaniu zdrowych relacji między kobietą a mężczyzną, stąd pod tym względem ich zestawienie w jednym spektaklu nie dziwi. Reżyser Grzegorz Chrapkiewicz już mierzył się w przeszłości z obydwoma tekstami i niektóre z pomysłów Ewa Jakubowicz powielił w tarnowskiej inscenizacji. To nie zarzut, bo akurat scenografia, filmowe projekcje czy muzyka są mocnymi atutami przedstawienia.

Widowisko na obydwu scenach rozgrywa się w oszczędnej, ale niezwykle sugestywnej scenografii autorstwa Wojciecha Stefaniaka. Jej centrum w obu przypadkach stanowi podest z przeszklonymi bocznymi ścianami, za którymi - niczym w gablotach - umieszczone zostały charakterystyczne i adekwatne do miejsc scenicznych zdarzeń rekwizyty: filiżanki czy piasek i zabawki. W "Pierwszym razie" ów podest zastępuje meble wypoczynkowe i łóżko, w "Piaskownicy" wyznacza teren dziecięcych zabaw. Muzyka do spektaklu zamyka się w dwóch utworach Marii Peszek z jej debiutanckiej płyty "Miasto mania" - "Moje miasto" i "Pieprzę cię miasto", które znakomicie korespondują z filmowymi projekcjami z tarnowskich ulic i blokowisk, uatrakcyjniając odbiór spektaklu. Na wysokości zadania stanęli też aktorzy. Ewa Jakubowicz i Fabian Kocięcki w rolach Magdy i Karola wypadają niezwykle przekonująco. Ich gra

skrzy się emocjami, zmiennością, z wpadaniem w konwencję dawnych zalotów włącznie, a kiedy trzeba, jest po prostu naturalna. Z kolei Filip Kowalczyk jako Protazek nie do przecenienia, jakby piaskownica z Batmanem była wciąż jego autentycznym żywiołem. Natomiast Miłka Katarzyny Pośpiech to postać zagrana niejednoznacznie, a zatem ciekawa, niby typowa słodka dziewczynka, ale nie dajmy się zwieść - ma charakter i wie, czego chce.

Mimo wielu zalet tarnowski spektakl wywarł na mnie średnie wrażenie, głównie ze względu na tekstowo słabszy, powierzchowny i oparty na "wydumanych" sytuacjach "Pierwszy raz". Sądzę ponadto, że nowa produkcja w repertuarze miejskiej sceny przemówi pełniejszym głosem do pokolenia dudziesto- i trzydziestostolatków, którym bliższe są kulturowe wzorce prezentowane w jednoaktówkach, niż do osób starszych, dla których część wykorzystanych w sztukach stereotypów zachowań wzięto po prostu z księżyca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji