Artykuły

Bez żartów, proszę

Ostatnie miesiące były rekordowe pod względem premier musicalowych w Polsce, kultowych wznowień ("Upiór w operze" w Białymstoku!) czy nowych odkryć, jak "Piloci" w Romie, łączący stare zasady z najnowocześniejszą technologią. Ciekawe też, że polski musical, a właściwie jego twórcy, są prawdziwą obwoźną trupą. Ci ludzie nieustannie migrują, zadomawiając się tam, gdzie premiera, po czym jadą dalej - pisze Magdalena Miśka-Jackowska w miesięczniku Kraków.

Chyba pod operetkę - powiedział krakowski taksówkarz, gdy poprosiłam, aby mnie zawiózł do opery.

Gdy powiedziałam, że operetki już dawno tam nie ma, posmutniał. Żaden z niego meloman, ale pomyślałam, że to miłe, gdy ktoś czuje sentyment do muzyki, którą wielu uważa za ramotkę.

Niemal w każdej dziedzinie sztuki rozbawienie odbiorcy tylko pozornie wydaje się dużo łatwiejsze niż wzruszenie go czy serwowanie tzw. wielkich doznań. Jest jednak inaczej, jeśli nie zupełnie odwrotnie. Dlatego komedia pozostaje jednym z najtrudniejszych gatunków, o który od pokoleń rozbijają się większe i mniejsze talenty. Komedia muzyczna, bez względu na to, czy nazwiemy ją operetką, musicalem, teatrem muzycznym, kabaretem, to już absolutny test umiejętności i wyobraźni. Z radością myślę, że można ten test zdać na piątkę. Przeżyłam takie chwile ostatnio w Teatrze Syrena w Warszawie. Każdy zresztą może je przeżyć, idąc na" Rodzinę Addamsów"[na zdjęciu]. Pomysł przywieziony z nieistniejącego dziś Gliwickiego Teatru Muzycznego. Upiornie dobra, bawi w przekładzie i reżyserii Jacka Mikołajczyka, obecnego dyrektora Syreny. Po jesiennej premierze przedstawienie jest w zimowym repertuarze i reklamuje się hasłem "dla żywych, martwych i niezdecydowanych". Jest w tym wiele ukrytej prawdy!

W rodzinnym domu nie gardziło się lekką, podkasaną muzą, bo ją także rodzice uprawiali zawodowo. Wyrosłam w szacunku dla Straussów, Kalmana, Lehara, z sentymentem podchodząc do walców, polek i duetów, w których "usta milczą, dusza śpiewa". Nie przeszkadza mi, gdy sztuka puszcza do mnie oko. Nie potrzebuję dosłowności i nie oburzam się, gdy w scenie balu kochankowie nie rozpoznają się tylko dlatego, że ona włożyła inną rękawiczkę, a on nie ten co zwykle kapelusz. Ale pewnie jestem wyjątkiem. Widownia pełna jest żywych, martwych i niezdecydowanych. Żywych - otwartych na każdą formę, dowcip, potrafiących zaufać artystom. Martwych -których, rzecz jasna, nic już z grobu kulturalnego niezadowolenia nie podniesie. Niezdecydowanych - w nich nadzieja, bo o nich można jeszcze powalczyć!

Wspaniale tę misję wypełnia dzisiaj musical, wnoszący do teatru przecież nie tylko humor, ale i dramat, lirykę, dający możliwość popisania się artystom i wymagający od wykonawców wielu zdolności. Ostatnie miesiące były rekordowe pod względem premier musicalowych w Polsce, kultowych wznowień ("Upiór w operze" w Białymstoku!) czy nowych odkryć, jak "Piloci" w Romie, łączący stare zasady z najnowocześniejszą technologią. Ciekawe też, że polski musical, a właściwie jego twórcy, są prawdziwą obwoźną trupą. Ci ludzie nieustannie migrują, zadomawiając się tam, gdzie premiera, po czym jadą dalej na próby, wracają, i z powrotem. Wystarczy dodać, że "Rodzinę Addamsów" przygotowano jednocześnie dla Warszawy i Teatru Muzycznego w Poznaniu. Przejrzałam obsady Romy, Syreny, Buffo, wspaniałe zresztą, bo mnóstwo tu znakomitych głosów -Weronika Bochat, Tomasz Steciuk, Marta Wiejak, Damian Aleksander, Edyta Krzemień, Zofia Nowakowska, można długo wymieniać. Oto cała Polska na jednym plakacie!

I tylko krakowski Teatr Variete, jedyny bodaj w mieście, świadczący wyłącznie usługi rozrywkowe, muszę jeszcze odkryć. Chętnie przyjmę rekomendacje i zaplanuję wyjście jeszcze na początku 2019 roku. Chciałabym się pośmiać i zapłakać, zgodnie z zasadą, którą głosił Jerzy Waldorff, że z muzyką powinno być właśnie tak jak z życiem - i dobrze, i źle, i poważnie, i śmiesznie.

Drodzy niezdecydowani, którzy z obawy przed kulturalnym faux pas ominiecie "Zemstę nietoperza". Jest w niej więcej prawdy niż w niejednej, modnej wystawie sztuki współczesnej. Dajcie się porwać. Zrelaksujcie się. Nauczcie dzieci, że nie ma nic złego w melodii, która wpada jednym uchem i nie chce wypaść drugim. A wieczór spędzony z muzyką w teatrze działa lepiej na mięśnie brzucha niż najlepsze spa. Kluczem zaś do artystycznego sukcesu wydaje mi się prosta zasada - komedia ma prawo udać się tylko wtedy, gdy podchodzimy do niej poważnie.

*

Magdalena Miśka-Jackowska - kierowca z programem artystycznym. Od 2005 roku w zespole radia RMF Classic, autorka wielu programów poświęconych sztuce filmowej. Jako konferansjer związana z licznymi wydarzeniami kulturalnymi w całym kraju. Fanka muzyki filmowej i Krakowa, od pół roku w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji