Artykuły

W krainie oszustów

Jeśli dzisiaj słyszymy wyrażenie "pod pręgierzem" - to zwykle dopowiadamy sobie w myśli "opinii publicznej" Tymczasem ostatnia premiera Teatru Dramatycznego w Gdyni przypomina nam epokę, kiedy to pod pręgierzem - stało się najdosłowniej...

Anonimowo farsa francuska "Mistrz Piotr Pathelin" uznana została za arcydzieło przed-molierowskiej komedii. Jej prapremiera odbyła się w Paryżu około roku 1474, jak podają źródła. Jej premiero polska - jak podają źródła nowsze - w Krakowie, w 1937 roku, w przekładzie Adama Polewki. Premiera w gdyńskim Teatrze Dramatycznym - przynajmniej prasowa - opóźniała się Początkowo "Mistrz" miał być grywany w Białej Sali Ratusza Głównego Miasta w Gdańsku. W tej wersji cała sala została obramowana płóciennymi kotarami, udającymi plamy, rozdarcia, zniszczenie... Tym sposobem w pyszne wnętrze został wkomponowany świat nędzy, poniżenia, świat ludzi napiętnowanych - bo takimi uczyniła bohaterów Krystyna Meissner. Było to pomyślane jako nie naśladowanie życia, tylko konwencja jawnie teatralna. Mimo to, jak sądzę, przez zderzenie z zupełnie inną konwencja sali uroczystej, muzealnej, twórcy przedstawienia uzyskali ciekawy efekt artystyczny, o dużej sile dramatycznej.

Dalsze przedstawienia nie mogły się już odbyć, z powodu zarzutów, jakie padły - na temat dewastacji zabytkowego wnętrza. Tyle z obowiązku kronikarza - teatralnego. Zarzuty spowodowały bowiem tak zwane reperkusje, działania i przeciwdziałania. Fotoreporter naszej gazety stał się bohaterem scenek obyczajowych etc... Choć wiele osób poczuje się dotkniętych, pozwolę sobie stwierdzić, że najbardziej kompetentnymi osobami w kwestii dewastacji wydają mi się sprzątaczki Muzeum Miasta Gdańska, one bowiem najlepiej wiedzę, czy siano ze scenicznego siennika niszczy posadzki, czy nie.

Wróćmy jednak do naszych boranów, jak mówią Francuzi - podobno do dzisiaj.

Na koniec - po dość długim graniu dla "zwykłej" publiczności, już w Gdyni - odbyła się premiera prasowa tego przedstawienia w hallu budynku teatru przy ul. Bema.

Kiedy przedstawienie zaczyna się, poznajemy od razu wszystkie główne postaci akcji. Oto pod pręgierzem Wilhelmino (Jolanta Zarzycka), Kupiec (Szymon Pawlicki), w dybach mistrz Piotr Pathelin (Stefan Iżyłowski) Całą scenę śledzi z cynicznym rozbawieniem Pasterz (Kazimierz Dillenius). Zjawia się groźny Sędzia (Jerzy Stanek), oby wysłuchać ich spowiedzi. Jolanta Zarzycka jako Wilhelmina powie wtedy, a raczej wykrzyczy z nienawistna wściekłością, szarpiąc sznury, którymi ją spętano - balladę Villona "Żale pięknej płatnerki" Sięgnięcie do tego tekstu, do tego autora przez reżyserkę (zarazem autorkę scenografii) Krystynę Meissner, wskazuje jasno no jej zamysł usytuowania bohaterów W hierarchii społecznej będą to już nie bohaterowie tej średniowiecznej farsy, ale wciąż ocierający się - nie tylko o pręgierz. ale i szubienice - kompani Villona.

Sędzia nakazuje - po dość dwuznacznej spowiedzi - uwolnić troje bohaterów Wilhelmina wdzięczna pada mu do nóg - lecz on odpycha ja z obrzydzeniem. Wychodzi. I wtedy zaczyna się właściwa akcja farsy.

Jesteśmy w krainie oszustów, gdzie zasady moralne nie istnieję. Ciągnie się łańcuch szalbierstw, i w końcu najmniej chyba nawet domyślny widz oczekuje, że w końcu i mistrz Piotr się potknie.

Na razie mistrz przekonuje swoja żonę, że jest w stanie oszukać kupca. Wilhelmina w interpretacji Jolanty Zarzyckiej, to osoba zacięta, zła. Rozpromienić mogą ją tylko snute przez męża plony oszustw. Bardziej w duchu farsy zagra tytułowa postać Stefan Iżyłowski. Widzimy oszusta pełnego radości życia, z ochotą wcielającego się w. postać nawiedzonego, błaznującego pod tym pretekstem - tyleż dla czystej przyjemności, co żeby oszukać kupca. Szczęśliwy niby rozbawione dziecko, jakże jest komiczny w swym szczerym oburzeniu, kiedy spostrzega, że sukno, które wycyganił, jest dziurawe. Szymon Pawlicki - zgodnie z tekstem - gro kupca, który owszem, sam by chętnie zaszachrował, tylko nie pozwala mu na to powolność procesów umysłowych... Na koniec zafrasowany, ogłupiały zupełnie, niby ostatniej deski ratunku czepia się pomysłu, żeby zobaczyć, czy mistrz Piotr (z którym właśnie rozmawia) jest w domu!

A triumfuje Pasterz, co to do trzech zliczyć nie umie i chętnie zgadza się miast mówić, beczeć jak baron (i to przed sędzię...). Kazimierz Dillenius gra poczciwca, który nazbyt już chętnie demonstruje swoją głupotę - żeby móc nas na to nabrać. A przecherne uśmieszki jasno świadczę, co zamierza. On to triumfuje na końcu, znów śpiewając swoją piosneczkę. Ba znów zjawia się nieprzejednany Sędzia i wskazując kolejno każe z powrotem postawić pod pręgierzem wszystkie trzy osoby. Wracamy do punktu wyjścia.

I tak - wcale groźnie - skończy się zabawna farsa. Oszuści oszukiwani, nie unikną swego losu. Pozwolono im po prostu chwilę pobrykać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji