Artykuły

Zemsta zabija

"Hamlet" Williama Shakespeare'a w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem widza.

HAMLET Williama Shakespeare'a wyreżyserowany klasycznie przez Tadeusza Bradeckiego jest opowieścią o absurdzie zemsty, bo ta jest zła ze swej natury, nie ma sensu, zatruwa duszę, rujnuje życie. Rodzi podejrzliwość, niezdrowe emocje, burzy relacje, zrywa wszelkie więzi. Nakręca spiralę obłędu, zaraża szaleństwem. Zabija tych, którzy jej ulegną, ich otoczenie. Jest stratą czasu, marnowaniem potencjału, trwonieniem talentów. Jeśli raz się jej ulegnie, nigdy się nie kończy. Zemsta nie jest prawem i sprawiedliwością ale śmiertelną chorobą zakaźną. Wiedzie na manowce. Prowadzi donikąd.

Hamlet poznając prawdę o nagłej śmierci ojca, nie godząc się na zbyt szybkie małżeństwo matki ze stryjem nie uwalnia się od bólu istnienia/ weltschmezu/, nie czuje się wzmocniony. Jego działania, upór, natarczywość eskaluje przemoc, wzmaga chęć odwetu. Głęboko dotknięty, mocno pobudzony, nadwrażliwy poddaje się emocjom, obmyśla intrygi, ma tylko jeden cel: pomścić ojca. Jego błędem nie jest to, że chce dociec co się stało, ale że to go całkowicie, bez reszty pochłania. Młody człowiek traci zainteresowanie Ofelią, polityką, sobą. To zemsta nim zarządza, ubezwłasnowolnia go i więzi. Prowadzi ku śmierci. Utalentowany, sprytny, inteligentny Hamlet okazał się zbyt słaby, pozbawiony dystansu, rozsądku. Dojrzałości. Roztrwonił miłość, stracił władzę, życie, przyczynił się do śmierci osób mu najbliższych. Zaprzepaścił swą szansę błądząc w złudzeniach o sprawczej mocy zemsty w imię słusznej prawdy. Odnieść można wrażenie, że mogło mu się udać. Jednak zło rodzi kolejne zło i wiedzie do zguby.

Zemsta Laertesa ma inny kontekst. Gwałtowna, impulsywna, emocjonalna jest równie podstępna i zabójcza. Nieobliczalna. Tylko ci, którzy zemście nie ulegają, rezygnują z rozliczenia się z mordercami swoich bliskich, mają szansę jej próbę przejść szczęśliwie. Końcowa scena dramatu, gdy do Danii wraca młody Fortynbras/Modest Ruciński/, jest celną puentą. Barbarzyński, dumny, skromny, ubrany tylko w płaszcz podbity futrem, pewnie wkracza w przestrzeń martwą, do cna ze zła oczyszczoną. On podobnie jak Hamlet mógłby szukać zemsty za śmierć swego ojca. Nie pragnął jej ponad wszystko, walczył i zwyciężał. To on zasłużenie triumfuje. Został królem, władcą, panem siebie, swego królestwa. Wszystko, co słabe, niedoskonałe, chore w dziele samozniszczenia umarło, on, pogodzony z losem, wypełniając swoje obowiązki, przetrwał, żyje i ma szansę budować nowy świat.

Hamlet Krzysztofa Szczepaniaka ma w sobie niewinność, kruchość, delikatność, ufność i ciekawość. Uporczywie chce dociec prawdy. Mroczny, ubrany w żałobną czerń i ostentacyjny smutek, irytuje, drażni, zwodzi, prowokuje otoczenie. Miał szansę wygrać, ale coraz bardziej pewny siebie, żądny odwetu, przekonany o swej słuszności, traci wszystko, co było dla niego najważniejsze. Nie liczy się ze skutkami własnych czynów, zachowuje do nich dystans. Wydaje się być bardziej artystą przejętym aktem twórczym niż przyszłym władcą. Łatwo jest podążać za myślami jego bohatera, zrozumieć jego metamorfozę. Przejrzeć kolejne wybory, decyzje. W jego szaleństwie jest metoda. Sposób na osądzenie i ukaranie winnych. Krzysztof Szczepaniak gra lekko, naturalnie, spokojnie. Poza silną emocją, egzaltacją. Bez patosu, zbędnego uniesienia. Stworzył ważną rolę.

Ofelia Martyny Byczkowskiej jest tylko młodą, piękną dziewczyną. Całkowicie pozbawioną wyrazu, charakteru, czaru i powabu. Instrumentalnie, protekcjonalnie traktowana przez mężczyzn, którzy widzą tylko siebie, cenią tylko własne cele, staje się ich ofiarą. W ostentacyjnie niezrozumiały, prowokujący sposób się buntuje wobec swojego losu. Za życia jest bezbarwna, zbędna, martwa. Tylko Gertruda okazuje jej zainteresowanie, troskę i czułość. Wie o niej najwięcej. Współczuje jej, płacze nad jej losem.

Gertruda Anny Moskal jest cieniem mężczyzn, tolerowanym przez nich koniecznym dopełnieniem, choć gra matkę, wdowę, żonę i królową. Pełniąc tyle ważnych ról, jest nikim i jak nikt jest traktowana. Nosi suknie o tym samym lub podobnym kroju, choć w różnych odcieniach czerwieni jakby jedynie kolor miał prawo sygnalizować, opowiadać o kobiecych myślach, czynach i emocjach. Gertruda to postać marginalna, niewiele znaczy, niewiele może. Jej śmierć wydaje się przypadkowa, przez to pozbawiona jest znaczenia. Nie jest świadomym wyborem, dobrowolnie przyjętą karą, walką ratującą życie syna.

Znacząco wypada Mariusz Wojciechowski w roli Poloniusza. Wystarczy, że jest mistrzowski Adam Ferency, zabawny Henryk Niebudek. Maciej Wyczański jest Klaudiuszem bez właściwości, każdym wcieleniem władzy.

Tadeusz Bradecki konsekwentnie stosuje drastyczny kontrast, zderza klasykę ze współczesnością w każdym estetycznym obszarze sztuki. Ustawia często aktorów przodem do widowni, co powoduje kierowanie wypowiadanych kwestii bezpośrednio do niej. Zaskakuje powrót do konwencji Comédie-Française/słowo, ruch, plastyka/. Dziwią dziś archaiczne gestykulacje, miny, tiki, klasyczne rozwiązania ruchu scenicznego w nowoczesnej, śmiałej, zarówno realistycznej, jak i abstrakcyjnej scenografii, z mocną, nasyconą intensywnym dramatyzmem muzyką. Podobny efekt rodzi pomieszanie stylów w kostiumach, które stają się sztuczną, nie pasującą do postaci powłoką. Jakby dodatkowo komunikowały, że jest na niewłaściwym miejscu/szczególnie Klaudiusz, Poloniusz/. To nie jest płynne, soft uwspółcześnienie ale drastyczny akcent, który aktywnie charakteryzuje bohaterów. Łączenie konserwatywnej formy ze współczesną, aktualną, komunikatywną treścią błyskotliwie przetłumaczonego tekstu Piotra Kamińskiego wprowadza dysonans. Niepokoi, drażni, emocjonalnie angażuje. Może o to chodzi, by pokazać, że powrót do przeszłości jest nieskuteczny, niewłaściwy, sztuczny. Nie należy przywracać do życia tego, co dawno umarło, choć może przyjąć atrakcyjną formę/szermierczy pojedynek/,bo infekuje i zabija to, co chce żyć, się rozwijać. Stare, kanoniczne pojęcie zemsty, uleganie jej, nie ma przyszłości. Nie jest skuteczne, niesie ferment, odciąga od właściwych działań, prowadzi do nieuniknionej klęski. Nie wystarczy mieć słuszności, trzeba być skutecznym. Zachować proporcje. Najważniejsze, by przeżyć.

Trzeba więc skończyć z poetycznym, wzniosłym, odrealnionym etosem zemsty, trzeba skończyć ze zrodzoną z niej szlachetną nienawiścią, bo wyzwala pogardę, pozbawia godności, mnoży teorie spiskowe. Inicjuje kolejny szalony, mentalnie zniewalający chocholi taniec. Nie wzmacnia a zabija. Rodzi niemający końca chaos. Mord.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji