Artykuły

Warszawa. List otwarty do prof. Lecha Śliwonika ws. konkursu w Instytucie Teatralnym

Jacek Zembrzuski, jeden z kandydatów na stanowisko dyrektora Instytutu Teatralnego, kieruje list otwarty do Lecha Śliwonika, członka komisji.

Szanowny Panie Profesorze,

Z naszego spotkania 6 grudnia - przesłuchania konkursowego - wyszedłem zadowolony, co było także Pańską zasługą. Myślę o zaprezentowanym przez Komisję poziomie zainteresowania tym, o czym rozmawiać przy takich okazjach należy. Mam porównanie, i to przesłuchanie było konkursowe.

Nie mam wrażenia bym w sposób s i e b i e zadawalający odpowiedział na wszystkie pytania, np. na Pańskie o dodatkowe środki dla IT odpowiedziałem: "nie wiem", a powinienem odpowiedzieć: to nie mój biznes, tylko wicedyrektora ekonomicznego i trzech pań księgowych, a moją rzeczą jest - to powiedziałem - wskazać lepiej się na tym znającym ode mnie, że np. na Lecha Majewskiego, mimo, że pewnie droższego, łatwiej będzie zdobyć dodatkowe pieniądze niż na Krystynę Duniec. To tylko przykład...

Ale wspominam o tym, bo mam prawo podpisać się pod Pańskim: "- zależy mi na polskiej kulturze, na rozwoju życia teatralnego, również na obecności w nim idei, które są mi bliskie i troski o potrzeby, które uważam za ważne (nie moje prywatne)".

"Po drugie" - n i e jestem bezstronny...

Poświęciłem temu pomysłowi - mówię o sposobie funkcjonowania Instytutu Teatralnego, a co za tym idzie, t e a t r o w i, kawałek życia i dlatego Pańskim twierdzeniem: "to (nie) jest program, którego realizacja przez tę osobę zagwarantuje trwanie, naprawę błędów i rozwój Instytutu w nadchodzących 5 latach" c z u j ę s i ę d o t k n i ę t y - to NIEPRAWDA...

Zresztą, nie od razu tak czułem występując publicznie w Waszej obronie przed plotkami, pomówieniami i fałszywymi oskarżeniami. Dzisiaj chcę dodać do tej mojej spontanicznej reakcji to, czego dowiedziałem się z ujawnienia protokołu Waszego posiedzenia, a co Panu było wiadome od początku.

Po pierwsze: nic nie wiem o tym - wiem, ale tak nie uważam - by program Doroty Buchwald, bez jakiejkolwiek wiedzy merytorycznej o sprawie poparty w imię zakwestionowania idei konkursu przez przeciwników tego rządu, spełniał Pańskie oczekiwania, ale chcę tu mówić za siebie.

Otóż, mój spełniał jak najbardziej...

Nie dyskutuję tu z Pańskimi przekonaniami, ale z Pańską funkcją i doświadczeniem. Miał być Pan sędzią! W przeciwnym razie, trzeba było zgłosić program własny.

Mój program gwarantował właśnie "naprawę błędów" - rozmawialiśmy o tym w czasie przesłuchania: przykładowy Majewski zamiast konkretnej Duniec - i jak najbardziej "rozwój Instytutu"... Właśnie rozwój różnorodności, a nie stagnację na poziomie polityczności.

Jeśli chodzi o "tę osobę", to przypominam, że zostałem zakwalifikowany i nie przypominam sobie, bym był skazany na pozbawienie praw obywatelskich.

Bądźmy dżentelmenami. To miał być konkurs...

Panie Profesorze, najlepiej Pan wie, że NIE BYŁ!

Nie wracam tu do politycznych nacisków, które zaowocowały zwróceniem przez Państwa decyzji ministrowi: od razu uważałem to za błąd. Piszę o rachunku wynikającym z braku kworum, czyli nie przestrzeganiu zasady równych szans (o prawie każdego kandydata do oceny przez każdego z jurorów) wobec wszystkich zgłoszonych. Matematyka nie pozwala wyprowadzić prawidłowego wniosku z postępowania siedmiorga jurorów przesłuchujących tylko troje kandydatów, a tylko sześcioro wszystkich czworo. Zdrowy rozsądek też nie!

Dlatego głosowanie na "zero" było nieuprawnione, bo w tych warunkach - faktycznej rezygnacji Przewodniczącej Komisji ze swych obowiązków, nie zgłoszonej ministrowi! - ŻADNE GŁOSOWANIE NIE MOGŁO SIĘ ODBYĆ.

Konkurs winien być anulowany...

Już na marginesie: gdyby projekt ustawy zawierał - tyle razy postulowaną przez "środowisko" (którego zresztą, jako bytu jednorodnego nie ma!) PRZEJRZYSTOŚĆ POSTĘPOWANIA nie byłyby potrzebne te wszystkie oświadczenia, w których - takie można było odnieść wrażenie - zabrakło tylko Putramenta.

Jawność to warunek demokracji, i prawdziwa cnota...

To Pan Profesor wie lepiej ode mnie.

Z uszanowaniem,

Jacek K. Zembrzuski

jako profesjonalny reżyser oceniający Wasz występ znakomicie,

ale jako zatroskany i uważający za ważne, proszący o jedynie sprawiedliwy werdykt, który brzmi: nieważne.

Dlatego, że to dla moralności publicznej ważne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji