Artykuły

"Burza", Teatr Narodowy, można zobaczyć

"Burza" Williama Shakespeare'a w reż. Pawła Miśkiewicza w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Maciej Stroiński w Przekroju.

Na wyspie prawie bezludnej dwa i pół człowieka: mocno stary mól książkowy, jego córka na wydaniu i jej niedoszły gwałciciel słabo mówiący po polsku. Kiedy do wyspy podpływają obcy, mól chce ich utopić, choć tak naprawdę, to tylko wyswatać. Na końcu - spojler - wesele.

Zabieram się do tej recenzji jak pies do jeża. Zdążyłem obejrzeć i zaopiniować wszystko inne, co było po drodze, pół Boskiej Komedii, nawet operę wyprodukowaną "przez ścianę", bo Teatr Wielki jest w architektonicznej symbiozie z Teatrem Narodowym - byle tylko jeszcze poczekać z wałkowaniem "Burzy". Czuję się jak w podstawówce, gdy nie chciałem czegoś zrobić. "He would set his foot on fire for half a day out of school!" (Meryl Streep w "Doubt").

Bo proszę Państwa, dziwny to jest spektakl. Z jednej strony ujdzie, z drugiej - już sam nie wiem. Jest jak mazurek, gdzie wszystko się zgadza, tylko jedna warstwa, na przykład kremu, już trochę zjełczała. I dylemat: zjesz? Drogie, zapłacone...

Nie wiadomo, jak grać "Burzę" - dużo bardziej nie wiadomo niż w wypadku innych tekstów. O "Makbecie" wiemy chociaż, że nie jest komedią, więc jeśli go robisz jako nietragedię (Kleczewska), to już twoja sprawa, wyjdzie lub nie wyjdzie. A jako tragedia (Duda-Gracz) może nie wyjść równie bardzo. "Burza" jest komedią lub nie jest komedią - cokolwiek wybierzesz, będzie na Szekspira. Jest lub nie jest, ale raczej nie, sądząc z badań terenowych: Miśkiewicz w Narodowym zrobił ją na komediowo, no i mu nie wyszło!

Zakolegowany aktor, gdy mu powiedziałem, że jadę na "Burzę", podzielił się wiedzą, że ta rzadko się udaje. Grał, to wie. Z "Burzą" jest ten szpadel, że może za bardzo stawia na widownię? Wszystko zależy od widza, jak głosi epilog. Oczywiście żartuję. Widownia niewinna! Wszystko przez tych reżyserów albo gorzej - dramaturgów, bo oni wszyscy jacyś tacy mądrzy. Pięć sezonów temu było znakiem zacofania niecenienie "dramaturgii", która na tym polega, że bierzesz znane nazwisko i się grzejesz w tej znaności, a lansujesz siebie. Ale obecnie berlińskie przeróbki mocno się przeżarły i można już artystom mówić prawdę na ich temat. "Triumf woli: Strzępki jest dużo lepszym wystawieniem "Burzy", chociaż wystawia tylko jedną scenę.

Skisłą warstwą "Burzy", przez którą się wszystko psuje, nie są aktorzy old boye. Frycz, Benoit i Radziwiłowicz bronią honoru prodżektu, najpierw może o nich.

Benoit w roli Ariela? Tylko pod warunkiem, że połączyć z Kalibanem, to wtedy tak. Nie muszę wykładać rangi talentu tego aktora, który i Mirandę zagra, jeśli jest potrzeba (a jest), i Ryszarda III... Team dramaturgiczny zrobił keks z Szekspira, trochę nie wiem po co, tutaj scena przesunięta, tutaj kopiuj-wklej z Audena, tutaj ze Stiga Dagermana, a tutaj z Szekspira, żeby było jeszcze więcej Szekspira w Szekspirze. Ale niech im będzie, przyznajemy banderolę, że teatr niestary. To tekstowe ciasto fjużyn Benoit gra po dawnemu. Trochę przygaszony, ale warsztatu nie da się nie mieć, gdy się już ma. Z jego wykonu jasno wynika, że duszek Ariel jest po prostu emanacją Kalibana, Sebiksa tej wyspy: jest równie krnąbrnym pachołkiem, którego Prospero musi wiecznie szantażować, by utrzymać w ryzach.

"Burza", oprócz tego, że o wszystkim, jest sztuką o władzy, jak to u Szekspira. O nędzy władzy. Jest pożegnalnym "dajcie sobie siana", "lepiej się żeńcie", "make love". Prospera gra Radziwiłowicz, jego brata Frycz. Panowie się znają jeszcze z Krakowa i są dobrze zgrani. Dają nam dokładnie to, czegośmy się spodziewali: quality time.

Resztę obsady mogę nazwać tylko resztą... Prawie same chłopy, bo w dzisiejszych czasach, gdy w imię postępu wraca się obyczajowo do XIX wieku, zrywa się z koedukacją, bezpieczniej jest posegregować na chłopaków i dziewczynę. Bonaszewski się wyróżnia z reszty, ale poza nim - ciało zbiorowe, czasem we wdziankach jak od Jeana-Paula Gaultiera, robią marynarskie choreo jak w "Przygodach Kaczora Donalda". Rozjeżdża się to wszystko i było widać na brawach, że starzy swoje, a młodzi nie nadążają. Młodzi są piękni, a starzy są zdolni, choć o ludziach w pewnym wieku nie mówi się tym przymiotnikiem, tylko "zasłużeni". Maja Kleszcz ani gra, ani śpiewa, więc nie wiem - chyba performuje.

Coś Państwu powiem od serca. Paweł Miśkiewicz to artysta typu "pracujący na chaosie", "niebojący się porażki". Lupa natchnął go tym duchem, a jak Lupa coś urobi, to już tak zostaje, por. teatr polski. Reżyser Miśkiewicz nie boi się wtopić, przez co ja czasem się boję chodzić na jego spektakle, nigdy nie wiem, co zastanę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji