Prawdziwy balet wreszcie w Lublinie
"Królewna Śnieżka" w reż. i choreogr. Violetty Suskiej w Teatrze Muzycznym w Lublinie. Pisze Katarzyna Pasieczna w Dzienniku Wschodnim.
"Królewna Śnieżka", pierwsze lubelskie przedstawienie baletowe, to bajka dla wszystkich. Oglądając spektakl dzieci natychmiast rozpoznają swoich bohaterów, a dorośli przypominają sobie czasy, kiedy byli dziećmi. Wszyscy zachwycają się tańcem, muzyką, scenografią. Kto by pomyślał, że lubelski Teatr Muzyczny jest w stanie wystawić balet... Do wczoraj tancerzy mogliśmy oglądać tylko w krótkich operowych czy operetkowych etiudkach. Ale wczoraj wszystko się zmieniło. Jest balet w Lublinie! I to nie byle jaki.
Brawo Beata Kamińska! Brawo Marcin Marzec! Bajkowa królewska para zaprezentowała taniec na bardzo dobrym poziomie. Fantastycznie skoczny Książę i niemal nie schodząca ze sceny, znakomita także aktorsko Śnieżka nadali całemu przedstawieniu niesamowity wyraz. Tak jak charakter sztuce nadali Małgorzata Pasieczna (Macocha) i Jarosław Żółtowski (Wiedźma). Okazuje się, że potrafią nie tylko tańczyć, ale i świetnie kreować swoje postaci. Uroku "Królewnie Śnieżce" przydawały też krasnoludki i zwierzątka. Roztańczone, wzruszające do łez. To niewątpliwie zasługa Violetty
Suskiej, która przygotowała choreografię i wyreżyserowała spektakl, oraz baletowego pedagoga Włodzimierza Wyczegzanina. Pod ich okiem tancerze dochodzili do tak fantastycznej formy, jaką zaprezentowali wczoraj. Słowa uznania należą się także artystom chóru i solistom. Byli nie gorsi niż tancerze. A wszystko działo się w przepięknej scenerii lasu, w cudownie zaaranżowanej chatce krasnoludków, ale też w tajemniczych komnatach zamku Macochy. Tu ukłony dla scenografa Anny Bobrowskiej-Ekiert. I na koniec trzeba się pokłonić Bogdanowi Pawłowskiemu (kompozytor był na premierze) za fantastyczną, chwilami wstrząsającą, muzykę. W wykonaniu lubelskiej orkiestry Teatru Muzycznego zabrzmiała poruszające Wydaje się, że dla naszych muzyków, prowadzonych ręką maestro Jacka Bonieckiego, nie ma rzeczy nie do zagrania. Chapeau bas! Tymczasem czekamy na Czajkowskiego...