Artykuły

(Nie)skuteczny pacyfizm?

Przedstawienie zaskakuje formą, dominuje opowiadanie a nie działanie, minimalizm scenografii ma pobudzić wyobraźnię - o "Bajce o księżniczce Popi i smoku Tarabistraku" wg Pierre'a Gripariego w reż. Ewy Ignaczak w Teatrze Gdynia Główna pisze Wiktoria Formella z Nowej Siły Krytycznej.

Teatr Gdynia Główna w "Bajce o księżniczce Popi i smoku Tarabistraku" podjął się ambitnego zadania. Dwa lata temu Ewa Ignaczak wyreżyserowała "Bajkę o księciu Pipo i jego czerwonym koniku", by w tym roku historię uzupełnić o perspektywę księżniczki Popi. Bajka Pierre'a Gripariego to ciekawa, niestereotypowa opowieść. Wprawdzie tytułowa księżniczka marzy o ukochanym, którego spotkała we śnie, ale wątek miłosny nie dominuje w akcji. Nie ma krwawej walki o względy, Popi nie jest przepełniona naiwną delikatnością, ale odwagą, bezkompromisowością i pacyfistyczną determinacją. Dąży do tego, by jej przybrany ojciec zaprzestał wojennych manewrów. Nie ulega uprzedzeniom i próbuje zrozumieć, co kieruje złowrogim smokiem Tarabistrakiem, pragnie mu pomóc. Choć spektakl jest przeznaczony dla dzieci od trzeciego roku życia, dorośli mogą odnaleźć fragmenty brzmiące niezwykle współcześnie: zmiana konstytucji, promowanie ekologii...

Przedstawienie zaskakuje formą, dominuje opowiadanie a nie działanie, minimalizm scenografii ma pobudzić wyobraźnię. Dekorację ograniczono do potężnego, drewnianego stołu będącego makietą królestwa, o które walczą żołnierze - plastikowe figurki. Regał z wysuwanymi szufladami to Wielki Sklep z Dziećmi; w innej scenie szafa staje się wzgórzem, nad którym panuje Tarabistrak. Reżyserka rozgrywa spotkanie Popi ze smokiem w konwencji teatru lalek: księżniczka animując swoją mniejszą wersją, wdrapuje się po zboczu. Szkoda, że lalki wykorzystano zaledwie w jednej scenie, gdy trzeba było ukazać przewagę fizyczną potwora nad dziewczynką. W przeciwieństwie do scenografii światło pomyślane jest dość stereotypowo, na przykład czerwień zwiastuje rzezie i śmierć. Znacznie ciekawsze okazały się kostiumy. Symbolem bogactwa są perły ułożone w lampasy, a władzy - wzór moro, w którym khaki zastąpiono królewską purpurą. Nie wiem, czy ten pomysł jest czytelny dla młodszych widzów, jednak z pewnością dostrzegli odwrotnie noszone korony, czyli zakwestionowanie tradycyjnego porządku. Warto docenić odrzucenie cukierkowej estetyki typowej dla opowieści o księżniczkach. Popi - z burzą rudych loków - ma nieoczywisty kostium: czarną bluzkę, co prawda tiulową spódnicę, ale za to w zaskakującym, morskim kolorze, oraz czarno-srebrne trampki.

Mimo ascetycznej inscenizacji, dzieci z uwagą oglądały spektakl, angażowały się w akcję, nawet gdy postaci nie prosiły o pomoc. Świetnie obserwowało się ich żywiołowy odbiór. Przedstawienie stawia duże wyzwanie aktorom, którzy reagują na sugestie młodych widzów: włączają ich propozycje w scenariusz (dzieci przez dłuższy czas "ignorowane", tym głośniej manifestują pomysły), bądź wyraźnie się z nimi nie zgadzają. Aktorzy muszą być skoncentrowani i nie tracić rezonu, zwłaszcza że dzieci potrafią zaskoczyć. Na pytanie, kto jest naszym wrogiem, chłopiec odkrzyknął: Andrzej Duda. Czujność niekiedy zawodzi aktorów, na przykład nie eliminują trudniejszych fraz i powtórzeń.

Popi granej przez Małgorzatą Polakowską oprócz odwagi, nie brakuje energetyczności, wręcz egzaltacji, co sprawia, że postać zjednuje sobie sympatię widzów. Dzieci kibicują księżniczce w uwolnieniu się od ojca (który wykorzystuje, wbrew wcześniejszym ustaleniom, jej magiczną moc), śledzą jej przygody ze smokiem czy w Schronisku dla Zbłąkanych Dzieci. Jakub Grzybek jako wyśniony królewicz Pipo, mimo niewielkiej roli, stara się być wyrazisty - zwłaszcza ruchowo. Ida Bocian nadaje każdej z epizodycznych postaci charakterystyczny rys: od niesamowitości typowej dla demiurga-wróżki (uruchamiającej opowieść przy pomocy wielkiego młynka), po opiekuńczość typową dla pracowniczki Sklepu z Dziećmi czy złowrogość właściwą dla wiedźmy. Udanie w roli zaślepionego podbojami ojca Popi odnajduje się Piotr Mahlik.

Reżyserka zakończyła spektakl typową dla teatru najnajów zabawą wykorzystującą opowiadaną historię. Niestety zrobiła to tak, że osłabiło to pozytywne wrażenia. Zadaniem dzieci było stworzenie dalszych losów księżniczki, które w krótkiej improwizacji przedstawili aktorzy, niestety powielając postkolonialne stereotypy. Wśród propozycji dzieci pojawił się wyjazd Popi do Afryki, co aktorzy zaprezentowali w formie podskakiwania, garbienia się i wyśpiewywania "ugabuga". Wielokulturowy kontynent, liczący ponad pięćdziesiąt krajów został sprowadzony do banału. Dzieci proponowały różne wersje mordowania bohaterów, mimo że księżniczka w godzinnym spektaklu wyraźnie pragnęła świata pozbawionego wojen. Choć Popi-Polakowska była nieco zdziwiona tymi propozycjami, aktorzy je realizowali. Trudno więc stwierdzić, na ile skuteczne pozostało krzewienie pacyfizmu w przedstawieniu, skoro zostało całkowicie zlekceważone w pospektaklowej zabawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji