Artykuły

Radość bycia wolnym

- Mamy wprawdzie kłopoty, nie wszystko nam się podoba, ale jesteśmy wolni. Nie wszystkim narodom jest to dane - mówi reżyser Izabella Cywińska (na zdjęciu) w rozmowie o Poznańskim Czerwcu 1956.

Sławomir Kmiecik: Buntem robotniczym, zrywem wolnościowym, powstaniem... Czym dla pani jest "Czarny Czwartek" 28 czerwca 1956 roku? - To wydarzenie, z którym jestem bardzo emocjonalnie związana - oglądane z perspektywy lat zmienia swoją wartość i znaczenie dla polskiej historii. Kiedy 25 lat temu robiliśmy przestawienie o Czerwcu'56, myśleliśmy, że był to zryw robotników domagających się chleba, podwyżek płac. Teraz, gdy obejrzałam ubeckie materiały zgromadzone w IPN, przekonałam się, że tamtego dnia z godziny na godzinę narastały żądania polityczne. Patrząc na zdjęcie transparentu z napisem "Chcemy wolnych wyborów", uzmysłowiłam sobie, że Czerwiec'56 był poważnym ruchem wolnościowym. On pozwolił ludziom się policzyć i dodał im odwagi. Tamtego dnia zdawała pani w Warszawie egzamin. Ponoć ponaglała pani profesora Kulę, żeby szybciej pytał, bo chciała pani jak najszybciej dotrzeć do Poznania. Udało się? - Dojechałam tylko pod Poznań, bo pociągi nie wjeżdżały już do miasta. Potem szliśmy wzdłuż torów. Zdążyłam jednak zobaczyć snajpera na dachu Opery.

- "Rozstrzelano moje serce w Poznaniu". Czy pani także wracała z Poznania "rozstrzelana", w poczuciu beznadziei?

- Mnie niepowodzenia mobilizują. Poznańskie wydarzenia były dla mnie polityczną inicjacją. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że trzeba coś robić, angażować się, choć nie stało się to od razu. Nie będę opowiadać, że już wówczas zmierzałam w kierunku styropianu.

- "Czerwiec Pięćdziesiąt Sześć". Bardzo rzadko reżyser ma możliwość opowiadać o wydarzeniach, które sam obserwował. Wyrażała pani w tamtym spektaklu swoje osobiste emocje?

- Tylko dwa razy w historii polskiego teatru w przedstawieniu uczestniczyły osoby, których losy opowiadano na scenie. Pierwszy raz było to 1901 roku, na premierze "Wesela" Wyspiańskiego w Teatrze Słowackiego. A drugi raz przy okazji naszego przedstawienia o Czerwcu'56, gdy bohaterowie wydarzeń uczestniczyli w próbach i zasiadali na widowni. A czy wyrażałam swoje osobiste emocje? Nie, bo to był spektakl o upadku symbolicznej trybuny, a o jej unicestwieniu marzyli wszyscy.

Działo się to w czasie "karnawału Solidarności", kiedy po raz pierwszy można było publicznie mówić o Poznańskim Czerwcu. Pani wystawiała spektakl, czyli używała języka sztuki. Ale tak naprawdę występowała pani w roli nauczycielki najnowszej historii Polski. Trudno było pogodzić sztukę z pedagogiką?

- Uczyliśmy historii. Mówiliśmy prawdę, którą wcześniej tylko się przemycało. Przedtem cenzorom przeszkadzała nawet czerwona poduszka leżąca na scenie w "Dulskiej".

- Była pani przesłuchiwana na Kochanowskiego, a więziona na Młyńskiej - w gmachach, które są czarnymi symbolami Poznańskiego Czerwca...

- Pierwszą osobą, na którą tam trafiłam był jeden z bohaterów trybuny ze spektaklu. Bardzo się bałam, co ten człowiek ze mną zrobi. Kiedy dla uspokojenia sięgnęłam po schowane w bucie relanium, spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy, ale nie stało mi się nic złego. Osadzili mnie najpierw na Młyńskiej, a potem w Gołdapi. Byłam jedyną w Polsce osobą internowaną za sztukę.

Po słynnym spektaklu z 1981 roku został tylko fragment archiwalnego nagrania w złym stanie technicznym i wspomnienia widzów, dziś już dojrzałych ludzi. Nie martwi panią, że dla uczniów i studentów Czerwiec'56 to prehistoria, o której niewiele wiedzą?

- Smuci mnie to. Któraś z zagranicznych telewizji nagrała nasze przedstawienie, więc pewnie taśma leży gdzieś w Sztokholmie czy Hamburgu. Żyliśmy wtedy bardzo intensywnie - z wiarą, że utrwalimy wszystko, gdy będzie więcej czasu. Zdążyliśmy zagrać 99 spektakli, a setny miał się odbyć... 13 grudnia. Tymczasem nastał stan wojenny.

Co zrobić dzisiaj, by takie kwestie, jak tożsamość narodowa czy patriotyzm nie stawały się politycznymi sloganami? Jak opowiadać o Poznańskim Czerwcu 1956?

- Na pewno nie tak, jak zamierza to zrobić Roman Giertych. Nie za pomocą 45-minutowej lekcji patriotyzmu, od dzwonka do dzwonka. Młodzież bardzo nam zazdrości, że mieliśmy chwile wzlotu, że mogliśmy się sprawdzić, zostać bohaterami. Trzeba im opowiadać historię przez pryzmat ich marzeń, nawet ze śmiechem.

Przygotowuje pani z Janem A. P. Kaczmarkiem i Jerzym Kaliną widowisko plenerowe na obchody 50. rocznicy Czerwca'56. Jakie będzie jego przesłanie?

- Chcę, aby było to wydarzenie rozpięte w polskiej historii - od czasów Mickiewicza do współczesnych. Kalina wymyślił rzecz piękną - schody dla chóru otoczą pomnik Mickiewicza, dzięki czemu wieszcz będzie uczestniczył w przedstawieniu. Pokażemy co przez lata stało się w Polsce. Mamy wprawdzie kłopoty, nie wszystko nam się podoba, ale jesteśmy wolni. Nie wszystkim narodom jest to dane, dlatego bardzo chcę, aby wśród publiczności pojawili się harcerze z sztandarami narodów, które nie mają jeszcze radości bycia niepodległymi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji