Artykuły

Polak - punkt zero

"Rok z życia codziennego w Europie Środkowo-Wschodniej" Pawła Demirskiego w reż. Moniki Strzępki w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Raba w Teatrze dla Wszystkich.

Podział społeczeństwa nie jest niczym niezwykłym. Można go zauważyć właściwie w każdej istniejącej dotychczas cywilizacji. I od stwierdzenia, że "Ludzie się dzielą na takich co" rozpoczyna się też "Rok z życia w Europie Środkowo-Wschodniej" - nowy spektakl Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego. A podziałów jest tu w istocie dużo.

"Są tacy, co trzymają masło na blacie i tacy, co chowają je do lodówki" - twierdzi ludowy głos rozsądku (Anna Dymna). Jednocześnie nowy dramat Pawła Demirskiego kreuje też bardziej socjologiczny podział - na klasę wyższą i niższą. Na duchowieństwo, które gra w piłkę z chłopakami w sutannie (Radosław Krzyżowski), ale w głębi duszy pragnie zostać papieżem. Na ministrów biegających w stetsonie z pieczątką (Krzysztof Zawadzki) i profesorską inteligencję - "bardzo sobą rozczarowanego" Zbyszka (Michał Majnicz). Na klasę średnią (Dorota Segda i Zbigniew W. Kaleta) o ambicjach na doskonałe wakacje i tę niższą w ogrodniczkach lub z zupą w słoiku i foliowej reklamówce (Juliusz Chrząstowski). I w końcu na milenialsów żyjących z iPhonem w ręku (Anna Radwan) oraz na strażniczki tradycji i oświaty, straszące prosektorium i wrześniowym początkiem szkoły (Małgorzata Zawadzka).

Ci spadkobiercy judeochrześcijańskiej kultury, do których po '89 roku napłynęły zachodnie dobra (łącznie z "owocami morza, których wcześniej nikt by się nie tknął"), starają się dorównać własnym marzeniom. Pomiędzy ruiną wieży kościelnej i martwą krową krążą wokół wymagań, które na siebie nałożyli. Każdy ma tu swoje wyobrażenia o świecie i własne małe uniwersum, które zderza się z innymi, zgoła odmiennymi mikrokosmosami. Nie wywołuje to jednak poważnych konsekwencji, a raczej małoistotne kolizje, które nie pobudzają znaczącej dyskusji.

Być może rolą, która ma ambicję na rozbrojenie tej bomby stereotypów i oczywistości naładowanych żartami, jest kreacja Szymona Czackiego. Demirski bowiem pośrodku tego kalejdoskopu obrazków "życia codziennego" wciska człowieka mniej skonkretyzowanego - Polaka, czy też nie-Polaka (w końcu rzecz dotyczy Europy Środkowo-Wschodniej), który aspiruje do bycia kimś, kto mógłby się znajdować w punkcie zero tego całego szaleństwa. Jest on raz wkładany w rolę dziecka szarpanego między rodzicami i osobistą nauczycielką, a raz przedstawia się jako dojrzały mężczyzna śpieszący się na lotnisku. Jest jednym z tych, którzy nieustannie przekonują sami siebie, że mają jeszcze czas na osiągnięcie tego czy tamtego. Jest z pokolenia, któremu pozwolono uwierzyć, że może osiągnąć wszystko, zostać, kim zechce - z pokolenia europejskich marzeń. Nie podobają mu się otaczający go ludzie. Pyta "dlaczego oni tacy są?", podczas gdy rozsądne ludowe kobiety (Anna Dymna i Dorota Pomykała) namawiają go do buntu, do wygarnięcia wszystkiego wszystkim i o wszystkim.

Z buntu nic nie wychodzi. Mamy za to chorobę i ta choroba zatrzymuje go o krok przed dołączeniem do pochodu tych środkowo-wschodnich typów. Bo cóż on myślał, "że ludzie nie dzielą się na takich, co są zdrowi i na tych, co chorują?" To memento mori, o którym pokolenie niespełnionych marzeń jednak nie chce pamiętać, wlecze się i snuje za Polakiem chorobliwym kaszlem już od pierwszych chwil spektaklu. Zarówno fobie, jak i ambicje mają się zapaść i stracić znaczenie pod tym egzystencjonalnym ciężarem - bo kiedy przychodzi choroba wykaszliwana krwią na obrotówce i przy dźwiękach ludowego requiem, nagle okazuje się, że czasu już nie ma. Zostaje tylko łóżko szpitalne, od którego wszyscy się odwracają, śpiewając: "Czemu tak rychło, Panie".

Współczesnym ludziom, przerażonym widmem niespełnienia tak "naobiecywanego" przez popkulturę życia, powinno wydać się to uderzające. Powinno zakłuć pośród tych wszystkich żartów. Ale chyba nie kłuje - co najwyżej daje się zauważyć i odbija się czkawką. Czy portret obecnych pokoleń nie był wystarczająco wiarygodny, aby do tego stopnia się z nim utożsamić? Czy może zbyt rozciągnięty na feerię różnorodnych i przerysowanych społecznych obrazków, aby fobia niespełnionego życia dała się odczuć?

Trzeba jednak przyznać, że widownia bawiła się doskonale. Każdy rozpoznawał gorzkie i komiczne małe prawdy o nas samych. Śmieszyły inwokacje do matek polskich, do mężczyzn polskich, do wszystkiego, co polskie. Bawiły przytyki do nagiego i przeklinającego teatru współczesnego lub do dotacji na kulturę. Ponadto bez wątpienia humor wśród widzów wybiła na wyższy poziom także radość z powrotu duetu Strzępka/Demirski na krakowską scenę, bo "Rok z życia" zdaje się być satysfakcjonującym początkiem odbudowy sytuacji Starego Teatru. Dzięki współpracy Rady Teatralnej nad tegorocznym repertuarem do teatru mają wrócić reżyserzy tworzący i doceniani na scenie Starego jeszcze przed ubiegłoroczną zmianą dyrekcji.

Joanna Raba - studentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji