Artykuły

U siebie... Lubicz 48

Z BOGUSŁAWEM NOWAKIEM, dyrektorem Opery Krakowskiej, o 10 latach w nowej siedzibie, odważnych decyzjach inscenizacyjnych, skręcaniu w stronę teatru dramatycznego, wyjściu do nowego widza i marzeniach do realizacji rozmawia Łuksz Gazur w Dzienniku Polskim.

10 lat temu otwierano nową siedzibę Opery Krakowskiej. Towarzyszyły temu bardzo różne emocje i komentarze. Jestem ciekaw, jak Pan na to patrzy z perspektywy tego czasu?

- Odżywają wspomnienia. Bardzo różne. Gdy podejmowaliśmy decyzję, że ten teatr będzie właśnie tu, była to jedyna możliwa lokalizacja. O czym dziś niewielu już pamięta. To była trudna decyzja. Alternatywą, która służyć miała wystawianiu wielkich przedstawień operowych, miało być Cracow Music Center, które zmieniło się później w Centrum Kongresowe. I choć budynek ten zachował funkcje koncertowe, można żałować, że nie ma tam technologii, która pozwalałaby w pełni wykorzystać to miejsce dla potrzeb teatru muzycznego. Poza tym do dziś mam gdzieś w szufladzie analizy, które wówczas zleciliśmy, a które mówiły o tym, że w mieście takim jak Kraków, około 8oo-tysięcznym, sala operowa powinna liczyć od 600 do 800 miejsc na widowni. Wybudowaliśmy teatr na 750 miejsc. Dziś okazuje się, że to zdecydowanie mało, zbyt skromnie.

Dobrze, że Pan mówi "zbyt skromnie". Bo nim przejdziemy do jubileuszowych zachwytów, to ja przypomnę jeszcze niektóre z listy zarzutów. "Za mała scena", "za mała głębia", "brak miejsc parkingowych".

- Po kolei. Oczywiście zbyt małe zaplecze nie pozwala nam rozwinąć skrzydeł. Z wieloma z tych zarzutów się zgadzam. Że scena nie ma głębi - prawda. Ale znów: to było podyktowane tym, że ta działka była zbyt mała i zmieszczenie tych funkcji było dużym wyzwaniem. Poza tym, scena jest większa niż ta w Teatrze im. J. Słowackiego, w którą nasze spektakle bardzo dobrze się wpisywały. Co więcej, ona jest takiej samej wielkości jak większość scen operowych w Polsce - nie licząc Opery Narodowej, Bydgoszczy lub Białegostoku. To pewien moduł, standard dla teatru opery w Polsce. Oczywiście przydałoby się, żebyśmy mieli głębię, bo technologia widowiska, którą narzuca współczesne myślenie o operze, mogłaby być lepiej wykorzystana. Cóż, sztuką jest odnaleźć się jednak w tym, co mamy. Poza tym w ostatecznym rozrachunku trzeba jednak przyznać, że w znacznym stopniu udało się projektantowi sprostać zadaniu pomieszczenia tych wszystkich funkcji, wymagań technicznych i organizacyjnych w jednym budynku.

Co więcej, proszę zwrócić uwagę, co się wydarzyło przez te ostatnie 10 lat. One przyniosły nam jedną ważną rzecz: dość szybko przestało się mówić o tym, czy ten budynek jest ładny, czy za czerwony, czy powinien być w innym miejscu. Zaczęliśmy - tak przynajmniej my to czujemy - wywoływać dyskusję o tym, co na scenie. Oczywiście tu także pojawiają się różne głosy. Ale to jest dla naszego zespołu komplementem. Jak gasną światła, widownia zajmie miejsca, to już nie ma znaczenia, że ściany są czerwone, a scena mogłaby być większa. Wspólnie zagłębiamy się w rozwiązanie tajemnicy teatru, którą kryje umownie rampa oddzielająca widownię od sceny. I mamy takie poczucie, że ta granica zanika i wszyscy wspólnie wchodzimy do świata, który udało się stworzyć orkiestrze, solistom, reżyserowi i scenografowi... całemu zespołowi.

Ładnie to wszystko powiedziane, ale te wspomniane miejsca parkingowe dla wielu wciąż jednak odbierają coś z magii wyjścia do opery. Chyba Pan sobie z tego zdaje sprawę?

- To my podjęliśmy działania, żeby za rogiem obok budynku PKP powstał parking, co znacznie ułatwiłoby dotarcie na nasze spektakle. A przecież, dziś już nikt nie pamięta, że parking miał być pod całym placem teatralnym. To dawałoby miejsce ponad 100 samochodom. Ale już po podjęciu działań zmierzających do budowy Opery Krakowskiej w tym miejscu zwrócono nam uwagę, że taki parking naruszy równowagę hydrologiczną Ogrodu Botanicznego (dokończenie rozmowy str. 2) po drugiej stronie ulicy. Co mogliśmy zrobić? Przerwać przygotowania do inwestycji i szukać innego miejsca? Niewykorzystanie tamtej szansy byłoby karygodnym błędem, a na budynek czekalibyśmy do dziś. Zresztą ten parking wciąż jest możliwy do zrealizowania, jeśli tylko będą pieniądze. To dla nas zadanie na przyszłość.

Zostawmy już te zarzuty. Ostatnie lata nie tylko w operze, ale generalnie w kulturze, to czas dynamicznej zmiany, zacierania się granic między gatunkami. W operze to np. wyjście w stronę teatru dramatycznego, co jest poniekąd pochodną poszukiwania kontaktu z nowym widzem. Jak Pan widzi swoją instytucję na tle tego zmieniającego się pejzażu?

- Kiedyś, mówiąc, że wybieramy się na "Halkę" lub "Traviatę", mówiło się, że idziemy "na operę". Dziś mam poczucie, że osoby przychodzące do nas mówią, że "idą do teatru". Myślenie o operze stało się tak naprawdę rozważaniem o teatrze opery. To rodzi konkretne oczekiwania wobec nas. To ma być symbioza muzyki i teatru, to ma być widowisko. Takie jest oczekiwanie publiczności. Opera jest królową sztuk wizualnych.

Ale to zacieranie granicy stawia też pewne wymagania, jak choćby mniej konserwatywne interpretacje libretta, nowe pomysły inscenizacyjne.

- Dobrze, że pan o tym wspomina. Zwracam uwagę, że zarządzamy tym teatrem w triumwiracie - razem z głównym reżyserem Laco Adamikiem i Tomaszem Tokarczykiem - i czasem podejmowaliśmy ryzykowne decyzje, które jednak udowodniły jedno: krakowska publiczność niesłusznie uznawana jest za konserwatywną. Z ostrożnością wprowadzaliśmy na afisz tytuły, które wywodziły się spoza kanonu, jak "Cesarz Atlantydy" Ullmanna lub "Miłość do trzech pomarańczy" Prokofiewa. I co więcej, zostały zrealizowane według bardzo autorskich pomysłów reżyserskich. A dziś są one źródłem naszej wielkiej satysfakcji. Cieszę się, że widownia chce z nami dzielić te nasze zaskakujące nieraz artystyczne marzenia i fascynacje.

Skoro wspomniał Pan o marzeniach, to proszę powiedzieć o takim, które wciąż jest w Pana głowie i którego dotąd nie udało się zrealizować.

- Mam ich kilka. Ale nie mogę wielu z nich zdradzić, bo gdybym je wypowiedział w tej chwili, byłoby to zbyt prowokacyjne. Cóż, czas mojego rezydowania w tym gabinecie nie jest już zapewne zbyt długi. Ale chciałbym jeszcze stworzyć warunki do tego, by zrealizować w tym teatrze operę zamówioną przez nas. Podejmowaliśmy dotąd kilka prób, ale żadna propozycja nas nie przekonywała. Chciałbym jednak, żebyśmy w najbliższym czasie mogli pójść tą drogą. Potrzeba na to oczywiście dużych pieniędzy i perspektywy co najmniej dwóch lat. Bo tylko Donizetti mógł pisać operę przez miesiąc z takim skutkiem, z jakim mamy do czynienia.

-To jedna z głównych bolączek polskiej opery, której zaradzić mogą tak naprawdę tylko wielkie instytucje. To właściwie powinien być ich obowiązek. Bo dziś właściwie współczesnych dzieł operowych nikt nie zamawia, bo to duże wyzwania finansowe, organizacyjne i efekt ryzykowny.

- Ma Pan rację. To jest nasz obowiązek, z którego się, również przed samym sobą, dotąd nie wywiązaliśmy, choć na usprawiedliwienie powiem, że musieliśmy w nowym miejscu ustabilizować swoją działalność. Ale mam nadzieję, że tę zaległość w niedługim czasie będziemy w stanie nadrobić.

-A jakieś szczegóły? Tematyka krakowska? Autorka Agata Zubel?

- Nie chciałbym się tak daleko posuwać. Ale akurat wypowiedział pan nazwisko artystki, która jest wybitna, i wciąż niewystarczająco doceniana przez samych Polaków. Ale inne moje zamierzenie spełni się już za rok - specjalnie dla naszego baletu przygotowany zostanie spektakl do "Snu nocy letniej" według Mendelssohna przez wybitnego choreografa, znanego już krakowskiej publiczności Giorgia Madię. Chciałem, żeby powstało przedstawienie baletowe z prawdziwego zdarzenia, nie kolejny choć piękny znany z wielu realizacji "Dziadek do orzechów" albo "Kopciuszek", ale taki, który jest przygotowany specjalnie dla nas. A wcześniej... "Cyrulik sewilski" Rossiniego w reżyserii Jerzego Stuhra i "Kandyd" Bernsteina w reżyserii Michała Znanieckiego. I to na razie tyle z marzeń...

Powiedzianych głośno, oczywiście!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji