Artykuły

W fabryce bez rewolucji

"Kiedy przyjdą podpalić dom, to się nie zdziw" w reż. Romualda Wiczy-Pokojskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"Przed pracą, jak przed podróżą, lepiej się przeżegnać" - mówi w widowisku "Kiedy przyjdą podpalić dom, to się nie zdziw" jeden z bohaterów. Najnowsza premiera Wybrzeża to spektakl ważny i niewątpliwie potrzebny, jednak brakuje w nim metafory.

"Kiedy przyjdą podpalić dom, to się nie zdziw" to kolejna w teatrze Wybrzeże realizacja projektu Szybki Teatr Miejski, w ramach którego realizowane są widowiska oparte na autentycznych wydarzeniach, poprzedzone rozmowami z ich uczestnikami. Kanwą "Kiedy przyjdą podpalić dom, to się nie zdziw" jest śmiertelny wypadek, do jakiego doszło we wrześniu zeszłego roku w łódzkiej fabryce Indesit Company Polska, włoskiego producenta sprzętu AGD. 21-letniemu brygadziście głowę zmiażdżył dwutonowy stempel, który wytłaczał ściany lodówek. Zaledwie kilka miesięcy wcześniej się ożenił, pozostawił żonę w ciąży (po wypadku męża poroniła).

Dramat jest dość wiernym przedstawieniem tych wydarzeń. W jego tekście nie pada ani razu nazwa Indesit. Ale pojawiają się w widowisku jednoznaczne wskazówki: dyrektor i kierownik firmy są Włochami, w jednej ze scen bohaterka wynosi karton z ubraniami męża, na którym widnieje charakterystyczne logo - zamiast litery "i" w kółko wpisana jest ludzka sylwetka.

Główną bohaterką "Kiedy przyjdą podpalić dom" jest wdowa (wciela się w nią Monika Chomicka) po brygadziście. Cechuje ją nieugięty, wręcz maniakalny upór w dążeniu do poznania prawdy. Nie jest to nawet wojna czy zemsta za śmierć bliskiej osoby, poznanie okoliczności tragedii staje się celem jej życia. Jej bezkompromisowa postawa jest przeciwstawiona prawniczce firmy (bardzo dobra Anna Kociarz) i jej szefostwu (jak zwykle efektowny Rafał Kronenberger i Jerzy Gorzko). Ta pierwsza, dzięki wykształceniu, zajmuje dość wysoką pozycję w łańcuchu pokarmowym polskiego kapitalizmu. I wmawia sobie, że jest szczęśliwa. Włoski dyrektor i kierownik chcą jak najszybciej i najsprawniej rozwiązać wszystkie problemy w fabryce, tak naprawdę martwią się bardziej świętami z rodziną i nurkowaniem w trakcie urlopu.

Tytuł widowiska jest odwołaniem do wiersza Władysława Broniewskiego "Bagnet na broń" ("Kiedy przyjdą podpalić dom/ ten, w którym mieszkasz - Polskę"). Pojawiają się w nim fragmenty punkowych piosenek - Dezertera, Armii i Kazika Staszewskiego - śpiewane przez jednego z bohaterów (Maciej Konopiński). Jednak w spektaklu żadnej rewolucji nie ma, pracownicy, ludzie w większości bez wykształcenia, godzą się na marną pensję i skandaliczne warunki pracy, bojąc się bezrobocia. Wszystko, na co ich stać, to zapłacenie za pobicie znienawidzonego polskiego kierownika - osobę, która tak naprawdę staje się ich "celem zastępczym" w miejsce włoskich szefów firmy. Ci ostatni są nawet zadowoleni z pobicia, bo frustracja pracowników została bezpiecznie dla nich skanalizowana, a produkcja nie spadła.

"Kiedy przyjdą podpalić dom, to się nie zdziw" sprawdza się doskonale jako spektakl dokumentalny, doraźny, interwencyjny wręcz. To świetnie, że taki spektakl w ogóle powstał. Może nawet stało się to trochę za późno - w końcu mówi on o zjawisku istniejącym od długiego czasu. Jednak jest on jedynie - bardzo dobrą i sprawnie zrealizowaną - publicystyką. Brakuje w nim czegoś, co stanowi istotę teatru - metafory. Autor dramatu Paweł Demirski i reżyser Romuald Wicza-Pokojski próbują tej historii nadać cechy uniwersalności, lecz nie do końca im się to udaje. Demirski mnoży tropy, które pojawiają się w tekście; z ust kierownika pada gierkowskie "Pomożecie?", pojawia się motyw wykorzystywania Polaków do niewolniczej wręcz pracy przy zbiorach owoców za granicą oraz przywoływana jest śmierć górników w kopalni Wujek - wydarzenie, o którym prawdy nie poznaliśmy do dziś.

"Kiedy przyjdą podpalić dom" dotyka palącego, aktualnego problemu, i w danej chwili to bardzo ważny spektakl. Nie wydaje mi się jednak aby przetrwał on próbę czasu, by ktokolwiek chciał wystawić go za kilkadziesiąt lat. Taką przynajmniej mam nadzieję - być może naiwnie wierzę, że już wtedy nie będzie w Polsce istniał problem, którym się zajmuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji