Artykuły

Zakończyć ten bal...

Recenzje z przedstawienia "Balu w operze" ukazały się i w "Gazecie" i "IKP-ie" i "Trybunie Ludu", zdążyły się ukazać nawet w "Pomorzu". Jestem więc "Winien Czytelnikom wyjaśnienie. dlaczego tak operatywne pismo, jakim jest "DW", tym razem dało się ubiec. Otóż nie chciałem być znów tym najgorszym. Znowu by obgadywano - no tak, ten Korczyński znów się czepia, czego on chce?

Bowiem zanim jeszcze odbyła się premiera, już "Gazeta" piała z zachwytu - doskonałe libretto, znakomita muzyka. No i jak to? Taka doskonałość, przygotowana w dodatku przez zagranicznego reżysera i scenografa, a "wy tu Korczyński chcecie krytycznie?"

A no chce. tym bardziej, że pora wreszcie kilka słów prawdy głośno powiedzieć. Można by skwitować spektakl kilkoma laurkami, napomknąć tylko, że nie wszyscy, że nie wszystko, ale powodzenie murowane...

Właśnie, i to jest zatrważające. Zacznijmy od rozprawienia się z owym mitem o literackości i doskonałości libretta. Francuski pomysł bulwarowej komedyjki, jakie płodzono na pęczki, nie jest ani lepszy, ani gorszy od setek innych. Tłumaczenie, nie mówmy lepiej. Owe dowcipy o teściowej, od których człowieka aż skręca.

A muzyka? Sami znajomi, nic oryginalnego. Powiedzmy sobie szczerze - jeden, jedyny walczyk. Przecież doszło do tego. iż balet tańczył walczyka innego kompozytora, prawem kaduka wmontowanego do operetki. (Ludzie! Na balu w operze walczyk łyżwiarzy, przecież to już nie kpiny, ale kompromitacja). Koncepcja reżyserska. Mieliśmy okazje zobaczyć prace tegoż reżysera w "Czarodziejskim flecie". Duża kultura, naprawdę reżyseria na poziomie. Tu niestety, nie można powtórzyć tych słów. Nie pomogli również sami wykonawcy. Całość "odstawiono" według wzorów i modeli sprzed lat... dziestu. Kompletnie nie dogadali się scenograf z projektantką kostiumów. Zwróćcie uwagę na kostiumy baletu i tło II aktu... Istny kociokwik, a nad tym wszystkim orbisowska lustrzana kula! Ludzie!

O wykonawcach pisać nie będę, bo i po co? Ileż razy można powtarzać że śpiew to nie tylko wydawanie z siebie jakichś tonów, ale również i słów. Tymczasem jedyną Betley można zrozumieć, a reszta, celują w tym mężczyźni, wydaje się nie zna języka polskiego. Siedząca za mną pani spytała w pewnym momencie, dlaczego oni nie śpiewają po polsku... Któż wreszcie odzwyczai ich od gierek z tingiel-tanglu, w czym "wyróżnia się" niezmiennie Iżela, który sylwetką w "Balu" przypomina tym razem zmarzniętego pingwina... (nawet subtelnej recenzentce "Gazety" się podobał...).

Wiem, że przejaskrawiam, że przesadzam. Wiem i robię to celowo. Nie można bowiem oszukiwać siebie i innych, jak to robią niektórzy "omawiacze". Jakże bowiem można usprawiedliwić dyrygenta, skoro stanął on za pulpitem w dniu premiery z nie przygotowaną orkiestrą. Nierówne brzmienie, niedotrzymywanie taktu, rozmijanie się z solistami. Już dawno nie słyszałem tak beznadziejnie żałośnie grającej orkiestry. A Wiemy przecież na co ją stać... (Cóż. kiedy pan K. Cz. z iKP-a pisze, że dyrygent sprostał zadaniu, chociaż orkiestra nie umiała podporządkować się batucie).

No a my ciągle niczego nie dostrzegamy. Narzekamy na publiczność bydgoską, że taka niewyrobiona, że ona nic, tylko operetki, że taka drobnomieszczańska.

A co my jej dajemy? Otrzepaną z naftalin sztuczkę... I cóż z tego, że rozlegają się oklaski (jedynie balet częściowo na nie zasłużył. Serdecznie witamy pana, panie Rajmundzie Sobiesiak w Bydgoszczy). To oklaskują przecież ci, którzy od lat niczego innego nie widzieli. I nie do nich pretensje należy kierować, ale do tych, którzy im szmirowatą sztukę podsuwają... A tu jeszcze pan K. Cz. gratuluje kierownictwu artystycznemu...

Wydaję się, że pora przedyskutować w sposób poważny pewne sprawy. No bo przepraszam, jakże można pani Betley kazać grać subretkę w "Balu" śpiewać Mozarta i występować w Filharmonii. Jak długo można patrzeć na to, kiedy operowo-operetkowe maniery i gesty z najupiorniejszego gatunku panują niepodzielnie? (A można inaczej - pamiętacie "Czarodziejski Flet'', pamiętacie "Kopciuszka?") Jakże żałośnie wygląda np. p. Leoniec, któremu każe się grać nagle operetkowego bawidamka? Czy można łączyć operę z operetką? Dziś hopa-hopsa na balu w operze, jutro subtelne frazy mozartowskie?

Wiem, w jakich warunkach pracuje zespół. Wiem, że zespół ofiarny, chętny. Wiem również, że nie wszyscy już, jak się to mówi. nadążają...

Ale wiem również: że nie wolno obojętnie przechodzić obok takich niewypałów, jak "Bal w operze".

P.S. Tajemniczy K. Cz. z IKP zatytułował swoje omówienie: "BAL W OPERZE BĘDZIE TRWAŁ DŁUGO". Wznoszę gorące modły, aby nadszedł szybko czas postu i zaprzestano tej zabawy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji