Artykuły

Michał Telega, student reżyserii: marzę o twórczym Paryżu

Michał Telega, gorliczanin, student reżyserii teatralnej na Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie zaprasza do serca Małopolski na swój spektakl pt. "Kuszenie Świętego Antoniego" - pisze Halina Gajda w Polsce Gazecie Krakowskiej.

Michał: marzyłem o studiowaniu reżyserii teatralnej - udało się, studiuję. Mam nadzieję, że tak samo będzie z Paryżem. Kiedyś będę się tam artystycznie realizował

Gorlice, Kraków

Pierwszą sztukę wykonał, gdy miał dziesięć lat. Zresztą w dzieciństwie pociągała go... fantastyka. Tolkien i te klimaty. Potem zakochał się w dramaturgach.

W naturze ma uszczypliwość. Nigdy względem ludzi, zawsze względem przywar, przyjętych schematów, kanonów uznawanych za nienaruszalne. Po maturze dostał się na teatrologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem na wymarzoną reżyserię teatralną na Akademii Sztuk Teatralnych (dawniej PWST) w Krakowie. Na roku jest ich czworo - to naprawdę elitarny kierunek. Gdy wyjeżdżał na studia, zapowiadał: rozstanie będzie jak wieczór kawalerski, nieprzewidywalne i huczne. I słowa dotrzymał.

Uczeń i mistrz ręka w rękę. Co z tego wynikło?

Uprzedzając nieco powyższe - nieprzewidywalne i huczne rozstanie - nie, Michał niczego nie zdemolował, w konflikt z prawem też się nie wdał. Chyba że artystycznie, bo z paragrafami jest u niego w porządku. Nawet więcej. Nobilitacją i to niemałą jest, że na deskach Sceny Eksperymentalnej Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie, już w niedzielę będzie można zobaczyć wyreżyserowany przez niego spektakl "Kuszenie Świętego Antoniego". Dlaczego to takie ważne? Bo Michał jest jednym z czternastu z ponad czterdziestu autorów, których prace zostały docenione na Forum Młodej Reżyserii, czyli przeglądzie prac studentów reżyserii polskich publicznych uczelni teatralnych. Studenckie dokonania oceniło jury wedle różnorakich kryteriów.

- Te, które uznali za najlepsze, zostały pokazane szerszej publiczności - mówi.

Michał wziął sobie na warsztat polskiego dramaturga Włodzimierza Szturca. Ktoś powie: autor jak autor, co w tym dziwnego. Otóż wiele. Bo nie dosyć, że autor żyje, to jeszcze wykłada na uczelni Michała. Spotykali się na wykładach! Czyżby artystyczny masochizm? - Spokojnie, nic takiego. Można wręcz powiedzieć, że jesteśmy dobrymi znajomymi - uśmiecha się. - Nieraz rozmawialiśmy zarówno o sztuce, jak i o normalnej codzienności. Poznaliśmy się dobrze, więc gdy przyszło do pracy, sam poszedłem do niego, mówiąc: znasz mnie, moje zainteresowania i możliwości. Co byś mi polecił ze swojego dorobku. I tak padło na "Kuszenie" - wspomina młody gorliczanin.

Fizyczność i wiara - idą w parze, czy się wykluczają

Michał nigdy nie ukrywał, że fascynuje go ludzka seksualność, zwłaszcza w kontekście wiary.

- Nie planuję zamachu na świętości, tylko na ich pojmowanie. Przez wielu wybiórcze, na własny użytek, tak jak komu wygodnie - tłumaczył nam przed laty.

Po takim stwierdzeniu tematyka sztuki Szturca, nie dziwi. Młody reżyser wyjaśnia: święty Antoni ucieka przed pokusami świata, ale w rzeczywistości unika siebie i oddala się od prawdy o sobie. - Ma obsesję na punkcie swojego ciała. Próbuje udowodnić, że "pozbycie się" go może prowadzić do świętości. Tymczasem jest zupełnie inaczej. Człowiek, dążąc do ślepej doskonałości, chcąc być świętym, wpada w pułapkę - dodaje.

Opisuje: ciało i wygląd określają rodzaj relacji międzyludzkich. Zewnętrzność człowieka wypiera tym samym jego tożsamość. Niemniej zło nie pochodzi z zewnątrz, ale mieszka w człowieku i to on powołuje je do istnienia. Kusić znaczy tyle, co stwarzać zło...

"Kuszenie" pojmowane przez Michała, mistrzowi bardzo się spodobało. - Owszem, na początku konsultowałem z nim niektóre sprawy, ale potem uznał, że daje mi wolną rękę. Przyszedł na trzecią próbę generalną - opowiada. - Po wszystkim, podszedł do mnie i powiedział, że jest poruszony, że bardzo mu się podoba - mówi z nutką satysfakcji w głosie.

Spektakl widzieli też rodzice i babcia Michała - najważniejsi recenzenci. Przypomnijmy tutaj tylko, że to właśnie babci Michał podkładał i nadal podsuwa do czytania swoje teksty.

- Gdy zaciska usta, znaczy, że nie jest dobrze, że z czymś przesadziłem - śmieje się.

Po tym, jak oglądnęli "Kuszenie Świętego Antoniego", podeszli, mówiąc: koło tego, co zrobiłeś, nie da się przejść obojętnie...

Co autor miał na myśli, tego nikt nie wie poza nim samym

Od zawsze był inny. Co innego czytał, oglądał, inaczej interpretował. Bo - jest o tym święcie przekonany - nie wiadomo, co autor miał na myśli, gdy tworzył. Szuka tego czegoś, ale cokolwiek by nie znalazł, przepuszcza przez siebie, swoje przekonania, przez to, co go gryzie, boli, nęka.

Nawet gdy chodzi o klasyków typu Mickiewicz czy Słowacki. Odchodzi od pompatycznej interpretacji, próbuje nadać ich tekstom życia, wydźwięku, dynamiki. Efektem nie jest więc bynajmniej romantyczny bohater. Wręcz odwrotnie - bywa, że rewolucjonista. - W reżyserii najtrudniejsza jest samotność - mówi z powagą. - Czasem trzeba być liderem, a czasem powiernikiem cudzych tajemnic. Nie umiem skończyć zajęć, prób, spotkań z aktorami, bo regulaminowy czas minął - dodaje.

Idą więc wspólnie poza szkolne mury. Zwyczajnie, po ludzku - na kawę, piwo albo wspólny spacer. Bo to, zawsze coś wniesie do pracy. - No, i zdarza się, że po takich spotkaniach, naładowanych ich emocjami, pomysłami, wspólnymi spostrzeżeniami, wracam do domu z huraganem myśli w głowie. Analizuję, kombinuje i nad ranem dzwonię, by podzielić się radosną nowiną i prawie krzyczę do słuchawki: wiesz, zrobimy to tak - relacjonuje ze śmiechem.

Co na to adresaci rozmowy?

- O dziwo, przytomnie mi odpowiadają. Najczęściej zgadzają się ze mną - mówi z przekąsem. - A tak naprawdę dają mi grzecznie do zrozumienia, bym się rozłączył - śmieje się.

Lubi obserwować ludzi. Siada w kawiarni, rozgląda się. Bierze na cel, któregoś z gości i...

- I próbuję go obsadzić w zupełnie innym miejscu, roli, okolicznościach - zdradza. - Czasem wychodzą z tego zupełnie szalone wizje, fantazje - dodaje.

To nie podglądanie, ale budowa swoistej bazy zachowań, które potem przydają się w pracy, w reżyserii. - Gdy wychodzę z domu, obojętnie czy tego w Gorlicach, czy tego w Krakowie, zawsze mam ze sobą ciemne okulary i słuchawki - przyznaje. - To, co za okularami i w uszach, to jest moja rzeczywistość, jestem wtedy u siebie. Najbardziej prywatny ze światów -podkreśla z mocą.

Z rodzinnego miasta czerpie energię. Mówi, że tu można dosłownie dotknąć przestrzeni, że Gorlice to powrót do źródeł, do Wyspiańskiego, do Stasiuka...

- Marzyłem o reżyserii teatralnej i dopiąłem swego - mówi. -Po studiach chciałbym wyjechać do Paryża i tam się twórczo realizować. I też mam nadzieję to zrealizować - dodaje z przekonaniem. Tylko musi jeszcze znaleźć czas na naukę francuskiego.

Spektakl w reżyserii Michała można obejrzeć 18 listopada o godz. 14. Scena Eksperymentalna AST, ul. Warszawska 5

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji