Artykuły

"Król Roger"

Dwie okazale premiery: Szymanowski i Haendel uświetniły cykl obchodów dla uczczenia 150-lecia Teatru Wielkiego w Warszawie. Mimo nie najłatwiejszych okoliczności, do których - moim zdaniem - można również zaliczyć wciąż jeszcze śmiesznie niskie ceny biletów wejścia (Teatr Wielki w stolicy jest nie tylko najnowocześniej wyposażonym, ale i najtańszym teatrem operowym polskim i chyba europejskim), przyznać trzeba, że wchodząc do gmachu na każdym kroku widziało się pieszczotliwe dotknięcie ręki dyrekcji: tu kwiatki tam jakiś napis, czuło się, że o wszystkim pomyślano, zatroszczono się. Jeżeli na spotkaniu po premierowym "Królu Rogerze" dyrygujący przedstawieniem dyr. Robert Satanowski powitał zaproszonych staropolskim: "Czym chata bogata, tym rada", można by je aktualnie sparafrazować: "Choć chata niebogata, zrobiliśmy wszystko, byście byli radzi".

No. i byliśmy.

Każde wystawienie, każda nowa inscenizacja "Króla Rogera" Karola Szymanowskiego są zawsze szeroko dyskutowane, podobnie jak to ma miejsce z każdą inscenizacja Moniuszkowskiej "Halki", mimo że od jej warszawskiej prapremiery w tym samym teatrze 1 stycznia 1858 r. minęło równo 125 lat. (To chyba też jubileusz).

Bardzo dobrze, że i po obecnej inscenizacji arcydzieła - mam na myśli muzyką Szymanowskiego - dyskutowano namiętnie i zawzięcie: narzucona przez realizatorów "jedność stylu" pierwszego i pozostałych dwóch aktów niektórym odpowiadała. innych raziła. Zżymano się na niezrozumiałość tekstu, zapominając że w epoce, w której dominującym zlewiskiem w dramaturgii opery był Ryszard Strauss, pojedyncze słowa tekstu z trudem przebijały się i przebijają dotąd poprzez falująca masę już nie symfonicznie, a supersymfonicznie traktowanej orkiestry. Wiemy, że i Szymanowski uległ przejściowo straussowskiej fascynacji i między innymi dlatego potrafił, obok "Hagith" (która osobiście stawiam wyżej), dać "miastu i światu" pierwsza dwudziestowieczna operę polską.

Jeśli nawet można jej (głównie zresztą librettu) niejedno dziś bardzo uczenie zarzucać, cieszyć powinien takt, że i w dziedzinie opery Szymanowski "poległym ciałem dali innym szczebel do sławy grodu". Coś podobnego zrobił i w balecie swymi i "Harnasiami", również, jak wiadomo, atakowanymi (osobiście czekam na współczesny balet polski lepszy od "Harnasiów" i wciąż nie tracę nadziei, że się doczekam).

"Król Roger" wystawiony został z przepychem, na najwyższym poziomie inscenizacyjnym i muzycznym, na jaki naszego jubilata - Teatr Wielki - stać ("Czym chata bogata..."). Jest to pozycja (nie odkrywam Ameryki) trudna, "reżysersko nie do uratowania". Jak wyraził się nie rzucający słów na wiatr jeden z naszych najwybitniejszych reżyserów.

Jeżeli nawet - bo i to wytykano - odstąpiono od wskazówek samego Szymanowskiego "jakby na ironię" przypomnianych w jubileuszowym programie, dyskusję dałoby się (i może powinno) rozszerzyć i o ten problem.

Zapraszam wszystkich (również i siebie) do pójścia po raz drugi i nawet trzeci na ten fascynujący muzycznie, reżysersko, aktorsko i inscenizacyjnie w każdym szczególe spektakl, by podjąć nieśmiałą próbę wyrobienia sobie własnego zdania. Jeżeli nam się to tak od razu nie i uda, niekoniecznie to wina Szymanowskiego, ożywionych najlepszą wolą realizatorów obecnego "Króla Rogera". O Haendlu przy następnej okazji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji