Artykuły

Maciejowskiego igranie z namiętnościami

Powiedzmy to od razu - nie będzie w tym zbytniej przesady, jeśli toruński spektakl "Hamleta" określimy mianem wydarzenia teatralnego i to nie tylko na miarę naszego województwa. Jan Maciejowski, autor inscenizacji, przedstawi! w ostatnich latach szereg inscenizacji szekspirowskich poddanych jednorodnym zabiegom interpretacyjnym, zmierzającym do ujawnienia mechanizmów rządzących całą dramaturgią szekspirowską - i nie bez znaczenia pozostaje tu fakt, iż wszystkie dotychczasowe inscenizacje znakomitego reżysera (łącznie z toruńską) wspierają się o "klucz scenograficzny" Zofii Wierchowicz, klucz bardzo prosty w pomyśle, a jednocześnie doskonale funkcjonalny. Dlatego w ujęciu Maciejowskiego to już nie incydentalne spotkania z wybranymi dziełami Szekspira, ale maksymalistyczna próba ponownego rozrachunku z całym dziedzictwem fenomenu szekspirowskiego. I tak też musimy odczytywać inscenizację "Hamleta" - jako interpretację tragedii duńskiego księcia z jednoczesną perspektywą na całość systemu historiozoficznego Szekspira; całość, którą Maciejowski usiłuje zrekonstruować i poddać weryfikacji. Rekonstrukcja ta dokonuje się każdorazowo w czasie kolejnych inscenizacji.

Toruński spektakl o tyle jeszcze jest bardziej interesujący, że reżyser z wielu tłumaczeń "Hamleta" wybrał do realizacji przekład najbardziej oryginalny i jednocześnie najnowszy, dokonany przez Jerzego S. Sito. Przekład ten może być przedmiotem wielu sporów tak bardzo bowiem odbiega od utrwalonych tradycją konwencji, przeciwstawiając się w zasadniczy sposób dotychczasowemu kanonowi szekspirowskiemu wypracowanemu przez wiek XIX. Pamiętając o żartobliwym, ale i słusznym twierdzeń u T. S. Eliota, że poezja jest tym, co ginie w przekładach, Jerzy S. Sito nie stara się bynajmniej o dochowanie filologicznej wierności tłumaczonym tekstom, wielokrotnie im się sprzeniewierza, le ma to swoje uzasadnienie w sztuce translatorskiej pojętej nie jako odtwarzanie, odwzorowywanie oryginału. "Swoją twórczością przekładową - pisze Sito w znakomitej książce ,,W pierwszej i trzeciej osobie" - na równi z twórczością oryginalną usiłuję prowadzić polemikę z modelem kultury i z modelem wrażliwości mojego języka, polszczyzny. Wehikuł, którym się posługuję, jest tu incydentalny. Wszystkie istotne stawki, o które podjąłem grę, dotyczą języka polskiego, polskiej poezji i polskiej kultury i jeśli problemy przekładu, adekwatności w stosunku do oryginału, różnic w interpretacjach, stylistyki i formy mają dla mnie jakiekolwiek znaczenie, to tylko w odniesieniu do nadrzędnego celu, który usiłuję w przekładach tych realizować. W oparciu o te założenia wypracowałem na użytek praktyczny własną teorię przekładu poetyckiego, na tyle el styczną zresztą, by pomieścić przekład i parafrazę, spolszczenie i adaptację (...) Tłumacz głosem innego poety wypowiada swój sąd o współczesnym mu świecie".

Śmiałość decyzji translatorskich Jerzego Sito i równa jej śmiałość i oryginalność inscenizatorska Maciejowskiego złożyły się na ostateczny kształt spektaklu. W realizacji scenicznej tekst dramatu uległ maksymalnemu zagęszczeniu, stąd też możliwa stała się ogromna dynamika przedstawienia, nie ma w nim miejsc "pustych", w jakiś sposób opóźniających bieg wydarzeń. Szczególnie jaskrawo widać to na przykładzie słynnego monologu Hamleta (Marek Bargiełowski), który przestaje właściwie być monologiem - swe dramatyczne pytania książę duński kieruje do Ofelii (Teresa Marczewska), druzgocze ją nimi i przeraża. Tę wysoką temperaturę, chciałoby się powiedzieć "gorącość" charakterystyczną dla wszystkich dotychczasowych inscenizacji szekspirowskich Maciejowskiego dyktuje nie tylko tempo - w przypadku "Hamleta" wydobywa ją w nie mniejszy sposób szczególne nacechowanie namiętnością. Nacechowanie to ujawnia się w różny sposób - Klaudiusz (Witold Tokarski) na przykład jest nieustannie demaskowany jako namiętny kochanek; rodzi się nawet podejrzenie, że to właśnie pragnienie posiadania Gertrudy pchnęło go do morderstwa. Niepokojące jest to ujawnianie się zmysłów, obnażanie najtajniejszych czasami nawet nie uświadamianych sobie w pełni, pragnień; niepokojące jako szczególna atmosfera specyficznego skażanego erotyzmu. Erotyzm, napięcie zmysłowe jest czymś co łączy bohaterów tragedii, co pozwala zaliczyć ich do jednej naznaczonej przekleństwem rodziny. Znajdzie się w niej i miejsce dla Ofelii, która w interpretacji reżyserskiej Maciejowskiego nie jest bynajmniej pozbawianą zmysłów "szlachetną dziewicą"; poznała ona już smak pożądania - jakże wymowna jest tu scena rozmowy z Poloniuszem (Czesław Jagielski), dziewczęce zwierzenia przeradzają się nieledwie w ponowne przeżycie doznanej niedawno rozkoszy, Ofelia zwierza się nie tylko słowami, ale przede wszystkim ciałem. Jej "gra" z ojcem wprowadza znaczny ładunek niepokoju, zbliża się bowiem niebezpiecznie do granicy namiętności zmysłowej. Do tej samej granicy zbliża się Hamlet w rozmowie z matką (Tatiana Pawłowska), kiedy w pewnym momencie całuje ją ze zbytnią, jak na syna, żarliwością. Jest to jak gdyby nieustanne igranie z ludzkimi namiętnościami, z tym wszystkim co najciemniejsze i skryte głęboko w przepaściach podświadomego, które gdy odsłonie inicjują proces szaleństwa. Jakże zupełnie inny wymiar w tym kontekście uzyskuje tragedia Hamleta. Zauważmy - Hamlet najsilniej akcentuje zbrodnię kazirodztwa, gotów jest matce wybaczyć wszystko, byleby ta porzuciła łoże Klaudiusza. Od tego właściwie momentu można by przystąpić do napisania eseju o freudowskich kompleksach w dziele Szekspira. Paradoks? Po inscenizacji Maciejowskiego nie byłbym tak bardzo tego pewien.

Specyficzny niepokój toruńskiego "Hamleta" wzmaga jeszcze złowieszczy ton okaryny (improwizacja Tadeusza Tusiackiego) rozbrzmiewający niczym zawodzenie puszczyka - jest w tej nostalgicznej improwizacji jakaś kassandryczna przepowiednia zbliżającej się zagłady, unicestwienia.

A aktorzy? Znamy przecież tę kolportowaną uporczywie przez bywalców kawiarnianych opinię o araku indywidualności aktorskich, opinię streszczającą się w powiedzeniu, iż wszystko byłoby dobrze, gdyby nie tacy aktorzy. Wysiłek Maciejowskiego nie byłby oczywiście uwieńczony pełnym sukcesem, gdyby ci aktorzy zawiedli, ale też zespól toruński pod kierunkiem doświadczonego reżysera potrafi ujawnić cały swój kunszt aktorski. Trzeba by tu wymienić wiele nazwisk, ograniczmy się więc tylko do podkreślenia raz jeszcze znakom tej gry Marka Bargiełowskiego jako Hamleta, gry pełnej żywiołowości, dynamizmu i namiętności; wymieńmy także Teresę Marczewską jako Ofelię, Witolda Tokarskiego jako Klaudiusza, Tatianę Pawłowską jako Gertrudę o wyraźnych zbieżnościach, psychologicznych z Lady Makbet, a także Czesława Jagielskiego (Poloniusz), Tadeusza Tusiackiego (grabarz), Andrzeja Bogusza (Horacy) i Andrzeja Salawę (Laertes).

Tak - toruński "Hamlet" jest z pewnością wydarzeniem, ale czy nie jest rzeczą niepokojącą to, iż trzeba było dopiero Maciejowskiego, by, jeśli nie obalić, to przynajmniej podważyć krzywdzącą opinię o nieudolności zespołu toruńskiego?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji