Artykuły

Zginęła Joanna

W teatrze nie lubiła wyrafinowanej nudy, tradycyjnych konwencji, szukała realizacji nowych, zjawiskowych - Joannę Puzynę-Chojkę wspominała tuż po jej śmierci, latem tego roku, Alina Kietrys.

Joanna Puzyna-Chojka nie żyje. Ta wiadomość tłukła się we mnie przez kilka dni. Nie mogłam uwierzyć.

Ostatni raz rozmawiałyśmy po prapremierze spektaklu "Święto Winkelrida. Rewia Narodowa" w Teatrze Wybrzeże. Joannę rozzłościło przedstawienie które znów załatwia jakieś - jak to określiła - "środowiskowe niuanse". Miałam inne zdanie. Chwilę wymieniałyśmy opinie. I usłyszałam: "No to hej, lecę do domu. Dzieci czekają, a ja ciągle w teatrze..." I pamiętam też jej zapisane zdanie: "Spędzam 75 procent czasu w teatrze, z dala od domu..."

Roznosiła ją energia i chęć uczestnictwa niemal we wszystkich zdarzeniach. Przez ostatnie pół roku jeździła po Polsce, bo była w Komisji Artystycznej Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. Obejrzała 118 spektakli i promieniowała radością. Pisała o tym na swoim Facebooku. Dzieliła się wrażeniami, oceniała, recenzowała. Była zarażona teatrem w każdej formie, choć może najmniej fascynował ją teatr muzyczny. W teatrze nie lubiła wyrafinowanej nudy, tradycyjnych konwencji, szukała realizacji nowych, zjawiskowych. Szczególnie dyrektorowanie Festiwalowi Nowego Teatru w Rzeszowie było szansą na osobistą wypowiedź, na zdradzenie gustów i preferencji teatralnych. Nie ukrywała zmartwienia faktem, że Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie przyznało wsparcia finansowego na rzeszowski festiwal, a prezydent miasta nie wyasygnował z miejskiej kasy ani grosza na nagrody dla artystów.

Ton zmartwienia w sprawach teatralnych przeplatał się z swoistą ironią Joanny i gwałtownością w sądach wypowiadanych bez pardonu; to była publicystka i polemistka demonstrująca temperament. Mówiła i pisała to, co myśli. Informowała jasno. Czasami z tego powodu opuszczali ją pozorni zwolennicy, czego doświadczała kilka razy po wydaniu Śladów pamięci, publikacji o Teatrze im. Siemaszkowej w Rzeszowie, a także po odsunięciu jej od Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port w Gdyni, który współtworzyła, wreszcie po pominięciu jej wiedzy i doświadczenia filologiczno-teatrologicznego przy przyznawaniu Gdyńskiej Nagrodzie Dramaturgicznej. Pomijanie jej przydatności w trójmiejskich przybytkach Melpomeny odczuwała boleśnie. Rozmawiałyśmy o tym.

Zastanawiam się, kiedy się poznałyśmy. Na pewno kiedy została recenzentką w lokalnej "Gazecie Wyborczej". Przyzwyczajałyśmy się do siebie i do szczerych rozmów o teatrze, powoli, bo dzieliło nas doświadczenie. Ale od początku wiedziałam, że Joanna jest osobą bezkompromisową, ironiczną i jednoznaczną, szczególnie gdy przekonana, że ma rację. Pracowała na Uniwersytecie Gdańskim, była adiunktem w Katedrze Dramatu, Teatru i Widowisk Instytutu Filologii Polskiej. Zajęcia prowadziła z pasją, animowała koło teatrologiczne na UG, stworzyła Teatr nieUGiętych na uczelni. Zagrali dwa premierowe spektakle.

Doktorat robiła u profesora Jana Ciechowicza i po jego niespodziewanej śmierci zorganizowała w listopadzie ubiegłego roku "Dziady dla Ciecha". To był wzruszający wieczór w Teatrze Gdynia Główna. Podobnie jak tekst opublikowany w "Teatrze" i poświęcony profesorowi. Posmakowała teatru od środka. Była kierownikiem literackim Teatru Muzycznego w Gdyni, Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu i Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni, a także kierownikiem literackim i selekcjonerem Kaliskich Spotkań Teatralnych. Napisała bardzo wiele tekstów, publikowała w "Teatrze", "Dialogu", "Didaskaliach", "Notatniku Teatralnym", w portalu Teatralny.pl, "Tygodniku Powszechnym". Przygotowała monografię o dramatach Tadeusza Słobodzianka "Gra o zbawienie". Promowała najnowszy teatr, prowadziła warsztaty, reżyserowała czytania performatywne, prowadziła rozmowy z aktorami w czasie Festiwalu Dwa Teatry w Sopocie, przygotowywała PC Drama w Klubie Żak. Fascynował ją teatr wykorzystujący formalnie w strukturze spektaklu nowe media. Była członkinią Polskiego Towarzystwa Badań Teatralnych, znawczynią i popularyzatorką najnowszego dramatu.

Nie tak dawno pisała:

Odbiło mi! Na przekór wszystkiemu popadam w entuzjazm, zachwycam się, deklaruję miłość do świata, słowa strzeliste wysyłam do sieci. To taka terapia przeciw czarnej melancholii. Zamiast dołu - hopla żyjemy! W ostatniej recenzji popłynęłam już całkowicie:

"Ten styl to boskie stopienie kabaretowej kpiny, autoironicznego dystansu, puszczania oka do publiczności, pewnej dezynwoltury nawet, z całkiem poważnym namysłem nad rzeczywistością, podszytym wiarą w społeczną misję aktorstwa. Jego efektem jest teatr, który jest i ważki, i artystycznie spełniony."

Boże, co za szmirowaty język! Nawet jeśli zachwyty zasłużone...

Pisałaś z pasją Joanno. Twoja śmierć jest bezsensownym odejściem. W sierpniu skończyłabyś 49 lat. Nie przygotowałaś na ten fakt nikogo z rodziny, przyjaciół, bliskich znajomych czy studentów.

Te słowa powtarzam za Tobą. Tak żegnałaś profesora Ciechowicza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji