Artykuły

Dramat Teatru Polskiego we Wrocławiu

Aktorzy to PiS-owski minister kultury, uległy wobec jego decyzji wojewoda, konserwatywny wicemarszałek z PSL-u i zbuntowany były szef Polskiego z Nowoczesnej. Cezary Morawski w tej obsadzie jest marnym, choć sowicie opłacanym statystą - pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Teatr Polski przed Morawskim jeździ ze spektaklami po całym świecie. Z "Dziadami" w reżyserii Michała Zadary dociera do Chin, "Wycinką" Krystiana Lupy jako pierwszy polski spektakl w historii otwiera festiwal we francuskim Awinionie. Na liście sukcesów nagrody na najważniejszych festiwalach - od krakowskiej "Boskiej komedii" po opolskie Konfrontacje.

Na afiszach najgorętsze nazwiska we współczesnym teatrze. We Wrocławiu reżyserują Monika Strzępka, Krzysztof Garbaczewski, Jan Klata, Paweł Miśkiewicz. W obsadach aktorzy, którzy dziś zasilają zespoły stołecznych: Studia, Powszechnego czy Narodowego. Na spektaklach widownia wypełniona w ponad 90 proc.

Przyszłość ma być jeszcze lepsza: w marcu 2016 roku ruszają próby do "Procesu" według Franza Kafki, tekstu, po który Krystian Lupa postanowił sięgnąć pod wpływem ulicznych protestów w obronie konstytucji. Kłopoty? Pieniądze. Budżet w wysokości ok. 11 mln zł to zbyt mało, żeby utrzymać trzy sceny i liczący 50 aktorów zespół (150 wszystkich pracowników). Więc są sukcesy, są i długi - zdarza się, że w kasie brakuje nawet 800 tys. zł.

Teatr Polski za Morawskiego z "Braćmi Karamazow" w reżyserii Stanisława Melskiego jedzie do Nowogrodu Wielkiego na Festiwal Fiodora Dostojewskiego. To jedyny zagraniczny wyjazd spektaklu, który powstał za obecnej dyrekcji. Wciąż jeszcze podróżuje "Wycinka", ostatnio do Ameryki Południowej. Na liście sukcesów nagroda dla Sebastiana Rysia na Ogólnopolskim Festiwalu Teatralnym Małych Form "Karbidka" w Siemianowicach Śląskich. Na afiszach Janusz Wiśniewski, Michał Białecki, Adrian Sroka i Cezary Morawski. W obsadach aktorzy, którzy pozostali w Polskim i stoją po stronie nowej dyrekcji. Frekwencja sięga niewiele powyżej poziomu 60 proc.

O planach mówić trudno, kiedy brakuje pieniędzy na rachunki za prąd i ogrzewanie. Bo po dwóch latach urzędowania Morawski, który zastał teatr z czystym kontem, a roczny budżet szybko, dzięki wsparciu mecenasów - Dolnośląskiego Urzędu Marszałkowskiego i Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego - zwiększył o 2 mln zł, wyhodował też kolejne długi. Zdarza się, że w kasie brakuje nawet 2 mln zł.

Kwartet na czterech aktorów

Historia o tym, jak w ciągu zaledwie dwóch sezonów Cezary Morawski zrujnował jedną z najlepszych scen w Polsce, nie mogłaby się wydarzyć bez udziału wielkiej polityki.

Oto Krzysztof Mieszkowski (Nowoczesna), były szef Polskiego, ojciec jego sukcesów w ostatniej dekadzie, który postanowił pójść w politykę i ożenić pracę w teatrze z posłowaniem w Sejmie. Oto Piotr Gliński (PiS), pozbawiony poczucia humoru i wrażliwy na własnym punkcie minister kultury. Tadeusz Samborski (PSL), dolnośląski wicemarszałek o konserwatywnych poglądach, który od początku uparcie forsował Morawskiego jako następcę Mieszkowskiego. I Paweł Hreniak (PiS), dolnośląski wojewoda, który nadzoruje decyzje zarządu województwa.

Konflikt wokół Polskiego rozpoczął się w 2015 r. Na początku kontrowersje wzbudziła decyzja Mieszkowskiego, żeby kandydować w wyborach - krytykowana przez część zespołu, ale przede wszystkim przez członków zarządu województwa, który jest organem prowadzącym dla Polskiego.

Kiedy w październiku 2015 r. PiS doszedł do władzy, sytuacja się zaostrzyła, tym bardziej że resort kultury, którym właśnie zaczął kierować Piotr Gliński, współprowadził teatr. Wówczas zaczęły się podchody, żeby się pozbyć niewygodnego dyrektora. Do tej pory przed podobnymi zakusami bronili go opinia środowiska, wysoka pozycja teatru i kolejni ministrowie kultury. Teraz Mieszkowski nie mógł liczyć na sprzymierzeńca w resorcie. W sierpniu 2016 r. kończyła mu się kadencja - zarząd województwa nie musiał go odwoływać, mógł jej po prostu nie przedłużyć.

Gliński idzie z krucjatą

Sytuację wokół Polskiego podgrzała jeszcze premiera spektaklu "Śmierć i dziewczyna" według Elfriede Jelinek w reżyserii Eweliny Marciniak. A przede wszystkim to, co wydarzyło się przed nią. Kiedy reżyserka zapowiedziała, że teatr do tej produkcji zatrudni parę aktorów porno z Czech, pomysł zbulwersował prawicowych sejmikowych radnych, którzy zagrozili odcięciem finansowania.

Demonstrację pod teatrem na 15 tys. osób zapowiedziała Krucjata Różańcowa. Dzień przed premierą Gliński wysłał do dolnośląskiego marszałka pismo z cenzorskim nakazem. "Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego oczekuje, że Pan Marszałek w trybie natychmiastowym nakaże wstrzymanie przygotowań premiery w zapowiadanej postaci, łamiącej powszechnie przyjęte zasady współżycia społecznego" - czytamy. Marszałek Cezary Przybylski (Bezpartyjni Samorządowcy) tłumaczył, że nie ma zamiaru ingerować w repertuar teatru. Mieszkowski jako dyrektor teatru nazwał próbę ingerencji Glińskiego ordynarną, brutalną cenzurą. A jako poseł zaapelował o odwołanie ministra kultury.

Premiera się odbyła - publiczność, żeby przedrzeć się do wejścia, musiała przy wtórze modlitw Krucjaty pokonać zwarty kordon działaczy ONR-u, który rozbroiła dopiero policja. Opowieści widzów, którzy przyszli tego wieczora do teatru, przypominały relacje z pola bitwy. W gronie protestujących był Piotr Rybak - ten sam, który palił kukłę przedstawiającą Żyda (czytaj na s. 13). Skandowano okrzyki ("Gestapo! Gestapo!"), były wyzwiska rzucane w stronę widzów ("Ty sodomitko", "Ty pedale"), jeden z fotoreporterów oberwał różańcem. W nocy po premierze nieznani sprawcy obrzucili dom Mieszkowskiego jajami i pomidorami, a pracownicy teatru przez wiele dni odbierali telefony z pogróżkami i wyzwiskami.

Recenzje publiczności były raczej przychylne. Nie było zgody jedynie co do tego, czy na scenie rzeczywiście doszło do stosunku seksualnego w wykonaniu Rossy i Tima, porno aktorów z Czech. Generalnie uznano, że cały ten seks był mocno przereklamowany. A sam spektakl okazał się zaskakująco - w kontekście całej awantury - subtelny w wymowie.

Gliński oskarża w mediach Mieszkowskiego o tanią prowokację. W lutym 2016 roku na premierze owacyjnie przyjętych kilkunastogodzinnych Mickiewiczowskich "Dziadów" w reżyserii Michała Zadary, pokazywanych po raz pierwszy w historii polskiego teatru w całości, nie ma ministra kultury. W kuluarach pojawia się za to list z apelem do władz województwa o zachowanie Mieszkowskiego na stanowisku, do podpisywania którego zachęca grupa aktywnych widzów teatru. Kilka miesięcy później w teatrze jako widz coraz częściej pojawia się Cezary Morawski - rozpoznają go pracownicy obsługi widowni, którzy pamiętają aktora z występów w "M jak miłość".

Mieszkowski przekonuje, że ze względu na sukcesy Polskiego zarząd województwa powinien przedłużyć mu umowę. Straszy, że po jego odejściu rozpadnie się zespół.

Jednak w zarządzie województwa nie ma zwolenników. Są zmęczeni tym, że teatr ciągnie za sobą długi, że dyrektor wciąż domaga się pieniędzy, no i że Polski ze swoją awangardową ofertą niesie ryzyko obyczajowo-politycznych skandali. Do urzędu marszałkowskiego docierają sygnały z resortu Glińskiego, że jeśli Mieszkowski zostanie, to dotacje ministerialne - 4,5 mln zł rocznie - zostaną obcięte.

Umowa z dyrektorem nie zostanie przedłużona, zamiast niej będzie konkurs. Mieszkowski do niego nie staje. Wyklucza go regulamin - kandydat musi mieć wyższe wykształcenie, którego on nie ma. Został mianowany na stanowisko dyrektora poza konkursem.

Ustąp, panie Cezary

Konkurs wygrywa Morawski. Szybko się okazuje, że aplikacja konkursowa Morawskiego jest zestawem obietnic bez pokrycia - niemal wszyscy reżyserzy, którzy znaleźli się na dołączonej do niej liście, odmawiają z nim współpracy. Dzień po ogłoszeniu decyzji komisji rozpoczynają się protesty - manifestacja artystów i sympatyków Polskiego rusza spod siedziby teatru pod urząd marszałkowski.

Aktorzy po spektaklach wychodzą do braw z zaklejonymi czarną taśmą ustami. Publiczność skanduje: "Teatr Polski, nie Morawski". Na Facebooku pojawiają się setki filmików, w których artyści, m.in. Agnieszka Holland, Jacek Poniedziałek czy Maja Komorowska, apelują: "Ustąp, panie Cezary". List do marszałka w sprawie teatru podpisują Juliette Binoche i Isabelle Huppert. Pod petycją o odwołanie Morawskiego podpisuje się prawie 10 tys. osób.

Morawski próbuje wyciszyć konflikt w zespole. Część pracowników zwalnia - pracę traci m.in. dział graficzny ze znakomitą fotografką Natalią Kabanow na czele oraz część aktorów, m.in. Anna Ilczuk, Marta Zięba, Andrzej Kłak, Michał Opaliński, inni - jak Małgorzata Gorol czy Ewa Skibińska - sami rezygnują z pracy. Na bruk trafia Katarzyna Majewska z działu literackiego i Piotr Rudzki, kierownik literacki, który staje na czele protestów - jako jedyny zostaje zwolniony dyscyplinarnie. Dochodzi do paradoksalnej sytuacji, w której 90 proc. obsady "Wycinki" traci etaty w teatrze. Więc dyrektor blokuje jej wyjazdy, a zaproszeń na zagraniczne tournée nie brakuje. Część z nich udaje się zorganizować dopiero po interwencji marszałka.

Po pokazie "Onych" w reżyserii Oskara Sadowskiego, kiedy aktorzy wychodzą na scenę do oklasków z zaklejonymi ustami, Morawski gasi wszystkie światła w teatrze. Potem zdejmuje z afisza siedem spektakli, w tym obleganą przez publiczność "Tęczową Trybunę 2012" Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego. W zamian zaprasza ultraprawicowy, prowadzony przez Tomasza A. Żaka Teatr Nie Teraz z Tarnowa, który wcześniej objeżdżał małe i nieco większe miasteczka dzięki tournée zorganizowanemu przez wicemarszałka Samborskiego. Na pierwsze z przedstawień "teatru białego człowieka" - jak reklamuje się Nie Teraz na stronie internetowej - przychodzi pięćdziesiąt osób, drugie zostaje odwołane - sprzedały się tylko dwa bilety. Pierwszą premierą Morawskiego jest "Chory z urojenia" w reżyserii Janusza Wiśniewskiego - krytyka nie pozostawia na przedstawieniu suchej nitki. Podobnie jak na kolejnych - jedynym wyjątkiem są "Xięgi Schulza" Jana Szurmieja. Kiedy marszałek zaczyna tracić cierpliwość, Morawski powołuje radę artystyczną, która ma uspokoić sytuację w teatrze - w jej składzie obok reżysera Waldemara Krzystka i pisarza Antoniego Libery pojawiają się m.in. szef zespołu folklorystycznego Warzęgowianie, burmistrz Gryfowa i dyrektorka gimnazjum w Prochowicach.

Teatr Polski, nie Morawski

6 stycznia 23017 r. rozpoczął działalność Teatr Polski w Podziemiu, początkowo jako facebookowy profil dokumentujący postępy nowego dyrektora w demolowaniu sceny, potem wystawiając w podwórku Teatru Muzycznego "Capitol" performance na motywach Witkacowskiej "Tak zwanej ludzkości w obłędzie" w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego. To i kolejne przedstawienia Podziemia gromadzą liczniejszą publiczność niż spektakle, które w tym samym czasie odbywają się w Polskim. Grają w nim obecni i byli aktorzy Polskiego, skonfliktowani z dyrektorem, oraz gościnnie występujący artyści, m.in. Agata Buzek.

Pismo "Dialog" nagradza zespół Podziemia i publiczność Polskiego Kamykiem Puzyny - za zaangażowanie w obronę wrocławskiej sceny.

Mimo postępującej ruiny Polskiego dyrektora wciąż broni minister Gliński. Po jego stronie stoi też twardo wicemarszałek Tadeusz Samborski (PSL). W kwietniu ub.r., kiedy zarząd województwa odwołuje Morawskiego ze stanowiska, głosuje przeciwko tej decyzji. Obowiązki dyrektora ma pełnić Remigiusz Lenczyk, były zastępca Mieszkowskiego. Jednak nie udaje mu się wejść do gabinetu, bo PiS-owski wojewoda blokuje decyzję marszałków. Wstrzymuje ją, jeszcze zanim pozna jej treść. Przyznaje mu rację sąd administracyjny i Morawski zostaje na stanowisku. Brakuje twardych argumentów przemawiających za odwołaniem dyrektora - te natury artystycznej okazują się dla sądu niewystarczające.

Minie ponad rok, zanim uda się kolejną próbę mocniej umotywować - w tym czasie sądy pracy nakażą wypłatę odszkodowań lub przywrócenie na stanowiska zwolnionych pracowników Polskiego, stwierdzając, że dyrektor rozstał się z nimi z pogwałceniem prawa. Urośnie dług Polskiego - na początku września br. sięgnie 1,3 mln zł, w kranach zabraknie ciepłej wody, na początku października kaloryfery będą wciąż zimne, a temperatura w budynkach nie przekroczy 18 st. C. Teatr będzie zalegał z płatnościami za sprzątanie i ochronę budynków.

Jednak prawdziwym trzęsieniem ziemi okaże się raport Najwyższej Izby Kontroli. Cezary Morawski, kierując zadłużonym i niedofinansowanym teatrem, miał wypłacać sobie - za pośrednictwem Agencji Artystycznej "Pod Górkę", której właściciel współpracował wcześniej z Tadeuszem Samborskim - sowite honoraria.

Za wyjście na scenę dyrektora, który nie zrezygnował z występów w spektaklach, teatr płacił 2,7 tys. zł, podczas gdy najwyższa stawka w publicznym teatrze w Polsce to 1 tys. zł, a we Wrocławiu honoraria wahają się między 60 a 500 zł; za przygotowanie roli - 22 tys. zł. Do tego dochodziły wynagrodzenia za reżyserię i scenografię - w sumie działalność artystyczna Morawskiego na scenach Polskiego kosztowała teatr 186 tys. zł. Oprócz tego pobierał stałą pensję (ok. 12 tys. zł miesięcznie), a instytucja pokrywała dwie trzecie kosztów wynajmu czteropokojowego apartamentu dla dyrektora we Wrocławiu.

Po ujawnieniu wyników kontroli przez "Wyborczą" Morawskiego nie był w stanie bronić nawet Samborski. Krytyczna wobec dyrektora jest sprzyjająca mu do tej pory zakładowa Solidarność, a MKiDN po raporcie NIK wystawił Morawskiemu negatywną opinię - można w niej przeczytać, że utrzymywanie takiego stanu w przyszłości jest niedopuszczalne.

Dziś jest już niemal jasne, że województwem będzie rządził PiS w koalicji z Bezpartyjnymi Samorządowcami. Marszałkiem ma pozostać Cezary Przybylski, który forsował odwołanie Morawskiego, można się więc spodziewać, że akt pierwszy dramatu zakończy się happy endem, czyli rozstaniem z dyrektorem. Jednak trzeba się liczyć z tym, że akt drugi może okazać się jeszcze dłuższy i bardziej wymagający dla widza. - Odbudowa tego, co Morawskiemu udało się w ekspresowym tempie rozwalić, potrwa dobrych kilka lat i będzie to bolesny proces - mówi Tomasz Lulek, przewodniczący Inicjatywy Pracowniczej działającej w teatrze, aktor Polskiego i Polskiego w Podziemiu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji