Artykuły

Z Teatru:

Letni Pan minister komedja w 3-ch aktach Stefana Krzywoszewskiego. Reżyserował Emil Chaberski. Dekoracje: Wincenty Drabik.

Rzadki gość zjawił się wczoraj w teatrze - szczery, beztroski śmiech... Rzadki gość - i pożądany. Życie dzisiejsze, odarte z wielu kras i uroków, życie, nad którem unoszą się jeszcze opary wojenne, choć wojna dawno minęła, nie daje nam dość sposobności do śmiechu, radości, wesela... Tęsknimy wszyscy do wesołej, niefrasobliwej zabawy, której pożądanie tkwi w nas głęboko... I dlatego każdy odruch szczerej wesołości, każdy gest naturalnego humoru witamy z zadowoleniem.

"Pan minister" Krzywoszewskiego odpowiada naszym oczekiwaniom: jest takim utworem właśnie, w którym dźwięczy śmiech, choć tu i owdzie odzywa się w nim czasem mocniejszy ton satyryczny, nieco gorzkiej ironji... Ale... "difficile est satiram non scribere" - gdy się na ludzi i rzeczy spogląda wzrokiem analityka, umiejącego podpatrywać i chwytać na gorącym uczynku życie. Zwłaszcza, gdy chodzi o politykę, która przecież "nie jest romansem" i nie opiera się o żadne zgoła sentymenty. Wir jej intryg wyrzuca nieraz poza burtę nawy państwowej ludzi zdolnych, a wprowadza na pokład osobistości zgoła nie ciekawe.

W ogromnej galerji typów, rzuconych ręką losu ha tło areny politycznej, odszukać można często obok ludzi genjalnych - głupców i szachrajów politycznych, niedołęgów i karjerowiczów; nie brak i takich przypadkowych ministrów, jak "pan minister" - bohater wczorajszej, premiery adwokat z Radomia, Szczapa, którego powołano do gabinetu na ministra "reform społecznych" z prowincji, gdyż w Warszawie nie było już ani jednego możliwego kandydata: "wszyscy już byli ministrami".

Polityka nie po raz pierwszy w ostatnich czasach zjawia się na scenach naszych, jako temat utworu dramatycznego. Próbowali sił swoich w tym kierunku i Perzyński, i Fijałkowski, i Kiedrzyński - z bardzo dobrym rezultatem. "Pan minister" Krzywoszewskiego jest także satyrą polityczną, satyrą zręczną, żywą, opartą na wybornych obserwacjach, aktualną. Iskrzy się ona dowcipem, naszpikowana jest trafnemi powiedzeniami, które - rzucone ze sceny w tłum słuchaczów, działają jak bomba. Na szczęście - jak bomba śmiechu. Czasami po takim wybuchu wesołości jakaś gorzka myśl, jakaś smętna refleksja zmąci nastrój wesoły, ale Krzywoszewski - jak gdyby z góry to przewidywał - nie daje słuchaczowi czasu na zastanawianie się... Wali w niego nowym konceptem, nowym dowcipem, kpinką czy żartem tak aktualnym, że spędza z jego czoła chmurę i porywa go w nowy wir zabawy...

Publiczność się rozgrzewa, oklaskami nagradza dobry koncept, oklaskami przerywa akcję i zadowolona z autora i wykonawców, coraz bardziej utwierdza się w przekonaniu, że ta lekka komedja to przecież tylko zabawa, bezbolesne pokpiwanie z naszych trosk życiowych i systemów rządzenia... Bo ten "pan minister", który na gwałt uczy się po francusku, ponieważ jego poprzednik uczył się po angielsku, ten "pan minister", który pragnie "Warszawę przenieść na prowincję a prowincję do Warszawy" to w gruncie rzeczy bardzo poczciwy człowiek, który ma sumienie, a choć jest trochę, ograniczony i naiwny, jest jednak uczciwy i nie chce sobie rąk zabrudzić, nawet za cenę teki ministerialnej. (Zresztą to "sumienie" tutaj, w wesołej komedji, jest może motywem zbędnym, który wprowadza niepotrzebnie nastrój poważny do kipiącej farsową wesołością akcji.)

Woli wrócić do Radomia, niestety, bez żony; ta bowiem w między czasie zdążyła się zakochać w rycerzu przemysłu. którego głównem zajęciem jest rujnowanie bliźnich na giełdzie i który nie chce być ministrem, bo robi tylko "pewne interesy". Ale i on także ma w duszy odrobinkę poczciwości, skoro zgadza się zaślubić "panią ministrową", na jedno jej powiedzenie, że "przed ślubem - nic". Więc tylko chyba "pan senator" - może być zaliczony do typów zpod ciemnej gwiazdy, skoro nawet protegowany "znanej artystki" panny Krzepickiej, aresztowany za agitację przeciwpaństwową, okazuje się poetą, którego porwała i uniosła na manowce wizja potężniejsza od jego woli...

Rusztowanie, na którem wspiera się utwór Krzywoszewskiego, jest jakgdyby rozmyślnie przez samego autora jest zlekka stawiane. Tak zwana intryga odsunięta jest na plan dalszy, prawie niewidoczna, ukryta w fałdach akcji komedjowej; nie o romans pani ministrowej z przyjacielem męża chodzi autorowi sztuki, lecz o to, aby mnóstwo rozsypanych na przestrzeni trzech aktów dowcipów i konceptów politycznych dotarło do publiczności. Tło jest podmalowane bardzo dobrze - zwłaszcza w drugim akcie - zręczną dłonią wytrawne go technika, doskonale wyczuwającego scenę i jej wymagania, figury lekko szkicowane, jedynie postać ministre bardziej uwypuklona.

Jednak są to typy żywe i wyraziste, utrwalające swój żywot sceniczny w pamięci widza, że wspomnę choćby bardzo dobrą epizodyczna rolę sekretarza.

Wszystkie te figury -- to role, dające pole do popisu artystom i z woli autora tworzące galerję sylwetek ze świata politycznego, ugrupowanych planowo i umiejętnie dokoła głównej postaci. Nie przypominają one nikogo ze znanych osobistości, nie stwarzają analogji, są tylko ogniwami łańcucha, splecionego przez autora ku zabawie i uciesze.

"Pan minister" jest komedją, która ma bawić widza. Bawi go - a więc cel osiągnięty. Wolno się w niej zresztą doszukiwać głębszego znaczenia, tak jak wolno przypuszczać, że podyktowała ją Krzywoszewskiemu nietylko chęć olśnienia publiczności fajerwerkami dowcipu, lecz i troska o naprawę tego, co jest złe i brzydkie w naszem życiu politycznem. Śmiechem przecież trzeba, jak mówi mądra maksyma, naprawiać obyczaje. Podano nam wczoraj komedję Krzywoszewskiego w bardzo eleganckiej oprawie.

Reżyserja dyr. Chaberskiego zapewniła sztuce przedewszystkiem doskonałą obsadę, złożoną z sił pierwszorzędnych. Ministra grał Jaracz dosko nale, z siłą charakterystyki, a otoczenie jego stanęło również na wysokości zadania. Panie Ćwiklińska i Brydzińska dały dwie wybornie postawione i zagrane sylwetki dwu kobiet z różnych środowisk, p. Węgrzyn ujął od strony komicznej rolę i dał typ świetny, zabawny, p. Lenczewski wybornie zarysował postać sekretarza. Mniejsze pole do popisu miał tym razem p. Grabowski w niewdzięcznej rólce poety; nic wydobył charakteru z roli p. Walter, grający senatora bez przekonania. Z epizodów wymienić jeszcze należy pp.: Pawłowską, Noskowskiego i Rapackiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji