Artykuły

"Miastopogląd" - głupi frazes

Blady strach padł na dyrektorów i dyrektorki samorządowych instytucji kultury. - Co to będzie? Co to będzie? - powtarzali wszyscy za narodowym wieszczem. Co to będzie, jak przyjdzie PiS, ma się rozumieć - pisze Mike Urbaniak w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Jedni oczami duszy swojej nadchodzący koniec widzieli, inni już myśleli, jak by się tu z nową władzą ułożyć, choć doświadczenie nas uczy, że pisowscy hunwejbini z nikim się nie układają, bo na obsesjach i nienawiści działają. Widać to doskonale na kilku przykładach instytucji bezpośrednio ministerstwu kultury podległych, jak poturbowany Narodowy Stary Teatr w Krakowie, czy artystycznie spalony do fundamentów (przy pomocy PO i PSL) Teatr Polski we Wrocławiu - przed "dobrą zmianą" czołowa krajowa scena o ambicjach europejskich. Pamiętamy też doskonale, co się działo w Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, czy warszawskim Muzeum "Polin", które się ośmieliło przygotować niewygodną dla władzy wystawę o Marcu '68 (obejrzała ją rekordowa liczba ponad stu tysięcy ludzi).

Macieja Nowaka wywieźliby z Teatru Polskiego na taczce z gnojem

Przedsmak tego, co by się działo w Poznaniu, gdyby specjaliści od kopulacji osiołków w miejskim zoo mieli większość w radzie miasta czy sejmiku (o prezydenturze nie wspominając), mieliśmy zaledwie kilka dni przed wyborami, kiedy reżimowe media napadły na Teatr Polski za zorganizowanie spotkania z Janem Tomaszem Grossem. Piotr Gliński, ludowy komisarz do spraw kultury, natychmiast począł tłitować, że on nie ma na to żadnego wpływu, bo teatr jest samorządowy i mu nie podlega. No, ale gdyby mu albo - dajmy na to - innym pisowskim politykom podlegał, to dyrektor Maciej Nowak konsekwencje swej decyzji poniósłby niechybnie i nie pomogłaby mu nawet powszechnie znana i podzielana zresztą przeze mnie niechęć do Platformy Obywatelskiej. Nowaka pisowscy radni zapakowaliby najchętniej na taczkę z gnojem i jak reymontowską Jagnę wywieźli za rogatki miasta, z których doczłapać musiałby się jakoś na swoją ukochaną warszawską Ochotę.

Pisowczycy ponieśli jednak (na szczęście!) druzgocącą klęskę. Nie tylko ich prezydencki kandydat nie wszedł nawet do drugiej tury, ale stracili też kilka miejsc w radzie miasta, gdzie stanowią dzisiaj nieznaczącą mniejszość. Podobnie sytuacja ma się w wielkopolskim sejmiku, co dobrze wróży wielu instytucjom kultury, a mogłyby przecież zostać upisowione i Teatr Wielki, i Teatr Nowy, i scena gnieźnieńska, i scena kaliska. Repertuar można by było grać wówczas patriotyczny nieustannie, sztuki papieskie wystawiać, monodramy o żołnierzach wyklętych i musicale o lewicowych aborcjonistkach, które wespół z żywiołem homoseksualnym ojczyznę naszą unicestwić pragną. Ach, cóż to by były za polskie na wskroś i katolickie ma się rozumieć repertuary tak mało dziś obecne za sprawą polskojęzycznych pseudoartystów plujących uporczywie na biało-czerwony sztandar.

"Miastopogląd"? Głupi frazes

Czytałem niedawno w naszym magazynie rozmowę z Dorotą Bonk-Hammermeister, w której rzeczona kandydatka Koalicji Prawo do Miasta, a za chwilę nowa radna (gratulacje!) powtarzała uparcie bezdennie głupi frazes wszystkich ruchów miejskich o tak zwanym "miastopoglądzie", który ma podkreślać to, że samorządowcy są niby tylko od wywożenia śmieci i układania równych chodników, a swój światopogląd winni schować do kieszeni. Mam nadzieję, że pani Bonk-Hammermeister szybko zrozumie będąc już władzy lokalnej częścią, że miastem, regionem i krajem zawsze się rządzi światopoglądem. Tego też oczekujemy my - przytłaczająca większość poznanianek i poznaniaków. I chyba dość jasno daliśmy temu wyraz kilka dni temu przy wyborczych urnach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji