Artykuły

Pechowiec wśród liści

"Don Desiderio" Józefa Michała Ksawerego Poniatowskiego w reż. Eweliny Pietrowiak w Operze Śląskiej w Bytomiu. Pisze Tomasz Flasiński w Teatrze dla Wszystkich.

Na blogu Doroty Szwarcman ukuto niegdyś bardzo ładny skrótowiec SZPON - Słusznie Zapomniana Polska Opera Narodowa. Komentatorzy odreagowywali w ten sposób żywą w ostatnich kilkunastu latach modę na wskrzeszanie rodzimych dzieł operowych - bardzo różnej, przyznajmy, jakości. Z lamusa wyciągano zarówno arcydzieła z rozmaitych względów zapoznane - np. "Cyberiadę" Krzysztofa Meyera czy "Kupca weneckiego" Andrzeja Czajkowskiego, a także interesujące dzieła międzywojnia - jak i operki, po których wysłuchaniu jasne było, czemu pokrył je kurz. Na wspomnianej modzie skorzystał też - muzycznie sytuujący się bliżej drugiej kategorii - Józef Michał Ksawery Poniatowski, wnuk brata ostatniego króla niepodległej Polski. Irena Poniatowska zamieściła w programie osobliwy miniesej, wskazując na wielką wagę jego osoby i dzieł dla polskiej kultury.

Hm, jeśli zaliczymy Poniatowskiego do kultury polskiej, to Barack Obama okaże się bez wątpienia politykiem kenijskim. Książę Monte Rotondo nie znał wcale mowy przodków, życie spędził we Włoszech i Francji, zaś jego dzieła - cenione przez współczesnych - trzymają się kurczowo tamtejszych muzycznych kanonów. Daleko im do geniuszu Rossiniego, który skądinąd Poniatowskiego cenił. "Przyznajmy jednak nacjonalizmowi tę jedną zaletę: jak perwersyjne nie byłyby motywy jego misji wobec prawdziwie narodowej kultury, potrafi ona dać efekty fascynujące" - pisał kiedyś muzykolog Richard Taruskin oceniając próby włączenia po trzystu latach kompozytora Dmitrija Bortniańskiego do kanonu sztuki ukraińskiej (studiował on we Włoszech, życie twórcze spędził na dworze carów, z ziemiami obecnej Ukrainy miał tyle wspólnego, że się tam urodził). "No ale jeśli Ukraińcy nie zajmą się przypominaniem jego muzyki, to kto?".

No więc przypomina się nam Poniatowskiego - skądinąd z inicjatywy Libańczyka. Świetny dyrygent Bassem Akiki objąwszy stery Opery Śląskiej w Bytomiu wpadł oto na pomysł wystawienia jego komedii "Don Desiderio", którą ongi wydobył na światło dzienne prowadząc wersję koncertową w Krakowie. Ową historię dobrodusznego, ale okropnie pechowego gapy, który mylnie stwierdzając zgon przyjaciela wpycha jego bliskich w gąszcz emocjonalnych i prawnych zasadzek, trudno uznać za dzieło wiekopomne. Dotyczy to libretta - w którym część gagów jest, co w operze buffa boli, wręcz przewidywalna - ale też muzyki, w znacznej mierze niewykraczającej poza sztampę epoki. Acz kilka fragmentów rzeczywistej urody da się tu znaleźć - choćby pierwsza aria Angioliny (najpopularniejszy zresztą fragment całości), "hejterski" ansambl z drugiego (w Bytomiu) aktu, podczas którego ma miejsce próba linczu na Desideriu, czy niektóre sceny chóralne.

Ewelina Pietrowiak zawsze była raczej dobrą rzemieślniczką niż wielką artystką sceny; jeśli można mówić o jakimś jej znaku rozpoznawczym (w inscenizacjach oper dziewiętnastowiecznych), to są to wyrywkowe uwspółcześnienia, które ostatecznie nic nie wnoszą. Zamiast wypadku karocy, otwierającego akcję "Desideria", na scenie rozbija się staroświecki automobil, czemu w zapowiedziach spektaklu poświęcono tyle uwagi, jakby szło o jakiś ważny koncept interpretacyjny. Może dlatego, że trudno o inne - cała reszta spektaklu idzie dość przewidywalnymi torami. Głównym pomysłem scenograficznym jest nawracający w rozmaitych kombinacjach motyw liści - malowanych cieniami na oświetlonej kurtynie, zwisających z lóż, zarastających (w niektórych momentach) scenę. Wizualnie bardzo udane, ale głębszego sensu czy pomysłu w tym nie szukajmy.

Z drugiej strony sprawny rzemieślnik to coś znacznie lepszego niż rzemieślnik zły lub co gorsza partacz z wizją, których w operze ci u nas dostatek. Interakcje pomiędzy bohaterami są w widoczny sposób mądrze przećwiczone aktorsko, kolejne sceny dobrze pomyślane pod względem akustycznym, niewdzięczna (bo mała i źle wyposażona) przestrzeń Opery Śląskiej znakomicie ograna pod względem reżyserskim - czegóż tu nie wykorzystano w zastępstwie przemyślnej techniki scenicznej: drzwi na widownię, lóż, a nawet pomysłu ze śpiewaniem bohatera z noszy. Niektóre momenty są wspaniale pomyślane plastycznie, szczególnie cudowny obraz otwierający II akt z bohaterami-cieniami na błękitnym tle. W ogóle to jeden z tych spektakli, w których reżyser świateł (Karolina Gębska) zdziałał więcej niż twórca scenografii i kostiumów (Aleksandra Gąsior).

Jako że wybrałem się na drugi spektakl, ominęły mnie gwiazdy polskich scen, którymi całość reklamowano - Joanna Woś, Stanisław Kuflyuk i Szymon Komasa. Mnie osobiście żal, że nie usłyszałem Kuflyuka, jednego z najlepszych w kraju barytonów - Adam Woźniak, podobnie jak reszta obsady członek bytomskiego zespołu, stara się jak może i demonstruje w roli tytułowej świetną dykcję oraz niebanalną vis comica ale głos, choć dobrze prowadzony, ma nieciekawej barwy. Za to znając z krakowskiego nagrania dokonania Joanny Woś w partii Angioliny wcale nie płaczę, że zamiast niej trafiłem na nieznaną mi wcześniej młodą sopranistkę Ewę Majcherczyk - znakomitą, świadomą artystkę o dobrym wyczuciu belcantowej maniery, urzekających koloraturach i sporym talencie aktorskim. Wyrównany i bardzo dobry poziom prezentowały pozostałe role męskie (Kamil Zdebel jako Don Curzio, Sławomir Naborczyk w partii Federico oraz Zbigniew Wunsch kreujący służącego Mattea). W sumie bytomski teatr wystawił drużynę, która nigdzie nie przyniosłaby mu wstydu. Orkiestra pod batutą Jakuba Kontza trochę gubiła się w uwerturze, z resztą poradziła sobie przyzwoicie. Inna sprawa, że z takiego materiału trudno byłoby więcej wycisnąć.

Opera Śląska po latach posuchy intensywnie rozbudowuje repertuar i choć tym razem dostaliśmy dzieło w zasadzie do jednorazowego wysłuchania, to jednak dobrze przygotowane. Część widzów uciekła w przerwie. Reszta urządziła wykonawcom owacje na stojąco. Przyjemne, choć mało odkrywcze melodie Poniatowskiego i nonsensowne gagi libretta ewidentnie mogą się - jak słuchaczom dziewiętnastowiecznym - podobać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji