Opera mydlana
"Manru" Ignacego Jana Paderewskiego w reż. Marka Weissa, koprodukcja Teatru Wielkiego - Opery Narodowej w Warszawie i Teatru Wielkiego w Poznaniu. Pisze Michał Centkowski w Newsweeku.
Najnowsze przedstawienie Opery Narodowej zachwyca muzyką Paderewskiego w znakomitym wykonaniu orkiestry pod batutą Grzegorza Nowaka, ale rozczarowuje słabym librettem i reżyserią. Opowieść o zakazanej miłości pięknej Ulany i biednego Cygana Manru mogłaby zabrzmieć współcześnie, ale Marek Weiss wyzuł dzieło Paderewskiego z wątków społecznych, stawiając na klasyczną love story. Akcję przeniósł do Ameryki lat 60., romantyczni Cyganie przypominają więc bandę hipisów przemierzających na motocyklach prerie, a dziewczyna pochodzi z klasy średniej. Choć i tu zabrakło konsekwencji - pierwszy akt rozgrywa się na współczesnym weselu. Choć Peter Berger jako Manru i Ewa Tracz w roli Ulany radzą sobie dobrze - tak aktorsko, jak i wokalnie - to całość osuwa snę w banał. Nawet przejmujący finał jedynej jak dotąd polskiej opery wystawionej na deskach Metropolitan twórcy warszaw-skiego spektaklu zastępują ckliwym happy endem.