Artykuły

"Smok"

Nie tak dawno Teatr Telewizji przedstawił sztukę rosyjskiego pisarza, Eugeniusza Szwarca, zatytułowaną "Smok" Tę baśń sceniczną o politycznym podtekście reżyserował dla telewizji Maciej Wojtyszko, który niemal zrezygnował z kostiumu I Innych bajkowych atrybutów, a rzecz całą poprowadził tak, że nabrała bardzo aktualnej wymowy. I - co ciekawe - nie kłóciło się to wcale z intencjami zmarłego w 1958 r pisarza. W osiągnięciu tego efektu z pewnością pomogła Wojtyszce i specyfika a technika telewizji, lecz przecież i w teatrze możliwe jest takie wystawienie tej sztuki - dla teatru wszak napisanej i wielokrotnie tam wystawianej - by nie uronić ni jej idei, ni urody. Niestety, w Teatrze Współczesnym, który sięgnął po "Smoka" I zaprezentował go jako swą najnowszą premierę, tak się nie stało.

Dla sceny przy ul. Mokotowskiej, która jako bodaj jedyna w Warszawie nie stosowała zabiegów zwanych .organizacją widowni", a potrafiła zdobywać sobie widzów interesującym repertuarem, wysokim poziomem artystycznym inscenizacji, bardzo dobrym aktorstwem, wyreżyserował "Smoka" Krzysztof Zaleski i Janusz Wiśniewski. I stworzyli spektakl dziwaczny, spektakl w którym farma całkowicie zdominowała treść, tylko pozornie zresztą do niej przystając.

Szwarc opowiada bajkę o mieście zawładniętym przez trzygłowego smoka, a rządzonym przez smoczych popleczników - Burmistrza i jego syna Henryka. Właśnie ma być smokowi złożona zwyczajowa, doroczna ofiara w postaci dziewicy - tym razem pięknej Elzy, córki archiwisty Szarlemania - kiedy zjawia się błędny rycerz Lancelot, by zabić smoka, .uratować Elzę i wyzwolić miasto. Lecz nikt nie chce mu pomóc. Ludzie próbują nawet przeszkodzić. Lancelot jednak zabija smoka I - ranny - znika. Wówczas Burmistrz kreuje się na zabójcę potwora, zostaje jedynowładcą miasta, a jego dotychczasowy stołek zajmuje Henryk - niegdyś sekretarz smoka i narzeczony Elzy. Ta, poświęcona na ofiarę dla trójgłowej bestii ma teraz wbrew swej woli zostać żoną władcy. Ale wraca Lancelot... Ot i wszystko. Niby taka sobie baśniowa opowieść a przecież jest w niej i o despotyzmie, i o zniewoleniu, i o demoralizacji. Z tym jednak, że na scenie teatru Współczesnego wszystko to ginie w pomysłach inscenizacyjnych.

Zaczyna się od nieczytelnego prologu. Zjawia się jakaś paniusia, potem pielęgniarze pod okiem gigantycznej śmierci z kasą wynoszą ze sceny jakąś trupowatą kukłę, spod podłogi wygląda brodaty grubas, chowa się... Potem zaczyna się akcja i oglądamy galerię dziwacznych, przedziwnie odzianych postaci, poruszających się w sposób co bardziej nienaturalny - niektóre z nich chodzą na szczudłach (?). Lancelot powiada, że smak okaleczył, splugawił dusze mieszkańców miasta, inscenizatorzy postanowili wykoślawić także ich ciała. Oglądamy podrygującą bez przerwy baletnicę w postrzępionym kostiumie I podartych pończochach. Szarlemań paraduje w obszernym, brudnym, powycieranym płaszczu, pojawia się chirurg w skrwawionych rękawicach i takimż fartuchu do tego z głową całą w guzach itd. Czysta i biała jest tylko Elza, za to porusza się jak marionetka, jak laleczka tańcząca sztywno na wieczku pozytywki. Króluje więc plastyka rodem z rysunków - sztychów Janusza Wiśniewskiego - autora scenografii do tego spektaklu. Tych rysunków barokowo bogatych w przeróżne szczegóły, pełnych dziwacznych budowli i dziwacznych postaci, wychudłych ludzi i monstrualnych stworów. Można i tak. Ale czy trzeba akurat w wypadku "Smoka"?

Zaleski I Wiśniewski stworzyli spektakl nieczytelny, udziwniony, a nawet nudny. Spektakl, w którym nie brak nieporozumień. Nieporozumieniem np. jest pokazanie smoka jako jakiegoś markiza, albo spowitego w banderze, kalekiego żołnierza. Nieporozumieniem jest też obsadzenie Henryka Borowskiego w roli Lancelota. I to nie tyłka dlatego, że ten świetny aktor źle się czuje w tej roli, lecz przede wszystkim dlatego, że przedstawienie rycerza jako siwowłosego starca jest ewidentnym błędem.

Jaśniejszą stroną tego spektaklu są dwie aktorskie kreacje. Świetny i przezabawny jest niezawodny Wiesław Michnikowski w roli Burmistrze. Doskonała - Stanisława Celińska w roli kota. Do tego jeszcze Kot-Celińska w udanym kwartecie z dwoma ptakami i szczurem (Stanisław Córka, Cezary Morawski i Wojciech Wysocki) śpiewa nieco ożywiające nudnawą akcję, niezłe piosenki z tekstem Jerzego Górzańskiego i muzyką Jerzego Satanowskiego. Nie sądzę jednak, że to wystarczy, by zapewnić temu przedstawieniu powodzenie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji