Artykuły

Nudy na pudy oraz kupa śmiechu

Cierpliwości! Muszą rzecz omówić obszernie, bo reżyser jest miody, a młodym wszystko trzeba wykładać "szeroko i długo" (Fredro). Muszę tym bardziej, że sprawa okazuje się typowa: "Świecznik" we Współczesnym oraz "Damy i Huzary" Na Woli pokazują wprawdzie różnych autorów, lecz taki sam sposób ich zdradzania. Obaj reżyserzy postępują bowiem tak, jak ktoś, kto nie umie czytać, i utwór nagrany na 33 obroty przegrywa w tempie 78. Prawda, że na żadnym tekście dramatycznym liczby obrotów nie podają. Podobno jednak istnieją sposoby, żeby tę liczbę odczytać z samego tekstu. Ba!...

Korzeniewski, kiedy wykładał w PWST, uczył swoich adeptów, że dla inscenizacji "Dam i Huzarów" kluczową sprawą jest obecność sześciorga drzwi. Chodziło mu jednak nie o "otwory drzwiowe", lecz o pewną rytmikę sytuacyjną szło mu o muzykę, a nie o stolarkę. Tymczasem Na Woli stolarka wprawdzie jest. I to piękna, za to rytmu uzyskać nie można, bo przez rozbudowanie licznych podestów i schodów droga do drzwi jest katastrofalnie długa, a przy tym trudna i niebezpieczna. Tak zorganizowana przestrzeń sceniczna niemiłosiernie rozciąga sytuacje, mąci rytm, uniemożliwia płynność, jest wiec fałszem.

Podobny fałsz, w organizacji czasu: rzecz rozszerzono pieśni narodowe w wyborze i układzie samego reżysera, ale nie postanowiono, czy przedstawień ma być musicalem, czy dramatem: więc akcja (już i tak rozciągnięta przez fałsz przestrzeni) coraz to ulega zupełnemu zawieszeniu, czas traci rytm i płynność, wlecze się niemiłosiernie. Skomplikowane i dynamiczne zdarzenie, które wedle tekstu odbywa się w ciągu niewielu godzin (i przez to właśnie jest zabawne), tu sprawiaj wrażenie, jakby trwało lata cale: dramat zmienia się w epikę, żwawa farsa w nudne opowiadanie. Tak zła organizacja przestrzeni i czasu potrafi sfałszować samą przynależność rodzajową utworu!

Ale gdy to się już stało, reszta idzie jak z płatka: fałszowi ulega po kolei wszystko. Pieśni narodowe (o patriotycznym charakterze), są tu kwiatem nie wiadomo po co przypiętym do kożucha farsowej akcji i utworu. (Wiem dlaczego: reżyser słuchał wywiadów Korzeniewskiego. Lecz cóż zrozumiał?!) Kostiumy kobiet zdobywających serca umundurowanych po polsku huzarów są nie wiadomo dlaczego w typie bułgarskim! (Że scenograf Bułgar? Ale z matki Greczynki! A mieszka w Warszawie, choć pracuje w Rzeszowie!) Postać Zofii, pięknej kochanki, prowadzona jest wśród tej musicalo-farsy, - sama jedna! - w manierze zeszłowiecznego dramatu psychologicznego. (We i Współczesnym podobna sprawa!) Staremu Majorowi, gdy broni się przed oświadczynami Zosi, każe się i nacierać na nią erotycznie oraz seksualnie, nie wiadomo po co, bo intrygę kładzie to zupełnie. Nie wiadomo też dlaczego (i po co?) wszyscy na scenie (z wyjątkiem Zosi, lecz czemu?..), monotonnie krzyczą, zamiast mówić.

I tak oto, krok po kroku, dokonuje się w tym przedstawieniu fałsz podstawowy (w paru scenach szczególnie jaskrawy): zamiast dowcipu i humoru Fredry panoszy się trywialność.

Podejrzewam jednak, że Fredro Na Woli (podobnie jak Musset we Współczesnym) zdradzony został w imię prawdy: obyczajowej mianowicie, historycznie i naturalistycznie pojętej, ale bardzo ubogo rozumianej. Ale kto myśli ubogo, ten kłamie. Nawet gdy myśl swą przedstawia pracowicie. Dzięki pracowitym inscenizacjom dowiedzieliśmy się wprawdzie we Współczesnym i Na Woli, co obaj reżyserzy myślą o trywialności francuskich mieszczan i polskiej szlachty sprzed stu lat, ale za to nic o tym, co Musset myślał o miłości, co Fredro o koleżeństwie i przyjaźni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji