Artykuły

Po co śpiewać jak Ordonka

W malej sali, aa tle skromnych, dyskretnie staroświeckich dekoracji, Ewa Dałkowska rozpoczyna wieczór piosenek Ordonki. Rozpoczyna żartobliwym pastiszem, jakby chciała przywołać wspomnienia, dba nawet o egzotyczne brzmienie "ł" przedniojęzykowo-zębowego od lat już w polszczyźnie nieobecnego. Stopniowo blaknie pamięć stylu, który przetrwał na zatartych płytach, kolejne interpretacje są coraz swobodniejsze, coraz bliższe współczesnej wrażliwości. Obok najsłynniejszych przebojów Dałkowska śpiewa te mniej znane, śpiewa bez zarzutu. W niektórych utworach towarzyszy jej Piotr Machalica.

Machalica także recytuje, recytuje z powodzeniem popisowe monologi przedwojennych gwiazd, nawet tych najjaśniejszych, choćby - Eugeniusza Bodo. Spektakl przebiega nie-: nagannie, tu i ówdzie urozmaicony zabawną miniscenką, reżyserowaną zawsze dowcipnie, z dużą kulturą. A jednak kiedy się kończy, pozostawia jakiś niedosyt, niejasne poczucie zawodu, które niełatwo wytłumaczyć.

O swojej pracy nad repertuarem Ordonki Ewa Dałkowska mówi: "Przygotowując się miesiącami do przedsięwzięcia, czytałam wszystko co było na ten temat, spotykałam się z ludźmi, po koncercie w gaił Kongresowej, otrzymałam sporo Mstów. Działo się to w czuto sprowadzania prochów Ordonówny do Polski. To wszystko bardzo przybliżyło mi jej postać. Nie ośmieliłabym się jednak zmierzyć z samym mitom Osoby. Może odważy się ktoś inny" i jeszcze dodaje: "Nie chcę naśladować Ordonki. To chyba nie jest możliwe".

Słowa te są niewątpliwie Świadectwem smaku i autystycznej intuicji i rzeczywiście Dałkowska nie próbuje Ordonki naśladować. Ale zarazem wydaje się spętana tą dawną, wciąż żywą legendą, - wydaje się nie całkiem zdolna przeciwstawić jej własną, bardzo przecież wyrazistą osobowość aktorską. Wzdraga się podążać śladem poprzedniczki, ale wzdraga się takie wytyczyć inną, z gruntu odmienną drogę. Jakby duch Ordonki skradał się za nią krok w krok, zazdrośnie krępując inwencję.

Chyba trudno się temu dziwić. Historia polskiego teatru zna niewiele mitów o równie zniewalającej sile, ale Ewa Dałkowska jest artystką o niepospolitej wrażliwości.. Może właśnie paradoksalnie owa wrażliwość, która tylekroć wiodła ją do sukcesu, tym razem przeszkodziła w osiągnięciu jego pełni? Może stąd bierze się niedosyt, odczuwany na widowni? Spektakl oprawia wrażenie spotkania dwóch wielkich indywidualności, które wzajem się tłumią, zamiast dodawać sobie blasku. Na scenie zdaje się brakować Ordonki, i Dałkowskiej, są tylko ich cienie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji