Artykuły

Przeżyć życie w 45 minut Po cichu i z pogodą ducha

"Teatr cieni Ofelii" Marty Guśniowskiej wg Michaela Ende w reż. Katy Csató w Białostockim Teatrze Lalek. Pisze Jerzy Doroszkiewicz w Kurierze Porannym.

"Teatr cieni Ofelii" to tekst Michaela Ende, który Marta Guśniowska wzbogaciła, nasyciła humorem, a jednocześnie pozostawiła jego pierwotne znaczenie. O miłości do teatru, o zgodzie na to co przynosi los, i wreszcie - o nieuchronności śmierci, która może być początkiem czegoś pięknego.

Czy mieć rodziców wykształciuchów to przekleństwo? To jedno z pierwszych pytań, jakie Michael Ende postawił w swoim tekście. Pytanie skierowane raczej do rodziców, którzy powinni towarzyszyć dzieciom na tym spektaklu. Choćby po to, by później porozmawiać o tym, co wspólnie zobaczyli.

Wracając do wykształciuchów, owi rodzice nie tylko nadali córce wyjątkowe imię, co jeszcze do snu czytali jej Szekspira. I podobno zanim skończyła trzy latka, znała, czy raczej wysłuchała, wszystkich sztuk dramaturga wszech czasów. Tak przynajmniej kwituje tę kwestię Marta Guśniowska, autorka brawurowej adaptacji idąca ramię w ramię z wizją węgierskiej reżyserki Katy Csató. Węgierka z kolei jest zdaje się miłośniczką literatury - trudno bowiem zapomnieć scenę z jej wcześniejszego przedstawienia - "Palko", w którym lalkowy chłopak nie przestawał czytać nawet w wannie z prawdziwą pianą. Ofelia też czyta, nawet na ulicy, co złości jej cień. Przecież mógłby go przejechać cień samochodu, który zakończyłby nagle życie zaczytanej Ofelii!

Takich perełek humoru jest znacznie więcej, a scena z dozorcą który wysypuje sobie do kieszeni ciastka (dla dzieciaków), informując uprzednio, że ma ich pięcioro świadczy o idealnym zrozumieniu i tekstu, i ludzkich słabości przez reżyserkę.

Tymczasem panna Ofelia - osoba o małym głosiku, wypychana przez nie najmądrzejszych rodziców nie zrobi kariery na scenie, ale dzięki znajomości sztuk zostanie suflerką. Kiedy dyrektor teatru umrze, u Ofelii zamieszka jego cień. To niezwykle subtelny sposób na ukazanie, że jednak "nie wszystek umarł". Ofelia o dobrym serduszku tych cieni przygarnie zresztą więcej, aż rozsądnie zaczną jej perswadować kolejnych gości. Biorąc pod uwagę, że mistrz ceremonii - w tej roli idealnie obsadzony Zbigniew Litwińczuk, delikatnie zauważy, że Ofelia posiwiała, skojarzenie ze wszelkimi "kocimi mamami" nasuwa się samo, ale tu ma wydźwięk pozytywny. A kiedy los i podli sąsiedzi wymierzą Ofelii kopniaka, znajdą się nieoczekiwani sprzymierzeńcy właśnie po stronie cieni. Piękne to i przepięknie wykoncypowane za sprawą scenografii jaką obmyślił Akos Matravólgyi.

Wraz z rozwojem akcji widzowie w każdym wieku mogą odbyć podróż od obrazków z rzutnika, rysunków jak z komiksu, przez płaskie lalki, po marionetki i wreszcie sekwencje, gdzie żywy plan będzie idealnie współgrał z teatrem cieni. Tu wielki szacunek za perfekcyjną współpracę należy się i Kacie Csató i Magdalenie Kiszko-Dojlidko, która odpowiadała za techniki cieniowe. To w nich mogły łączyć się kreująca dorosłą Ofelię Maria Rogowska i jej cień, czyli Agata Soboczyńska z ATB. Reżyserka wraz ze scenografem wykorzystują prostą przegrodę, którą czasem wprawiają w ruch, by podkreślić zmianę.

W 45 minutach zobaczymy całe życie tytułowej Ofelii i wiele teatralnych technik zastosowanych na bardzo wysokim poziomie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji