Artykuły

Taniec, który łączy i daje siłę

"Projekt Yanka Rudzka: Wielogłos" wg kompozycji Joanny Leśnierowskiej i Janusza Orlika we współpracy z tancerzami w ramach programu "Stary Browar Nowy Taniec" w Poznaniu. Pisze Izabela Szymańska w portalu Kultura u Podstaw.

Jaka szkoda, że państwo tego nie widzieli! - ciśnie mi się na klawiaturę po spektaklu "Wielogłos" pokazanym w ramach programu Stary Browar Nowy Taniec. Jest w tym zachwyt oraz gorzka refleksja.

Taniec ma dobrą passę. Każda premiera, na jakiej ostatnio byłam, wywoływała długie dyskusje, pochwały czy wręcz zachwyty. A brawa, które zwieńczyły pokaz "Wielogłosu", były chyba najbardziej gorące.

Przedstawienie "Wielogłos" powstało pod okiem Joanny Leśnierowskiej i Janusza Orlika we współpracy z międzynarodową grupą tancerzy. To kolejna odsłona projektu poświęconego Yance Rudzkiej. Jeszcze pięć lat temu mało kto słyszał o tej postaci. Ale kiedy twórcy podczas wizyty na festiwalu Vivadança wpadli na jej trop - od razu postanowili zgłębić polsko-brazylijski temat.

AMBASADORKA TAŃCA

Czy można wyobrazić sobie dwa bardziej odległe kraje? Geograficznie, kulturowo, mentalnie - jesteśmy w opozycji. Ale mimo tego, a może właśnie dlatego Yanka Rudzka odcisnęła piętno na kulturze Brazylii i pamiętana jest tam do dziś. Ze wspomnień jej współpracowników można chociaż częściowo odtworzyć jej życiorys, bo dokumentów pozostało niewiele.

Yanka, urodzona w 1916 roku jako Janka Rudzka, wyemigrowała z Polski w latach 50. lub 40. - jak wiele tancerek jej pokolenia. Przed wojną uczyła się u mistrzów tańca ekspresjonistycznego, poznawała nowinki z tamtych czasów - rytmikę.

Kiedy na początku lat 50. zaproszono ją do Brazylii, nie sądziła, że spędzi tam kilkanaście najważniejszych lat. W So Paulo prowadziła kurs tańca współczesnego, uczyła pracy z ciałem adeptów Szkoły Sztuki Dramatycznej. Ale prawdziwy rozkwit jej kariery rozpoczął się, gdy dostała propozycję, by poprowadzić wyższą Szkołę Tańca Uniwersytetu Federalnego w Salwadorze-Bahia. Wystarczyły trzy lata pobytu tam, by wywarła niezapomniany wpływ. Zaangażowani w projekt o Yance badacze twierdzą, że to właśnie ona wprowadziła do Brazylii taniec współczesny. Z burzą blond loków, zawadiackim spojrzeniem i charyzmą, uczyła tego, co sama poznała kilka lat wcześniej. A do tego dorzucała coś od siebie - do dodania nuty emocjonalnej ekspresji zachęcała nawet przy ćwiczeniu techniki.

SAMBA I OBEREK

Jak tę biografię, zgromadzoną wiedzę, wykorzystują tancerze? Nie dają nam rekonstrukcji jej losów, nie dają taniego naśladownictwa. Wykorzystują coś, co współpracownicy Yanki najbardziej chwalili - połączenie kultury tradycyjnej z nowoczesną.

W "Wielogłosie" oglądamy tancerzy z Polski, Brazylii, Armenii i Gruzji. Artyści przeprowadzili warsztaty, uczyli się wzajemnie swoich tańców: polskiego oberka, brazylijskiej samby, ormiańskiego kochari i gruzińskiego perchuli, by potem wykorzystać ich elementy, dramaturgię - rozłożyć na czynniki pierwsze i pozszywać na nowo.

"Wielogłos" nie ma w sobie nic z cepelii, nie jest też minimalistycznym spektaklem z nurtu nowego tańca. Sztuka tradycyjna staje się w nim podstawą sztuki współczesnej. I to właśnie daje nową jakość.

KALEJDOSKOP TAŃCA

Pierwszą sprawą, którą trzeba powiedzieć, jest to, że przez 40 minut taniec trwa bez przerwy. Od gromady ludzi w tyle sceny poruszających się spowolnionym ruchem, przez momenty, kiedy są bardziej rozrzuceni na scenie i inne, gdy pracują głównie górą ciała, aż do tworzenia kolejnych figur - ani na chwilę się nie zatrzymują. Oglądanie tej choreografii przypomina patrzenie przez kalejdoskop, z tym że zmieniające się figury tworzą ludzkie ciała.

Ta kompozycja ruchu jest piękna i niesie ze sobą zmienne emocje: ma w sobie melancholię i siłę, spokój i energię, chwilami zapamiętanie i transowość.

Zachwyca też patrzenie, jak te same ruchy, figury wykonują tancerze z różnymi korzeniami - już różnice w ciele każdego z nich dają inną jakość tego samego ruchu.

Tańce ludowe często składają się z prostego kroku, takiego, by mógł powtórzyć go każdy mieszkaniec wioski, bo właśnie o wspólnotowość w nim chodzi. Mamy więc na scenie te elementy: taniec w parach, gdzie trzyma się partnera za łokcie i wiruje dookoła; taniec na planie koła czy taniec w linii - pół linii przodem do widzów, pół tyłem, i całość tej "wstążki" idzie jak wskazówki zegara. Tu nie ma miejsca na popisy indywidualne, tu jest grupa. Z różnymi głosami - jak to w wielogłosie - ale w harmonii.

Tańce ludowe wydają się świetnym sposobem, żeby spróbować złapać coś, co jest wspólne nam wszystkim, coś, co daje podstawy do międzykulturowego dialogu. Jednocześnie jest to bardzo trudne do osiągnięcia, gdy wśród wykonawców ma się tancerzy, którzy nie pracują ze sobą na co dzień. Ale w "Wielogłosie" udaje się ten problem pokonać - gdybym nie wiedziała, że jest to grupa tancerzy zaproszona do projektu, to myślałabym, że współpracują ze sobą od lat - tak dobry wspólny rytm, energię, zgranie udało im się wypracować.

FOLK I TECHNO

Tańce ludowe towarzyszyły ludziom w rytuałach przejścia (jak wesela), w cyklu pracy (np. przy żniwach). Ale taki wspólny taniec może też służyć innym celom. Jednym z nich może być bunt. Kiedy w maju tego roku policja w Tbilisi zorganizowała nalot na klub techno Bassani, było wiadomo, że slogany o walce z narkotykami są tylko przykrywką - władza chce zademonstrować siłę i pokazać, że takie deklarujące otwartość miejsca będą miały pod górkę. Jednak aresztowania i rozpędzenie zgromadzonych ludzi nie zakończyło tej nocy - klubowicze wyszli na ulice i do rana, w rytmie techno, protestowali przeciwko akcji policji.

Techno ma tę samą podstawę co tańce ludowe: prosty krok, znany wszystkim rytm, który ma łączyć społeczność. W jakiej sprawie Yanka może zabrać głos? Na to każdy musi odpowiedzieć sobie sam. Chociaż precyzyjniej powinnam napisać, że chciałabym, żeby każdy odpowiedział sobie sam. Ale z tym może być trudno.

ZMIEŃMY LOS "WIELOGŁOSU"!

Tu przechodzę do gorzkiej refleksji zapowiedzianej na początku. Spektakl oglądałam na pokazie premierowym, po premierze został zagrany jeszcze raz. I to koniec. W ramach programu Niepodległa spektakl pojechał w tournée po Europie, co jest zacnym pomysłem, ale nie ma planów, by przedstawienie ponownie zagrać w Polsce.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że same bilety lotnicze, by ściągnąć tancerzy z Brazylii do Polski, kosztują majątek, ale brak eksploatacji w Polsce po prostu mnie oburza. I oburza tym bardziej, że "Wielogłos" okazał się świetnym spektaklem. Tylko, że wie o tym wyłącznie widownia tych dwóch pokazów.

Nie wiedzą o "Wielogłosie" inni widzowie w Poznaniu, województwie wielkopolskim, w Warszawie, w Lublinie (z których to miast pochodzi część obsady). Nie wie też o tym jury Paszportów "Polityki" czy innych nagród kulturalnych. Jak więc ma się powiększać publiczność tańca w Polsce? Jak twórcy tańca mają być dostrzegani przy wyróżnieniach kulturalnych? Jak tancerze mają dostawać od publiczności informacje - co się na scenie sprawdza, a co nie, co porusza, a co nie? Jak mają powstawać recenzje? Słowem: jak dziedzina taneczna ma się rozwijać, skoro planując premierę, nie planuje się eksploatacji spektaklu w Polsce?

Opisuję tę sytuację tak dokładnie, bo wierzę, że jest ona jeszcze do uratowania.

Wierzę, że rzutem na taśmę skrzykną się przedstawiciele wydziałów kultury miast i województwa, Instytutu Muzyki i Tańca, być może ambasad krajów, z których artyści biorą udział w tym spektaklu, i znajdą fundusze na tournée po Polsce. Wierzcie mi państwo, to będą świetnie zainwestowane pieniądze!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji