Artykuły

Wampiry, czysta przyjemność

"Taniec wampirów" w reż. Corneliusa Baltusa w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku.

Czwartkowy wieczór, warszawski Teatr Muzyczny Roma. Za chwilę 102. czy 103. przedstawienie "Tańca wampirów". Na widowni dawno niesłyszany radosny szmer oczekiwania. Oprócz pań, które zapewne do teatru zaglądają raz do roku, tłum młodzieży, doskonale wiedzący, na co czeka. Musical Romana Polańskiego ogląda kolejny raz. To rzecz niezwykła. Spektakl bardzo efektowny, niewątpliwie trzymający się europejskich standardów, nie epatuje modną nowoczesnością. Przeciwnie, oparty na aktorskiej transformacji, przezabawnej grze konwencjami, bywa ostentacyjnie tradycyjny. A jednak publiczność "Tańca wampirów" czuje się w Romie jak w domu.

Mam tak samo. Chcę bawić się i cieszyć tym teatrem. Chcę wyłączyć w sobie krytyka teatru, a znaleźć na powrót skłonne do wzruszeń dziecko. Chyba już jestem zarażony musicalem, choć żaden wampir nie wbił we mnie kłów. Ponad osiem miesięcy po wejściu "Tańca..." na afisz w Romie nadkomplety. Przedstawienie stało się przebojem, który długo utrzyma się w repertuarze. Inscenizacyjnie jest to najlepsza rzecz przygotowana dotąd na Nowogrodzkiej, wliczając nawet doskonałe "Koty". Musical Jima Steinmana i Michaela Kunze jest barwną feerią żartów, czasem wyrafinowanych, rzadziej niskich, ale nigdy pozbawionych specyficznej klasy. Muzycznie widowisko też sprawdza się znakomicie, choć partytura Steinmana nie jest, jak "Koty" Webbera, arcydziełem. Przynosi jednak porcję świetnych piosenek. Niektóre z nich wracają długo po zakończeniu przedstawienia.

Jest zresztą teraz okazja, by powracać do nich częściej, bowiem wznowieniu "Tańca wampirów" towarzyszy wydanie podwójnego albumu ze ścieżką dźwiękową spektaklu. Można docenić jeszcze raz talenty wykonawców. Z wyrównanego zespołu wybijają się zdecydowanie Robert Rozmus w nieoczekiwanej dla znających dotychczasowe emploi aktora, a brawurowej roli profesora Anbronsiusa oraz przede wszystkim Łukasz Dziedzic jako von Krolock, główny wampir, władca zamku, samotny i cierpiący z powodu swej nieśmiertelności. Po dwukrotnym obejrzeniu przedstawienia i wysłuchaniu płyty mam pewność, że teatr muzyczny zyskał aktora wyjątkowego. Zapewne potwierdzą to kolejne inscenizacje. Płyta daje okazję, by dłużej cieszyć się sceniczną zabawą Polańskiego. Dlatego najlepiej, jeśli to możliwe, słuchać jej po wizycie w Romie. Wtedy piosenkom towarzyszą przewijające się pod powiekami obrazy z przedstawienia. "Taniec wampirów" to czysta przyjemność - spektakl całkowicie bezinteresowny. Daje zabawę i wzruszenie, pozwala cieszyć się motywami z opowiadań i filmów grozy, ukazując je w efektownym przerysowaniu, ale niczego nie oczekuje. Wystarczy na trzy godziny zapomnieć się i stać się uczestnikiem bajki. Kiedy ostatni raz to przeżyliście?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji