Artykuły

Posłanie moralne

Trudno oddzielić w sobie to, co jest niezawisłe, własne, suwerenne, od tego, co przejęte od świata, co przenika nasze umysły i serca, ale ma swoje źródła poza nami. Trudno więc dokładnie określić granice między wartościami immanentnie w nas tkwiącymi, mającymi swoje korzenie w naszej naturze, w istocie naszej osoby, rozwijającymi się wraz z nami, a wartościami przez nas niegdyś zaakceptowanymi, przyniesionymi przez czas, przez fascynację, zaufanie, przez prawdę, a także przez miłość. Ta szczególna jedność, jakiej doznaje człowiek, przy wszystkich narastających i drążących osobą ludzką sprzecznościach, sięga głębokich tajemnic istnienia.

Uczyniwszy więc na początek owo wyznanie, pragnę powiedzieć, że szedłem na spektakl Karola Wojtyły "Przed sklepem jubilera" pełen zwątpień we własne możliwości odbioru dzieła Papieża. Lękałem się, i wolę się do tego od razu przyznać, bo nie wypowiedziawszy tego, poczułbym, iż coś ważnego w sobie zatajam, a niepotrzebne jest takie zatajanie, więc lękałem się, że odbiorę spektakl wałbrzyski z mniej lub bardziej uświadomioną zależnością, z pewnym poddaństwem umysłu, nakazującym już z góry, jakby ślepo zawierzyć tezom dramatu Wojtyły czy też mądrości wywodów moralnych i filozoficznych sztuki.

Uważam, że jasna postawienie sprawy jest uczciwe. Wystarczy bowiem spojrzeć na rozliczne recenzje czy omówienia, a nawet szkice w naszej prasie, mówiące o twórcach z głośnymi nazwiskami, żeby dostrzec, jak nazwisko przysłania fakt artystyczny, jak aura osoby wpływa na skalę ocen. Mówią tutaj o różnych wielkościach peryferyjnych, lokalnych, nieraz sztucznie podtrzymywanych dla kiedyś zbudowanych teorii, których czas nie sprawdził, a obowiązki!?) pozostały. Cóż więc mówić w przypadku autorytetu rzeczywistego, wielkości niepodważalnej, idei wieku i czasu. Każdy, kto sobie uświadomi ten fakt, musi wiedzieć, czy chce tego, czy nie, że znajduje się w kręgu pewnej magii, że przeniknięty jest osobliwym światłem, które pulsuje wewnątrz niego. Szedłem więc na przedstawienie już jakby nie sam, czułem bowiem, iż idę w cieniu fenomenu i że cień ten położy się na odbiór widowiska, a może podyktuje mi nawet ocenę. No, ale wytłumaczywszy się a tego, przejdźmy do dzieła.

Nie od razu sięgnąłem po pióro, nie od razu usiłowałem pojąć przesłanie, czy może raczej posłanie moralne, zaklęte w dziele sztuki Żyjąc w klimacie spektaklu bardzo osobliwego, zmagając się z jego rozlicznymi formami, podszyty nieufnością do własnych władz umysłowych i do własnego niezawisłego sądu, oddalałem się od czasu przedstawienia, aż minęło kilka tygodni, i nie mogąc przejść obojętnie wobec tego, co się stało w Wałbrzychu, podniosłem i zawiesiłem nad kartką papieru pióro.

Teatr wałbrzyski, którym kieruje ambitny dyrektor Andrzej Maria Marczewski, zmagający się z przeróżnymi kłopotami, usiłuje wyprowadzić własną scenę na szerokie wody współczesności. Wiadomo, te sceny prowincjonalne, a szczególnie te, które żyją jakby na kredyt i władz, i widowni, nie dopracowawszy się przez lata mocnej pozycji artystycznej, każdym swoim krokiem budzą niepewność, podejrzliwość i nieraz niechęć. W głowach recenzentów rodzą się demony zła, zadające pytania, dlaczego prowincjonalny teatr wyskakuje z pozycją. Jakby nie jemu przypisaną. Sądzę, te i głosy takie nie ominą Wałbrzycha, a głównie dyrektora Marczewskiego. Jednak gdy ktoś śledzi linię repertuarową Marczewskiego, a także, gdy widzi jego walkę o kształt teatru, przy tych wszystkich nikłych możliwościach, Jakie ma, powinien wiedzieć, że już od początku swojej misji na Dolnym Śląsku dyrektor Marczewski z mniejszym lub większym powodzeniem realizował, jak to się mówi, zamówienie na teatr nowoczesny, z tekstami współczesnych autorów, propagując chyba jedyną w kraju scenę TEATRU AUTORSKIEGO. Niestety, wielu krytyków którzy rozdzierają szaty, że nikt nie grywa współczesnych sztuk, nie dostrzega tego malutkiego domku sztuki, jakim dysponuje Wałbrzych. Po wszystkich zmaganiach o współczesność teatru, po zadziwiającej inscenizacji "Mistrza i Małgorzaty" (nowa i bardzo udana propozycja interpretacyjna, właśnie - współczesna, nasuwająca bogate skojarzenia) sięgnął Marczewski po dramat Wojtyły "Przed sklepem jubilera".

W odnowionym teatrze zobaczyliśmy piękno jakby z innego; wymiaru. Piękno może niedoskonałe, ale piękno rzadkie na scenie, wywodzące się z innych niż przyzwyczailiśmy się je czerpać, krain. Nawet trudno inscenizację wałbrzyską właściwie zakwalifikować. Nie wiadomo bowiem do końca, czy sztuka Wojtyły jest dramatem w rozumieniu klasycznym, czy też poematem medytacyjnym, lekcją kontemplacji moralnych i filozoficznych, czy wreszcie pyszną zabawą intelektualną, ukrytą w poważnych rejonach ćwiczeń umysłowych. Pewne jest jedno, że dzieło Karola Wojtyły nie narzuca się swoją agresywną nowoczesnością formy, a przeciwnie, jest w swojej jakby archaiczności dostojne, godne, podniosłe. Odbiega zarówno misterną konstrukcją, jak i językiem, a także klimatem uczuciowym od tego wszystkiego, do czego przywykliśmy, odbiega od nowoczesnych norm i zasad dramaturgicznych, i pozostaje jakby posąg, poza czasem, nie tknięty bezwzględnymi prawami zniszczenia, degradacji, śmierci. Ktoś, kto jest przyzwyczajony do fajerwerków technicznych, do paradoksów Językowych, do nachalnej estetyki rozpadu świata, znajdzie co najwyżej najwyższej próby paradoksy intelektualne i głębokie, dociekliwe zadania, ukryte pod szatą prostoty i nawet pewnej szorstkości. Niemało! Owe właśnie paradoksy Intelektualne, nie docierające od razu do świadomości, a dopiero po zsyntetyzowaniu obrazów, owocują najbardziej smakowicie w dziele scenicznym.

O czym jest sztuka Wojtyły, ktoś w końcu zakrzyknie. O czym? O miłości? Mało! O nieprzemijającym pięknie poszukiwania najtrwalszych wartości w życiu? Mało! O czymże więc jeszcze? Może o boskim pierwiastku w człowieku? O tym, co się nazywa sacrum w naturze ludzkiej? Też mało. Ale przecież jest to sztuka o miłości, o pięknie, o poszukiwaniu prawdy w istocie ludzkiej, w świecie, w naturze. Ale jest to też sztuka o CUDZIE, jakim jest człowiek. I jest to sztuka także o Bogu, który towarzyszy człowiekowi.

Jest rzeczą naturalną, te całe dzieło Wojtyły przenika ów tajemniczy i magiczny pierwiastek sakralny, bez którego nie mogłoby zaistnieć posłanie moralne autora. Posłanie to rozłożone zostało na dialogi. Między Adamem a Teresą rozgrywa się. dramat judzki. Miłość staje przed wielką próbą, rodzą się niepokoje, wątpliwości, szczęście znika wraz z nadzieją. Miłość bowiem karmi sią ufnością, wiarą, marzeniem.

W etyce katolickiej, w doktrynie prawd ostatecznych, nie może zabraknąć przenikliwego głosu sumienia, nie może zabraknąć niepokoju moralnego. Toteż medytacje przebiegające w formie dialogów ciążą już od samego początku ku DRAMATOWI, a czuje się także powiew TRAGEDII, do której jednak nie dochodzi, chyba że przyjmiemy symboliczne znaczenie tego słowa. Chyba że tragedią nazwiemy życie.

Jednak wymowa sztuki Wojtyły idzie w innym kierunku. Wektor moralny posłania wskazuje jako wartość nadzieję, ufność, wiarę. I nie ma tutaj zależności werbalnych, a jest dzieło tworzenia świata autentycznego, świata miłości. Kształt piękna można wyprowadzić z kształtu wiary. I takie oto posłanie można odczytać w dramacie Wojtyły. Sztukę wałbrzyską, trzeba to podkreślić, polską prapremierę, spaja kompozycyjna rama ślubu. Zarówno w układzie tekstu, jak i w kompozycji teatralnej, owa symboliczna scena ślubu góruje nad powierzchnią zdarzeń. Zycie, każde życie, zdaje się mówić Wojtyła, ma swoje sacrum. Właśnie: SACRUM. I nie odczytywałbym tej sceny w kanonicznym, chrześcijańskim tyko rozumieniu. Owo sugerowane człowiekowi SACRUM to Jego szansa. szansa każdego człowieka.

Moralna i filozoficzna wymowa utworu Wojtyły, w moim przekonaniu, wyrastając i filozofii i etyki chrześcijańskiej, nabiera wymiarów uniwersalnych. I takie spojrzenie na dramat "Przed sklepem jubilera" poszerza i pogłębia jego formułę znaczeniową i zasadniczo wzbogaca energie wszystkich pojęć, wyłaniających się i inscenizacji wałbrzyskiej.

Dzieło Karola Wojtyły, będąc w istocie moralną i filozoficzną dywagacją nad najwyższymi wartościami życia ludzkiego, trafia do widza w szacie owego prostego Języka, który każe poszukiwać w sobie jakby wyższych racji niż tylko ta, które niosą słowa. Spoza słów prostych, nieraz uroczystych, wyłaniają sią światy wielce skomplikowane i trudne. I człowiek pochylony nad głębiami owych światów - oto rezultat sztuki Papieża. Medytacja i refleksja, badanie i zastanowienie, przenikanie wartości i układania porządku prawd, oto co można wysnuć a dzieła Wojtyły.

Reżyseria Andrzeja Marli Marczewskiego zmierzała ku Jasności i klarowności myśli, nie komplikowała dzieła, a je skutecznie wyjaśniała. Można powiedzieć, że była to reżyseria posłuszna idei sztuki. Niektóre obrazy inscenizacji były tak przejmujące, iż widzowie, nie przyzwyczajeni w teatrze do pierwiastków sakralnych, byli blisko uwiarygodnienia dzieła sztuki z dziełem życia, czysto pomyślanej i czysto przeprowadzonej reżyserii z obrzędem religijnym. Trzeba uznać, że strona reżyserska nie zawiodła. Andrzej Maria Marczewski znalazł klucz dla trudnej i chwilami monotonnej wykładni dramatu, otworzył drzwi do idei, w której każdy widz musiał rozeznać się sam.

Miała jednak sztuka wałbrzyska słabości aktorskie, czego nie potrafiła uniknąć. Można mieć pretensję do panien, których gra sceniczna zbyt mało miała lekkości i wdzięku. Jednak pozostała grupa aktorów uczyniła duży wysiłek, żeby unieść ciężar tekstu niekonwencjonalnego i wcale nie tak bardzo atrakcyjnego z teatralnego punktu widzenia. Skoro jednak spektakl uzyska! pełną jedność kompozycyjną i pełną klarowność sceniczną, można uznać, iż prapremiera sztuki wałbrzyskiej spełniła swoje zadanie, a Marczewski zaproponował przedstawienie w sumie przejmujące, ważne i dociekliwe, choć, i to trzeba powiedzieć wyraźnie, odmienną niż potoczystą, jasnością bijące. Przedstawienie niełatwe, bez szaleńczych chwytów i gier inscenizacyjnych, poprowadzone spokojnie, mądrze i z wyczuciem subtelności myślowych. Traktat moralny i filozoficzny Wojtyły wniósł do teatru nowe tony, a scena wałbrzyska udowodniła, że może się pokusić na dzieła nietypowe, trudne i żądające od widza bogatszego, niż niesie codzienność, wejrzenia w tajemnicze zakręty LOSU.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji