Artykuły

Słowa, na które człowiek czeka

Coraz mniej czasu pozostaje nam na zamyślenie. Na refleksję nad moralnym dylematem istnienia. Coraz też mniej w nas gotowości psychicznej, do poszukiwania wzorców godnych moralnej aprobaty.

Dla pełnego odsłonięcia wynikających stąd konsekwencji, istotne znaczenie mają przemyślenia Wielkich Autorytetów filozofów - twórców, etc. - a zwłaszcza ich zdolność zagarnięcia nas, w krąg tej osobliwej ciszy, w której, całkowicie autonomiczne, wyodrębnione z chaosu słów o, może w pełni zaistnieć. I tę szczególną właściwość posiadają słowa Karola Wojtyły. Głównie dlatego, że są głęboko ludzkie i proste. A na takie właśnie, człowiek czeka i reaguje.

W Wałbrzyskim Teatrze Dramatycznym odbyła się niedawno prapremiera polska sztuki Karola Wojtyły - zatytułowanej: "Przed sklepem jubilera". Jest to, jak mówi w podtytule sam Autor - Medytacja o sakramencie małżeństwa - przechodząca chwilami w dramat. Układ tekstu i reżyseria są autorstwa Andrzeja Marii Marczewskiego. Muzyka Jerzego Maksymiuka. Scenografia Józefa Napiórkowskiego.

Rzecz jest swego rodzaju traktatem filozoficznym - czy może lepiej - studium filozoficznym, z którego wynika głęboka wiara w człowieka, w miłość, będąca dobrem dostępnym każdemu z nas. Będąca jedynym sposobem przezwyciężania samotności. Medytacja ta, z punktu widzenia przydatności scenicznej, jest tworzywem niezwykle trudnym. Jest właściwie, rozpisanym na głosy, wielkim monologiem, który stawia aktorów wobec zupełnie nowych zadań, wobec całkowicie odmiennych konieczności - niż te do których przywykli. Wymaga spełnienia szeregu, wyraźnie określonych warunków. W sztuce tej nie ma postaci sensu stricto. Postaci, w które trzeba by się przeistoczyć. Są natomiast głosy. Wnikające w głąb rozległych obszarów problematyki psychologicznej "człowieka. I to właśnie, warunku-je sposób bycia na scenie. Wymaga prostoty środków wyrazu - i przede wszystkim - szczególnej umiejętności posługiwania się słowem. Bez wspierania się mimiką czy gestem.

Wydaje mi się, że założenia inscenizacyjne, w przypadku wałbrzyskim, miały u swego podłoża daleko idącą ascezę. Wskazuje na to także i oprawa scenograficzna. Jej głównym elementem jest ogromny witraż - w głębi sceny. Witraż z Ukrzyżowanym Chrystusem, wyodrębnionym z głębokich fioletów i zieleni, delikatną smugą światła. Witraż ten, będący przecież swoistym znakiem - wyznacza filozoficzną jakość przekazywanych treści. Ale jednocześnie narzuca też i pewne ograniczenia, które, powinny były dotyczyć, przede wszystkim działań scenicznych. Na przykład - nie jestem pewna, czy ceremonia zaślubin - (w istocie rzeczy bardzo piękna) musiała być celebrowana w najdrobniejszych szczegółach - łącznie z przyjmowaniem Komunii św. przez oblubieńców i wszystkich innych uczestników ceremonii. Nie wiem czy było to konieczne. Czy nie odwracało uwagę (niewątpliwą urodą tej sceny) od myśli, które Autor, chciałby nam pewnie przekazać w sposób równie przejrzysty i czysty - jak one same.

De gustibus non est disputandum. Być może racje nie są po mojej stronie. Może to ja się mylę. Może scena ta - choć chwilami monotonna - miała na celu przytrzymać czas? - Tak abyśmy mogli uwagę naszego umysłu skierować na samych siebie? Nie wiem. Dzielę się tymi całkowicie subiektywnymi odczuciami, w nadziei, że znajdą rezonans - i być może, w jakiejś chwili staną się współodczuwa-niem. Ale mam też świadomość niedoskonałości intuicji, która, w zetknięciu z ukrytym znaczeniem - często zawodzi. Natomiast klucz racjonalny - raz przybliża, to znów oddala rozumienie. Wyobrażam sobie, ile pracy wymagała, poprzedzająca wszelkie działania sceniczne - analiza tekstu. Aktorzy przeszli - rzeczywiste studium filozofii.

W przedstawieniu tym, widoczne są starania o czystość dykcji. I choć nie zawsze z jednakowo dobrym skutkiem - to jednak na tle powszechnego w naszym kraju niedbalstwa w tym względzie, aktorzy wałbrzyscy od kilku już lat stanowią swoistą oazę rzetelnych usiłowań. I jest krzepiące.

Nie chcę tu omawiać poszczególnych postaci, albowiem wszystkie, stanowią, de facto sumę głosów i w odniesieniu do tematu brzmią unisono. Poziom przedstawienia jest wyrównany.

Wedle możliwości. Rzecz przebiega w pewnym wyciszeniu - które obejmuje, właściwie wszystkie elementy Jest natomiast coś szczególnego w odbiorze tej sztuki. W sposobie reagowania. Jakaś zdumiewająca estyma dla każdego słowa, wynikająca ze świadomości, że Autorem sztuki jest rzeczywisty Autorytet Moralny. Fakt ten jest tak dalece dominujący, że utrudnia, każdą próbę uruchomienia mechanizmów krytycznych. Mówię to oczywiście wyłącznie we własnym imieniu. Ogrom doświadczeń Karola Wojtyły - w tym także doświadczeń literackich, mnie po prostu onieśmiela. Jestem przekonana, że i teatr, z równym onieśmieleniem musiał przystępować do tego zadania.

Na zakończenie jeszcze kilka słów na temat oprawy muzycznej. Muzyka była w tym przedstawieniu niewątpliwie elementem koniecznym. Chociaż niestety, ani przez chwilę nie zaistniała bardziej samodzielnie - a mogłaby w ten sposób pogłębić nastrój niektórych sytuacji, czy może nawet złagodzić ich realizm.

Teraz, kiedy od premiery upłynęło już nieco dni, można na rzecz spojrzeć z należytej odległości. I ta odległość właśnie pozwala zrozumieć, jak ważne są dla nas, zawarte w sztuce treści. Owe "substancje życiowe, które wchłania się, na których niekiedy łamie się zęby, które jednak w każdym wypadku próbuje się przetworzyć na własną materię życiową".

Medytacja o sakramencie małżeństwa, to w istocie swej, przemyślenia fenomenu miłości. Fenomenu miłości. Fenomenu rozpaczy. Goryczy. Jedna z postaci tej sztuki mówi: ...po drugiej stronie wszystkich naszych miłości, które wypełniają nam życie - jest Miłość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji