Artykuły

Głośno na scenie i za kulisami

"Kobieta sprzed dwudziestu czterech lat" z Teatru Polskiego w Poznaniu i "Święta Joanna szlachtuzów" z Teatru Lliure z Barcelony na XVI Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Kontakt w Toruniu. Pisze Andrzej Churski w Nowościach Gazecie Pomorza i Kujaw.

Trzeci dzień Festiwalu Kontakt zapowiadał się atrakcyjnie, ale rozczarował. Ciekawa była za to wieczorna rozmowa z artystami z Barcelony o wadach i zaletach kapitalizmu.

Najpierw jednak widzowie obejrzeli spektakl Marka Fiedora z Teatru Polskiego w Poznaniu "Kobieta sprzed dwudziestu czterech lat" [na zdjęćiu] na podstawie utworu Rolanda Schimmelpfeniga (rocznik 1967), urodzonego w siostrzanej Getyndze. Mówiąc w skrócie, było to przedstawienie o przewijaniu, kasowaniu i zapisywaniu na nowo, przy czym nie chodziło o obsługę urządzenia do odtwarzania muzyki, ale o życie.

Trochę psychologii...

Dawna dziewczyna odnajduje po latach dawnego chłopaka (dziś po czterdziestce) i sugeruje mu delikatnie, że co przysiągł był wówczas, tego dziś powinien dotrzymać. A chłopak ma żonę, dorosłego syna, właśnie się przeprowadza. Wydawałoby się, że nic z tego, a tymczasem, trochę nieoczekiwanie, mężczyzna w końcu decyduje się przekreślić prawie 20 lat dorosłego życia i wrócić do młodzieńczego uczucia. Ale skoro przekreśla, to zdradza, skoro zdradza, to nie może być tym samym pięknym, dwudziestoletnim co kiedyś. Słowem, nie ma powrotu. Reżyser, odejmując od daty premiery (2005) tytułowe 24 lata, otrzymał wynik w Polsce znaczący: 1981. Wplótł więc w psychologiczną historię filmik spod Stoczni Gdańskiej z tłumami i palcowym znakiem zwycięstwa. Ciekawiej zdecydowanie słuchało się reżyserskich i aktorskich uwag o przedstawieniu niż oglądało spektakl, w którym zastosowano prostą sztuczkę formalną: gdy akcja się cofała, ukazywał się świetlny znak przewijania wstecz, znany z elektronicznych urządzeń. Gdy biegła do przodu - informował o tym znaczek przeciwny.

Plakat polityczny

Na teatr z Barcelony czekano z pewnym napięciem, miał bowiem, jak zapowiadano, w ostrej interpretacji pokazać zapomnianą właściwie sztukę Brechta "Święta Joanna szlachtuzów", traktującą o rzeczach i dziś aktualnych. Efektów hiszpański teatr wykorzystał mnóstwo: głośna, ostra muzyka na żywo, filmy ze scenami walących się wieżowców, wysadzanych mostów, bezrobotnymi z różnych epok czekającymi na zmiłowanie, brutalnie traktowanymi kurczakami z masowej hodowli i, oczywiście, z wielkich rzeźni. Bo sztuka Brechta mówi o sytuacji przemysłu mięsnego w Stanach Zjednoczonych w latach kryzysu. Mówi łopatologicznie, acz dosadnie i zrozumiale. Nie byłoby więc w tym nic złego, gdyby nie to, że łomot, nadekspresja i prostacka, antyglobalistyczna wymowa wstawek filmowych zabiły wszelkie niuanse, jakie z tekstu można było wydobyć. Dotyczy to zarówno samej Joanny, ukazanej tu jako naiwna bojowniczka wykorzystywana przez kapitalistów niecnie i cynicznie, jak i polityczno-ekonomicznego sensu wykładu Brechta i jego dzisiejszych możliwości interpretacyjnych.

Duża szkoda

Mam osobisty żal do Hiszpanów, że uczynili swój teatr instrumentem zbyt mało precyzyjnym, zamiast zaproponować dyskurs na poziomie wyższym niż agitacyjny plakat polityczny. Szkoda tym większa, że jest o czym mówić, co wykazała dyskusja pospektaklowa o bardzo wysokiej temperaturze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji