"Rewizor" - czyli sen Horodniczego
Minęło 150 lat od prapremiery Gogolewskiego "Rewizora" i jest on ciągle wśród tych nielicznych dramatów, którym mijający czas nie zaszkodził. Możemy się o tym przekonać oglądając sztukę na scenie Teatru im. Żeromskiego w Kielcach, w inscenizacji Bogdana Augustyniaka.
Augustyniak przedstawił sztukę w formie sennego koszmaru Horodniczego. Na pustej, szarej scenie w fotelu drzemie naczelnik miasteczka, a jego senne wizje powoli nabierają scenicznego kształtu. I dalej wszystko jest jak w złym śnie. Nie ma dekoracji, rekwizytów - na szarym tle przewijają się szare postacie o popielatych twarzach, krzątają się, coś załatwiają, klękają, pełzają, czołgają się, pląsają, szczekają, służą jak pieski; innymi słowy - za wszelką cenę starają się przypodobać. I tylko jeden jedyny Chlestakow, ów spodziewany wizytator ze stolicy jest postacią barwną, jakby nie ze snu. Ale przecież Horodniczemu, ktoś taki, jak rewizor z Petersburga, musi śnić się kolorowo! On sam, jego rodzina, otaczający go ludzie, mieszkańcy miasteczka, to szara prowincjonalna masa, godna tylko całować w rękę (i nie tylko) tak ważną osobistość. Koszmarny sen Horodniczego stopniowo przemienia się w nasycone nadzieją marzenie, bo ten złowrogi bóg ze stolicy okazuje się całkiem "ludzki", nikogo nie chce zniszczyć, nie tylko bierze łapówki, ale obiecuje ożenek z córką, zabierze rodzinę do Petersburga I może Horodniczego zrobi nawet generałem. Błoga wizja - pełna złoto-czerwonych barw. z Horodniczym w generalskim mundurze na tronie - nagle zostaje znowu sprowadzona do koszmaru. Naczelnik poczty przynosi odpieczętowany list Chlestakowa i okazuje się, że rewizor był oszustem, który nabrał wszystkich, a Horodniczego przede wszystkim... W tym miejscu kończy się sen. Horodniczy budzi się, przeciąga, uśmiecha, wszystko jest jak było, można wrócić do codziennych zajęć...
Tak powinien zakończyć się ten spektakl. Wejście żandarma, oznajmiającego przybycie prawdziwego rewizora, rujnuje pointę przedstawienia. Horodniczy już nie śpi, jest naprawdę przestraszony. Dlaczego? Czyżby uwierzył, że wizytator ze stolicy zmieni system, że przeprowadzi społeczno - moralno - obyczajową rewolucję w miasteczku? Taki finał w konwencji komediowej był do przyjęcia. W Inscenizacji Augustyniaka nie ma jednak komedii - tu cały czas wieje grozą, Sen Horodniczego jest koszmarny dlatego, że jest tak prawdziwy, że taka jest otaczająca go rzeczywistość. Na tym "Rewizorze" nikt się nie śmieje. W teatrze kieleckim po raz pierwszy oglądamy spektakl zbliżony formalnie do osiągnięć Kantora, Szajny, Wiszniewskiego, a jednak nowatorski w wymowie, czytelny w przesłaniu, oparty na klasyce niesłychanie żywo brzmiącej. Po premierze nie było owacji, ludzie siedzieli zaszokowani, może nawet zadumani, zmuszeni do refleksji. Zawiedzeni byli ci, którzy spodziewali się po tym "Rewizorze" kolorowych mundurów, fraków, szamerunków, epoletów, barwnych dekoracji i rekwizytów, przyklejonych nosów i bokobrodów. Ale ludzie, oczekujący od teatru nowych, głębokich przeżyć, wychodzą ze spektaklu wstrząśnięci.