Artykuły

Jan Ciechowicz: Wspomnienie

Pozostaje w mojej pamięci jako Wielki Uwodziciel. Uwodził studentki i studentów, doktorantki i doktorantów, dyrektorów teatrów i aktorów, dziennikarki i dziekanów (zawsze potrafił wydobyć "dofinansowanie" na publikację), całe środowisko akademickie i teatralne - 15 września, w rocznicę śmierci profesora napisał na swoim profilu FB Zbigniew Majchrowski.

Uwodził anegdotami, laudacjami i toastami, recenzjami i dedykacjami, nawet zwykłe zaproszenia na zebrania bądź pół służbowe a pół prywatne mejle zawsze pełne były osobliwego wdzięku. Uwodził teczką ciężką od książek i szalikiem Arki. Kobiety witał szarmanckim całowaniem "rączek" (mimo że było to trochę seksistowskie, nawet feministki ulegały jego czarowi), mężczyznom poprawiał krawat pod szyją.

Był ciekawy wszystkiego, co teatralne - sceniczne i zakulisowe, prosto z widowni i prosto z garderoby. Tak, lubił plotki, ale takie w stylu Boya-Żeleńskiego, takie, z których może powstać "Wesele". Zdaje się, że jego ukochaną epoką pozostawała Młoda Polska, od której bodaj zaczynał swoją uniwersytecką dydaktykę. Podejrzewam, że wolałby żyć w tamtych czasach, oklaskiwać ówczesne gwiazdy sceny, o których tyle potrafił opowiadać "smaczków" (to jedno z lubionych słów "Jana C." - jak miał zwyczaj się podpisywać). Teatry ogródkowe, teatr "podkasanej muzy", teatr "do kotleta" - nie było rodzaju widowisk, o którym nie miałby czegoś do powiedzenia ("no, może poza peep-showem" - mrugnąłby znacząco - "o tym najlepiej pisał Jurek Limon w Dialogu").

O przedstawieniach nowego teatru zwykł mawiać: "efektowne, by nie rzec: efekciarskie", a że nie chciał żadnego opuścić, zdarzało mu się zasypiać podczas festiwalowych maratonów. Na usprawiedliwienie opowiadał potem o znanych krytykach, którzy pisali recenzje ze spektakli, na których nie byli. Teatrowi oddawał się cały, nawet na premiery musicalowe w Teatrze Muzycznym w Gdyni (który był jego trzecim domem, bo drugim pozostawała Biblioteka Gdańska) chodził sam, w ciągu czterdziestu lat znajomości widziałem Jana w teatrze z żoną "wszystkiego ze dwa razy" (to też jego powiedzonko). Kiedyś w Krakowie powiedział mi, że idzie do kościoła, ale - wyszło na jaw - był na "Wielkim człowieku do małych interesów" w Starym Teatrze ("po drodze mu było" - jakby dopowiedział w swoim stylu).

Równo rok temu wyszedł z Teatru Muzycznego w przerwie premiery "Wiedźmina"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji