Artykuły

Na scenach stolicy

"Lato" - tragikomedja w 3.ch aktach Tadeusza Rittnera na scenie Teatru Małego. Reżyserja W. Biegańskiego. Dekoracje S. Śliwińskiego.

W czasach zachwytów nad "Księżniczką Maleną" Maeterlincka wskazywano słusznie, niezwykłe i niesamowite efekty sceniczne, które ten modny wówczas dramaturg osiągnął, uzyskiwane były przeważnie środkami czysto mechanicznemi, że niezwykły nastrój tej sztuki poczęty był w mózgu spekulatywnym autora, odziaływał zaś wyłącznie za ośrodki uczuciowe słuchaczy. Dlatego też "Księżniczki Maleny" nie było poco czytać - można ją było tylko widzieć na scenie, i to tylko w tamtych czasach upojenia zdobytą nowością. Jakże nieskończenie daleko jesteśmy od tamtej chwili w "Lecie" Rittnera, choć założenia twórczości obu tych dramaturgów bardzo są zbliżone. Proszę przeczytać "Lato": czytelnika uderzyć musi przedewszystkiem sztuczność psychologiczna młodego Torupa, który przynajmniej nie ma powodów, ani do tęsknoty za śmiercią, ani do radości na wieść, że przyjdzie niedługo, uderzy go również dziwaczny stosunek Doktora do żony i odwrotnie, jakiś konflikt małżeński niewyjaśniony, jakaś szczególnie mglista odmiana "niezrozumianej" i "zaniedbanej" żo-ny, której nieszczęście wywołane jest nie przez postępowanie mężczyzny, lecz jej własną postawą. Może dopiero w ostatnim akcie zrozumieć można lepiej bohaterów, ich bojaźń wewnętrzną przed jakąkolwiek zmianą, ich neurasteniczną skłonność do ucieczki przed samymi sobą. Ale lektura "Lata" nie może wzbudzić w nikim większego zainteresowania.

Dopiero na scenie. Na scenie występuje wyraziście dwuznaczność każdego zdania i każdej sytuacji sztuki Rittnerowskiej. Niby przebieg akcji nie zmienia się i ludzie pozostają tacy sami. A jednak otrzymują wszyscy jakiś nalot psychiczny, jakąś nadbudowę, która czyni z nich czterowymiarowe istoty. Jesteśmy w teatrze kameralnym i znajdujemy się w najbliższem sąsiedztwie sceny.

A przecież wszystko wydaje się nam odległe i dalekie. Patrzymy na bohaterów "Lata", jak się patrzy na ludzi, widocznych w kamienicy naprzeciwko - ich gesty, ich poruszenia, ich słowa nabierają z takiej odległości innych proporcyj. Ktoś podniósł gwałtownie rękę do góry w gniewnym geście. Skąd może wiedzieć widz z przeciwka, czy to gniew jest naprawdę, czy tylko żywe opowiadanie o kimś, kto się gniewał?

I nagle przybliżono na ten dziwny świat oddalonej rzeczywistości, słyszymy wszystko, widzimy wszystko wyraźnie, a przecież jest to dla nas jakaś inna rzeczywistość, nieco tajemnicza, pełna czaru spraw, które się przełamują w podwójnem oknie.

Najsilniej przemawia Rittnerowski nastrój wówczas, gdy nakłada się na wypadki zwykłe, na kontury rysowane z poczuciem psychologicznego realizmu. Właśnie jak w "Wilkach w nocy", jak w "Głupim Jakóbie", jak w "Lecie". Rittner jest mistrzem Sytuacyj scenicznych, wynikających z siebie składnie i subtelnie. Ale jak w "Księżniczce Malenie" sama anegdota jest tylko pretekstem do stwarzania dotkliwych stanów uczuciowych tak w "Lecie" treścią nie jest bynajmniej romans Torupa z Mają, ani walka Doktora o swoją zagrożoną miłość, ale ten czar rewoltujących się zmysłów, który z brutalnych form w stosunku do Goldersa przechodzi w subtelne zainteresowanie, oplatające się wokół Torupa. To przekształcanie się uczuciowej atmosfery grona kobiet, przebywających w sanatorjum, to uszlachetnianie nastroju, wysubtelnianie go, to właśnie jest sens bardzo rozestetyzowanej akcji psycho. logicznej, która stanowi wartość "Lata". Uosobieniem, szczytem tego subtelnego nastroju jest właśnie Maja. Nie nerwowo chora kobieta, jak chce koniecznie część krytyki, ale najbardziej niesamowita w niewytłumaczalności swych kobiecych instynktów, kapryśna aż do absurdu, alogiczna i niemądra, a jednak pełna wewnętrznego uzasadnienia, pełna tej potrzeby istnienia, tej konieczności bytowania, jaka cechuje postaci poczęte w chwili - poetyckiego natchnienia. "Lato" zagrane zostało w doskonałym i subtelnym montażu p. Biegańskiego, w dobrem wykonaniu niewielkich nawet epizodów.

Najwięcej Rittnerowska była p. Gorczyńska, artystka o mimowolnem, ale doskonałem poczuciu irracjonalizmu uczuciowego istnienia, \ kobieca aż do abnegacji, cała oparta na intuicji, cała w półtonach i półcieniach. Gdyby nie kilka fałszywych akcentów w scenach miłosnych, możnaby zapomnieć odrazu o dotychczasowym repertuarze tej bardzo zdolnej artystki. Ale akcenty te zaginą niewątpliwie, i wówczas pokaże się, czy Krasawica z popisu w Szkole Dramatycznej z przed dziesięciu laty, będzie jeszcze w przyszłości - Krasawicą w prawdziwym teatrze.

P. Justjan rozporządza pasjonowaną ekspresją, która czyni z niego doskonałego artystę - jego Doktór zyskałby jednak, gdyby był traktowany z większą powściągliwością.

Najtrudniej jest prorokować. Ale p. Pośpiełowskiemu można prorokować conajmniej dobrą przyszłość. Jego technika jest już dość wyrobiona, jego świeżość kryje w sobie akcenty, które mogą jutro wybuchnąć. Każdy taki wybuch młodego talentu jest niezwykle cenny - i niezwykle pożądany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji