Artykuły

Śpiewacy kontra scenografia

"Carmen" w reż. Wiesława Ochmana w Operze Śląskiej w Bytomiu. Pisze Aleksandra Czapla w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Najsłynniejsza walka o ludzkie namiętności trwa zaledwie cztery akty. W regionie zaczął się operowy sezon na "Carmen". Słynne dzieło Georges'a Bizeta na bytomskiej scenie reżyseruje Wiesław Ochman.

Femme fatale o hiszpańskiej duszy, świadoma swojej erotycznej siły kobieta, o której marzą wszyscy mężczyźni - sceniczna Carmen podczas paryskiej premiery w 1875 roku była skandalem. Dziś owa niemoralna, niewierna bohaterka nie budzi już oburzenia. Niemniej cała pikanteria i dynamika teatralnego widowiska zależy od jej scenicznego temperamentu. Owego temperamentu w walce na damsko-męskie namiętności nie można odmówić Alicji Węgorzewskiej, kreującej tytułową postać w "Carmen" Opery Śląskiej w Bytomiu. Uwodzicielska i prowokująca, od pierwszych chwil dominuje na scenie, kusi, uchylając niemały rąbek spódnicy. Węgorzewska drapieżnie kradnie uwagę widowni przez pierwsze dwa akty, jednak im bliżej finału, jej sceniczne emploi rozmywa się w mało wyrazistym spektaklu. Niestety, bytomskiej "Carmen" zabrakło inscenizacyjnego charakteru.

Sztuka operowa prowokuje przede wszystkim dwa zmysły: nęci muzycznie słuch i intryguje oko. Tymczasem w inscenizacji Opery Śląskiej pomysł na scenografię jest niekonsekwentny. Nie wiedzieć czemu, misternie zbudowana arena do walki torreadorów z bykami stanowi przestrzeń gry przez zaledwie kilka minut każdego aktu. Potem znika, żeby w scenicznym oknie pojawił się tylko jej drewniany szkielet na tle oświetlanego horyzontu, rażąc scenograficzną pustką. Do tego, obok zaprojektowanych w ciepłych, złoto-brązowych barwach kostiumów o hiszpańskim rodowodzie, niespodziewanie Allan Rzepka ubrał pracownice fabryki cygar w seledynowe fartuchy o geometrycznym wzorze. Oko drażnią następnie uwspółcześnione kostiumy przemytników, co sprawia, że Don José (w tej roli Maciej Komandera) bardziej niż na zbuntowanego żołnierza wygląda na niewinnego skauta przewiązanego czerwoną chustą.

Całość inscenizacji "Carmen" Ochmana jest tradycyjna i nie zaskakuje wyszukanymi efektami teatralnymi. Gdyby pozostać przy owej tradycyjnej, choć nieco statycznej operowej konwencji, widownia oglądałaby sztukę dobrze skrojoną. Tymczasem melanż stylistyczny sprawia, że dobrze zarysowany konflikt damsko-męski i interesujące partie wokalne Węgorzewskiej i Zbigniewa Wunscha (Torreador) czy Jolanty Wyszkowskiej (Micaela) to zbyt mało, by zagwarantować sceniczny sukces. Dlatego bytomska "Carmen" to uczta dla ucha, ale mniejsza przyjemność dla oka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji