Artykuły

Michał Zadara: To jest o seksie i miłości

- Nie lubię niczego dopisywać klasycznym tekstom. Żadnych nowych słów, żadnych nowych znaczeń, sensów i kontekstów. Mam poczucie, że tak powinno się traktować ten materiał - mówi Michał Zadara przed premierą spektaklu "Cud albo Krakowiaki i Górale" w Teatrze Muzycznym w Gdyni, w rozmowie z Przemysławem Guldą w Gazecie Wyborczej-Trójmiasto.

Żadnych dopisków, żadnych unowocześnień, żadnych zmian - Michał Zadara, mistrz wiernego przypominania klasycznych polskich tekstów dramatycznych, skończył prace nad spektaklem "Cud albo Krakowiaki i Górale" w gdyńskim Teatrze Muzycznym.

Przemysław Gulda: Jak to się stało, że realizujesz właśnie tę sztukę w tym właśnie teatrze?

Michał Zadara: To była propozycja dyrektora Teatru Muzycznego Igora Michalskiego. "Krakowiacy i górale" był pierwszym spektaklem wystawionym w nowej siedzibie tej instytucji, pojawił się więc pomysł, żeby wrócić do tego tytułu.

I jak zareagowałeś na to zaproszenie?

- Z radością i entuzjazmem. Mam trochę doświadczenia w wystawianiu klasyki i myślę, że warto pochylać się nad każdym dziełem, które dostarcza energii polskiej kulturze. "Krakowiacy i górale" z pewnością nie są wybitnym utworem literackim, ale ta energia bez żadnych wątpliwości w nim jest. Ten utwór to jedno ze źródeł polskiej kultury. Trzeba tylko się do niej dokopać.

A głęboko jest zakopana?

- Była zakopywana przez wiele lat za sprawą kolejnych wystawień, na bazie których powstała trudna już dziś do przekroczenia konwencja pokazywania tego materiału. Mało kto chciał w teatrze mówić o tym, o czym jest ten tekst.

O czym?

- O seksie i miłości. To jest wielokrotnie komunikowane wprost. Bohaterowie mówią otwartym tekstem o tym, że poszli z kimś do łóżka, że ich partnerzy są impotentami albo że byli ofiarami gwałtu. Bezpośredniość tego materiału jest bezczelna. Jednak mało kto o tym dramacie tak pisał - co oznacza, że go mało kto przeczytał.

Słyniesz z tego, że czytasz teksty dokładnie i pozwalasz im dokładnie wybrzmieć. Czy tak będzie i tym razem?

- Nie lubię niczego dopisywać klasycznym tekstom. Żadnych nowych słów, żadnych nowych znaczeń, sensów i kontekstów. Mam poczucie, że tak powinno się traktować ten materiał, żeby mógł zabrzmieć ekscytująco. Klasyka nie domaga się żadnej współczesnej wersji. Domaga się reżyserii.

Na czym więc polega fenomen twojego uwspółcześniania tekstów pisanych kilkaset lat temu?

- Staram się raczej dotrzeć do ich pierwotnego znaczenia, ich pierwotnej energii. W przypadku mojego najnowszego projektu widać to bardzo wyraźnie. To tekst głęboko osadzony w kulturze ludowej, dlatego wydawałoby się, że najłatwiejszym sposobem jego współczesnego wystawienia jest oparcie się na disco polo i na tym wszystkim, co dziś kojarzy się z ludową kulturą. Byłby to duży błąd, uproszczenie i pozbawienie dzieła sensu. Disco polo należy do kultury masowej, a to zjawisko w ogóle nie istniało w czasach, kiedy powstawał ten dramat.

Więc co trzeba, twoim zdaniem, zrobić, żeby wystawiać dawne teksty właściwie, bez tych błędów, uproszczeń i wypaczeń?

- Pierwszym warunkiem jest uważne wsłuchanie się w dany utwór. I odpowiedzenie sobie na kluczowe pytanie: jakiej formy teatru dany tekst się domaga.

A czego domaga się tekst śpiewogry Bogusławskiego?

- Domaga się formy adekwatnej do warunków i realiów XVII wieku, czyli czasu, w którym powstał. Chodzi o proste środki teatralne: płaską scenografię i grę w kierunku widza. W teatrach w tamtym czasie nie było nagłośnienia. To oznacza, że trzeba zupełnie odejść od dzisiejszej musicalowej, amerykańskiej formuły. Współcześnie aktorzy grają z mikroportami, mogą więc kierować głowę w dowolną stronę. Aktor w osiemnastowiecznym teatrze musiał kierować głos w stronę widza, niezależnie od układu danej sceny. Wszyscy grali w stronę widowni. Już na pierwszych próbach okazało się, że to spory szok dla aktorów. Dla widzów będzie raczej doświadczenie bliższe koncertowi w filharmonii albo przedstawieniu operowemu niż musicalowi. Dyryguje Paweł Kapuła: wybitny młody dyrygent, na stałe współpracujący z Jackiem Kaspszykiem w Filharmonii Narodowej. W Gdyni sprawia, że muzyka Jana Stefaniego zabrzmi ekscytująco.

Czego ci najbardziej brakuje w tym dramacie?

- Choć bardzo sobie cenię tak dużą obecność w tekście Bogusławskiego elementów autentycznej kultury ludowej, jestem absolutnie świadomy, że to jednak tekst dramatyczny, a nie dokument opisujący warunki ekonomiczne ówczesnej polskiej wsi, czyli niewolniczych relacji między chłopami a panami. Przeszkadza mi także zupełny brak jakichkolwiek mniejszości. A przecież obecność na polskiej wsi Łemków, Żydów, Ukraińców, Niemców, Czechów czy Rusinów była niezwykle istotna.

Premiera spektaklu "Cud albo Krakowiaki i Górale" w reżyserii Michała Zadary w Teatrze Muzycznym (Gdynia, pl. Grunwaldzki 1) 14 września o godz. 19.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji