Artykuły

Teatr Jaracza: chamy, małże, doktor Jekyll i pan Hyde

Trwa zawierucha wokół Teatru Jaracza. Część zespołu krytykuje sposób zarządzania dyrektora Janusza Kijowskiego, który kieruje Jaraczem od 2004 roku. Ostatnio Kijowski na Facebooku zwrócił się m.in. do Mariusza Sieniewicza, znanego pisarza, kiedyś pracownika teatru, dzisiaj dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury. Sieniewicz obszernie na ten wpis odpowiedział.

- Nigdy nie obraziłem Mariusza Sieniewicza, wybitnego polskiego prozaika, którego Teatr Jaracza utrzymywał przez 11 lat - napisał Kijowski. - Nigdy nie obraziłem Grzegorza Gromka, aktora, któremu przez lata dawałem główne rolę... Za słowo "chamstwo" już przepraszałem. Słowa "feudalizm" nie zrozumieliście, bo to ja jestem mediewistą, a nie Wy. Trudno. Musimy się porozumieć dla dobra Teatru. Reszta jest milczeniem...

Sieniewicz na ten post odpowiedział następująco: - Wywołany nocą z nazwiska do tablicy popełniam ze smutkiem list do dyrektorskiej piaskownicy: Panie Januszu,błagam, jak najmniej fejsbuka - najlepiej w homeopatycznych dawkach i z często zapominanym hasłem. Najpierw strzelił Pan sobie w stopę "chamami", później w kolano "parkingiem, umowami, samochodami", aż strach pomyśleć, co jeszcze przyjdzie Panu do głowy. Pan krwawi i przypomina Niezwyciężonego Rycerza z Monty Pythona. Panie Januszu, żyjemy w świecie odwróconych wartości, gdzie nikczemność wdzięczy się przed lustrem, chwaląc swoją cnotę i urodę. Nieraz - w dawnych, dobrych czasach - o tym rozmawialiśmy, uznając, że nie będziemy sobie przystawiać narcystycznych luster i jednocześnie - że nie będziemy rozglądać się za klęcznikami do tej, czy innej opcji politycznej.

Tymczasem brnie Pan z tym lustrem i klęcznikiem przez mediewistykę, przez feudalizm, przez wyższościowy, paternalistyczny i mokotowski ton oraz polityczną schizofrenię niczym przez moczary dyrektorskiego ego, wszędzie widząc zjawy niewdzięczników i wrogów. I niestety, nie jest to chód wyprostowany, którego domaga się od nas Herbert. Od hierarchicznej omnipotencji do etycznej impotencji droga krótka. W Pana ustach słyszę coraz więcej złych, pełnych goryczy i przede wszystkim jadu słów. Nie zauważył Pan, że z biegiem lat sam dla siebie stał się Pan wrogiem najzagorzalszym? Nie zauważył Pan, że pośród wszystkich wymienianych - kontekstowo nie fair - z nazwiska osób miał Pan oddanych współpracowników, dla których Jaracz był najważniejszy? Nie spostrzegł Pan, że coraz bardziej pusto wokół Pana, a dworzanie bawią się w echolalię i powtarzają za Panem to, co miłe dla Pana ucha? Nie widzi Pan, że rzucając niesprawiedliwie nazwiskami w odmętach internetu, ściąga Pan hejt na Bogu ducha winnych ludzi? Mnie już w tym świecie nie ma, ale są inni i jestem przekonany - wartościowi, uczciwi, choć nie chcą grać roli głuchych klakierów. "Indeks" Pan jeszcze pamięta? Nie wierzę, że nie.

Panie Januszu, teraz moja prywatna sprawa: proszę nigdy, ale to nigdy nie myśleć, nie mówić, ani tym bardziej pisać, że teatr mnie utrzymywał (w domyśle, rozumiem: Pan). To zawstydzająco płytkie i nieco poniżające. Od pewnego czasu Pana empatia przypomina skórę słonia. Nie wiem, czy lepiej być chamem, czy utrzymankiem? Wyznam coś skandalicznego w Pana stylu, choć nie w treści: to ja przez 11 lat utrzymywałem teatr. Swoją pracą, swoimi pomysłami, projektami, swoim zaangażowaniem i wiarą, że z tą teatralną ekipą możemy zamachnąć się na rzeczywistość. Jestem bezczelny! Ja utrzymywałem, podobnie jak ci, którzy dzień po dniu utrzymują teatr: aktorzy, pracownicy techniczni, administracyjny, panie sprzątające. One, zwłaszcza one utrzymują teatr najbardziej, ponieważ dostają za swoją pracę najmniej. Podpisywanie listy płac nie swoich pieniędzy jest wyłącznie symboliczną władzą (choć, jak podpowiada Lacan niezwykle kuszącą). Powiem więcej: oni wszyscy utrzymują Pana jako dyrektora. Pan jest na ich garnuszku poświęcenia, oddania i zwykłej, codziennej pracy. To oni polerują Pańskie epolety. Sukces zatrzymuje się w gabinecie, porażkę można zawsze zepchnąć niżej, do pracowniczych pokojów i garderób. "Teatr to ja", proszę przyznać, brzmi nie tylko pretensjonalnie, ale i arogancko. Moje życie tak się potoczyło, że też pełnię funkcję dyrektora. Każdego dnia, gdy przekraczam próg "mojej" - wróć!: nie "mojej", lecz naszej instytucji, widzę, że mój "prestiż", mój "sukces", moje "dyrektorowanie" nie jest feudalnym walorem, lecz znaczy tyle, ile wyciśnięty mop pani, która zarabia niewiele więcej niż kilka porcji restauracyjnych - tak bliskich Pana podniebieniu - małży.

Może dlatego nienawidzę małży, a najniżej stojący, najsłabiej opłacani w Pana hierarchicznym, feudalnym świecie pracownicy, wywołują we mnie speszenie. To nie instytucje utrzymują ludzi. Jest dokładnie na odwrót.

Nieodmiennie dziękuję za "wybitnego polskiego prozaika" (fajnie byłoby nie słyszeć w tym ironii). Chcę wierzyć, że w Pana przypadku twórczy, reżyserski doktor Jekyll, przezwycięży dyrektorskiego Mr Hyde'a. Noc musi się kiedyś skończyć - podsumowuje Sieniewicz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji