Artykuły

Musical w stylu broadwayowskim?

Na sukces "Szalonej klasy" złożyła się również bardzo dobra gra aktorów, którzy wykazać się musieli nie tylko umiejętnościami tanecznymi i wokalnymi, ale też wyjątkową sprawnością fizyczną

Jeszcze teraz słyszę oklaski publiczności po premierze "Szalonej klasy", którą niedawno mieliśmy okazję oglądać na tarnowskiej scenie. W opiniach po spektaklu często powtarzały się następujące zdania:

- Po pierwsze - mówili widzowie - od wielu lat nie było w Tarnowie musicalu, który jest jednym z trudniejszych gatunków scenicznych, co uznać należy za bardzo śmiały i miły gustom niektórych tarnowian pomysł.

Po drugie - najtrudniejsze są te przedstawienia, które adresowane są do młodej publiczności, której reakcja jest dla twórcy chyba najlepszą recenzją.

Po trzecie - sama fabuła przedstawienia "opowiadająca" historię zbuntowanej klasy walczącej ze sztywnymi schematami edukacji, jest pomysłem doskonale wkomponowanym w aktualną rzeczywistość.

Po czwarte wreszcie - wysiłek reżysera, a zarazem twórcy libretta -Ewy Marcinkówny, bardzo interesujące i dynamiczne układy choreograficzne Kazimierza Knola, scenografia debiutującego w tej roli Witolda Pazery - zasługują na słowa uznania.

Na sukces "Szalonej klasy" złożyła się w końcu bardzo dobra gra aktorów, którzy stanęli przed trudnym zadaniem. Musieli bowiem wykazać się nie tylko dobrymi umiejętnościami tanecznymi, wokalnymi i oczywiście aktorskimi, ale też wyjątkową kondycją fizyczną. Szczególnie dobrze zagrana była przez Annę Nowicką rola Mani - "gapowatej" dziewczyny wyśmiewanej momentami przez klasowych kolegów.

Entuzjazm niektórych obserwatorów posunął się nawet do tego stopnia, że "Szaloną klasę" zaczęto przyrównywać do musicalu napisanego w "broadwayowskim" stylu.

I tutaj rodzą się i pewne wątpliwości.

Można mieć je przede wszystkim do kompozycji pierwszej części widowiska. Nie jest ona przejrzysta. Być może dzieje się tak dlatego, że słowa niektórych śpiewanych przez aktorów piosenek są dla osób siedzących w głębi sali momentami nieczytelne. W zasadzie dokładnie przez ponad pół godziny wszyscy na scenie non-stop śpiewają. Oczywiście takie było założenie reżysera, ale czy dla wytchnienia aktorów i widzów nie byłoby dobrze wprowadzić dwa, trzy nie śpiewane, krótkie dialogi? Przecież nie jest powiedziane, że jak gramy musical, to musi on być prześpiewany od początku do końca.

Myślę, że dobry musical ma również tę zaletę, że skomponowana do niego muzyka posiada jeden od czasu do czasu powtarzający się fragment muzyczny. To bardzo ważne. Chodzi o taką melodię, która utrwali się w pamięci widza i zawsze kojarzona będzie tylko z tym musicalem. W "Szalonej klasie" niestety tego brakuje. A szkoda, bo wówczas byłoby troszeczkę bliżej do "broadwayowskiego" stylu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji