Artykuły

Katowice. Nie żyje Bernard Krawczyk

Nie żyje Bernard Krawczyk. Słynny śląski aktor teatralny i filmowy miał 87 lat. Ostatnią jego rolą była kreacja w "Himalajach" w reżyserii Roberta Talarczyka w Teatrze Śląskim w Katowicach. Zmarł w niedzielę.

Był legendą śląskiego teatru i filmu. Urodził się w 1931 roku w podczęstochowskim Podłężu Szlacheckim, ale za swoje miejsce na ziemi uważał Śląsk, dokąd uciekł z rodziną. W Mysłowicach spędził okupacyjne dzieciństwo i wczesną młodość.

Debiutował jeszcze podczas nauki w Studium Aktorskim przy Teatrze Śląskim - w 1952 roku. Aktorstwa uczył się m.in. u Gustawa Holoubka, który w latach 50. był dyrektorem Teatru Śląskiego. W młodości grywał amantów, potem stworzył ponad 160 rozmaitych scenicznych kreacji w sztukach Szekspira, Gombrowicza, Becketta czy Mrożka. Grywał przez lata w lubianej telewizyjnej "Sobocie w Bytkowie". Występował też w Teatrze Telewizji. Za swoje role otrzymał kilka Srebrnych i Złotych Masek.

Do pracy zapraszali go dyrektorzy teatrów z Łodzi, Wrocławia i Warszawy, jednak nie zdecydował się na wyjazd - całe dorosłe życie był związany emocjonalnie ze Śląskiem. Grał na deskach Teatru Śląskiego w Katowicach (do 1972 roku i od 1982 roku) i Teatru Zagłębia w Sosnowcu (w latach 1972-1982). Współpracował też z Gliwickim Teatrem Muzycznym. Występował też na scenach innych teatrów w regionie m.in. w Teatrze Nowym w Zabrzu czy Teatrze Polskim w Bielsku-Białej.

Nieprawdopodobnie porządny

Aktor doskonale był znany publiczności z ról filmowych, szczególnie z kultowych obrazów Kazimierza Kutza - "Sól ziemi czarnej" i "Perła w koronie". - Dziewięćdziesiąt procent aktorów to, za przeproszeniem, straszne mendy. A on nie. Ma urodę amerykańskiego aktora i jakiś taki blask w sobie. Mógłby śmiało grywać w westernach - mówił o Bernardzie Krawczyku reżyser Kazimierz Kutz. Byli kolegami od lat gimnazjalnych. - Nieprawdopodobnie porządny, otwarty, niekonfliktowy, z życzliwością odnoszący się do wszystkich, umiał cieszyć się życiem, a przy tym pracowity. To praca chyba go tak dobrze trzymała - wspomina dzisiaj reżyser.

Będę pracował, dopóki mam dobrą pamięć

Bernard Krawczyk nieustannie podejmował nowe artystyczne wyzwania, pomimo sędziwego wieku. - Wiem, że powinienem trochę przystopować, ale z drugiej strony, dopóki mam dobrą pamięć i póty mi proponują kolejne role, będę pracował - mówił w swoim ostatnim wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Na scenie Teatru Śląskiego można było go oglądać w "Piątej stronie świata", "Czarnym ogrodzie", "Wujku 81. Czarnej balladzie", "Conradzie", "Himalajach", a także w monodramie "Śmieszny staruszek" [na zdjęciu]. Wspólnie z dużo młodszymi od siebie kolegami muzykami, Ireneuszem Osieckim i Grzegorzem Płonką, koncertował gościnnie z recitalem, w programie którego były polskie i śląskie pieśni.

W ostatnich miesiącach przygotowywał się do nowej roli w spektaklu poświęconym 150-leciu Królewskiej Huty według tekstu i w reżyserii Ingmara Villqista, którego premiera miała odbyć się w październiku w Chorzowskim Centrum Kultury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji